Co w aktach drzemie?

​Rozmowa z Maciejem Bartkowem, autorem projektu „Tajemniczy Bytom”

  • Wydanie: ZB_17_15
  • Data:
  • Autor: Marcin Hałaś
  • Artykuł był oglądany 3607 razy

– Jest pan znany z zajmowania się przeszłością. Do tej pory dotyczyło to przede wszystkim okresu zaraz po wojnie. Napisał pan m.in. książki o Szybie Południowym kopalni „Miechowice” oraz działalności niemieckiego Werwolfu. Obecnie na stronie internetowej „Tajemniczy Bytom” publikuje pan fragmenty meldunków Służby Bezpieczeństwa z lat 80. XX wieku. Skąd ten pomysł?

– Na pozór wydaje się, że sporo o tych czasach wiemy, a tak naprawdę jest to już historia, która właścwie nie została opisana. Powstaje problem, skąd brać źródła. Trudno bazować na przykład tylko na materiałach publikowanych w ówczesnej prasie – była ona wydawana przez kontrolowany przez komunistów koncern, podlegała cenzurze, a więc siłą rzeczy zawierała jednostronny, najczęściej propagandowy przekaz. W tym czasie codziennie w Miejskim Urzędzie Spraw Wewnętrznych w Bytomiu sporządzano meldunki o aktualnej sytuacji społecznej, gospodarczej i politycznej. Trafiały one do Zespołu Analityczno-Informacyjnego WUSW w Katowicach i zawierały informacje o prawdziwych nastrojach społecznych oraz wielu wydarzeniach, o których prasa nie pisała.

– Te meldunki znajdują się dzisiaj...

– W archiwum Instytutu Pamięci Narodowej. Często jest on przedstawiany niezgodnie z prawdą jako instytucja powołana wyłącznie w celach dokonania lustracji czy poszukiwania agentów. Tymczasem to olbrzymia kopalnia wiedzy na temat historii Polski w latach 1944-89. Znajduje się tam ogrom dokumentów, pokazujących jak wówczas wyglądało nasze życie. 

– Dzisiaj często postrzega się PRL przez pryzmat filmów Barei – jako „najweselszy barak w obozie socjalistycznym”.

– To tylko jedna część rzeczywistości, zapewne ta mniej istotna. W dokumentach, jakie zostały po Miejskim Urzędzie Spraw Wewnętrznych w Bytomiu i Służbie Bezpieczeństwa, znajdują się również rzeczy budzące zgrozę. Można przeczytać, jak SB inwigilowała ludzi, jak potrafiono ludzi szykanować, a wręcz niszczyć im życie. Znalazłem na przykład historię mieszkanki Miechowic, która dostała paszport na wyjazd do Niemieckiej Republiki Federalnej. Chciała tam zostać na stałe, więc sprzedała wszystko – samochód, mieszkanie, stragan, jaki miała na handlu. Do SB trafił donos Tajnego Współpracownika, mówiący, że osoba ta chce zostać na Zachodzie. Najprawdopodobniej napisał go bliski znajomy, bo swoim zamiarem przecież nie chwaliła się szeroko. Po uzyskaniu takiej informacji – natychmiast unieważniono jej paszport i kobieta została „na lodzie”. To, co rzuca się w oczy – to ścisła i permanentna inwigilacja. Nie było właściwie środowiska ani zakładu pracy, w którym nie działałoby kilku lub kilkunastu konfidentów, czyli Tajnych Współpracowników. W meldunkach pojawiają się informacje uzyskane od tych agentów. Inwigilowano i szykanowano osoby podejrzewane o prowadzenie działalności opozycyjnej. Czasami natknąć można się na ciekawe rzeczy związane z ich działalnością. Na przykład zachował się w archiwum stenogram wykładu historycznego, jaki wygłosił podczas Tygodnia Kultury Chrześcijańskiej Piotr Woźniak. Jakiś funkcjonariusz lub agent był na tym wykładzie i wszystko zanotował.

– Siłą rzeczy pojawia się kwestia owych agentów, czyli tajnych współpracowników. Kim oni byli?

– W meldunkach występują jedynie pod pseudonimem. Oczywiście można dotrzeć do ich teczek pracy i ustalić nazwiska, sprawdzić, na czym polegała ich działalność. Ale z archiwów można dowiedzieć się także o ludziach, którzy pozostawali niezależni, nie dali się złamać. Jedną z osób stale poddawanych inwigilacji był pracujący w ówczesnej kopalni „Dymitrow” Piotr Boruszewski. W jednym z meldunków znalazłem informację, że na żądanie SB odmówiono mu urlopu, aby nie mógł pojechać do Gdańska na odprawianą tam przez Jana Pawła II mszę dla ludzi pracy. Służba Bezpieczeństwa potrafiła interweniować nawet w tak na pozór drobnych sprawach. Na Boruszewskiego donosiło kilkudziesięciu Tajnych Współpracowników. Z kolei w innym z meldunków zachował się donos, że powszechnie dziś znana w Bytomiu Danuta Skalska podczas wizyty Jana Pawła II w Polsce, będąc nauczycielką w szkole podstawowej, wraz ze swoją klasą w czasie lekcji wyszła zwiedzać wystawę w Muzeum Górnośląskim, a w rzeczywistości udała się do jednego z mieszkań prywatnych, gdzie wspólnie z uczniami oglądała transmisję odprawianej przez papieża mszy. Donosy dotyczyły nawet najdrobniejszych sytuacji – na przykład, że inżynier X. opowiadał w pracy antysocjalistyczne dowcipy. Dzisiaj wydaje to się śmieszne, ale wówczas taki meldunek mógł być dla kogoś źródłem wielu problemów.

– Co jeszcze w archiwach drzemie?

– Zawsze mnie irytuje, gdy ktoś mówi, że IPN to „kopalnia haków” i najlepiej zabetonować archiwa. To przede wszystkim nieocenione źródło wiedzy, która do tej pory była tajna. Historycy mogą korzystać z tych materiałów, znajdując tam rzeczy, o których wcześniej nikt nigdy nie pisał. Udało mi się na przykład opisać postać Edwarda Szlagora – żołnierza WiN-u, który po wojnie działał i mieszkał w Bytomiu.

 

Ocena: 5,00
Liczba ocen: 0
Oceń ten wpis

Komentarze

Nikt jeszcze nie komentował tego artykułu, dodaj pierwszy komentarz.

Partnerzy