Niebiesko-czerwoni niesieni dopingiem kibiców rozpędzili się na dobre już w pierwszej, wygranej 24:15 kwarcie. W kwarcie drugiej, dość wyrównanej, też byli lepsi (19:14), ale mieli przestoje, podczas których długo nie potrafili trafić do kosza. I kiedy po pierwszej połowie spotkania Polonia zdobyła tylko 43 punkty, na widowni zaczęto z rozczarowaniem komentować, iż tym razem "stówa nie pęknie". Wydawało się bowiem, że nasi tego dnia nie mają zwyczajowej łatwości zdobywania punktów.
Nic bardziej mylnego, z czasem bytomianie się bowiem rozstrzelali. W trzeciej i czwartej kwarcie łącznie uzyskali 60 punktów, a ich rywale dość kompromitujące 18. Szalał Bartosz Wróbel, który dziurawił kosz krakowian kolejnymi trójkami, a w walce podkoszowej równych sobie nie miał skutecznie przepychający się Filip Pruefer. Efektowne akcje zaliczył też Michał Medes. Stówa pękła na minutę przed ostatnią syreną.
Na tle naszych Wisła prezentowała się fatalnie. Momentami była bezradna wobec szczelnej obrony gospodarzy i kompletnie nie miała pomysłu na rozegranie akcji. To była różnica klas, ale tak wygląda zdecydowana większość pojedynków podopiecznych trenera Mariusza Bacika.
Po dwunastej wygranej z rzędu (inne wyniki się naszym nie zdarzają) są oni liderem w tabeli. A w najbliższą środę wybierają się na następny mecz do Częstochowy.
Komentarze