Zamknij

Nostalgia na sprzedaż

Marcin Hałaś Marcin Hałaś 10:09, 02.08.2025 Aktualizacja: 10:13, 02.08.2025
Skomentuj

Bytomski Jarmark Staroci to jedno z dwóch przedsięwzięć kulturalnych w Bytomiu, które trwa od czasów PRL-u. Nie tylko trwa, ale rozwija się i... zarabia na siebie.

Zaryzykujmy porównanie, toutes proportions gardées: z czasów PRL-u tylko dwie imprezy kulturalne w Bytomiu przetrwały i rozwijają się. Są to: Konkurs Wokalistyki Operowej im. Adama Didura (dziś już międzynarodowy) oraz Bytomski Jarmark Staroci (dziś już międzynarodowy). W tym czasie rodziły się i upadały m.in.: Międzynarodowa Konferencja Tańca Współczesnego, Teatromania, Impulsy i inne pomniejsze BZiK-i (BZiK to Bytomska Zima Kabaretowa). Różnica jest taka: Konkurs im. Adama Didura organizowany jest co 5 lat (albo rzadziej) i wymaga dużego dofinansowania; Jarmark Staroci odbywa się co miesiąc i przynosi dochód.

Kto rano wstaje...

Na giełdę w Szombierkach przychodzi się rano."Kto pierwszy ten lepszy, kto rano wstaje, temu Pan Bóg daje...". Im wcześniej tym lepiej. Bo rano można "trafić" najlepsze okazje. Ale z tymi okazjami jest tak, że możemy je "trafić tylko "fuksem". Bo zazwyczaj tak naprawdę cenne obiekty nie trafiają na giełdę. Antykwariusz wystawia taki artefakt na portalu aukcyjnym - Allegro albo e-Bayu i w ten sposób mogą się o niego "bić" (sprzedaż odbywa się w formie licytacji) potencjalni nabywcy z całej Polski (i zza granicy), a sprzedawca ma gwarancję uzyskania najwyższej ceny.

Działa też inny mechanizm: prawdziwi kolekcjonerzy, chodzący na giełdę od wielu lat mają "swoich" zaprzyjaźnionych sprzedawców. Kiedy taki antykwariusz trafia na coś, co znajduje się w polu zainteresowań - odkłada to dla znajomego klienta. Ergo: okazję na giełdzie staroci można "złapać" tylko wówczas, kiedy jakiś przedmiot znajdzie się w ofercie sprzedawcy, który nie zna dokładnie jego wartości (np. ktoś specjalizujący się w porcelanie albo militariach sprzedaje plik pozyskanych "przy okazji" fotografii, a wśród nich zapląta się taka, która warta jest nie kilkanaście, a kilkaset złotych). Ale żeby polować na takie właśnie okazje - na giełdę przychodzi się wcześnie rano.

Szwarc, mydło, szydło, powidło

Co znajdziemy na bytomskim jarmarku? Na podstawie wieloletnich bytności i obserwacji postaram postawię taką tezę: 50 procent starzyzny, 40 procent tzw. vintage oraz "antyków" pochodzących z dwóch ostatnich dekad XIX wieku oraz jakieś 10 procent ciekawych obiektów kolekcjonerskich.

Starzyzna - to rzeczy, które jeszcze kilkanaście lat temu wyrzucaliśmy na śmietnik, a niektórzy wyrzucają je do dziś. Stare modele telefonów komórkowych, przedmioty użytkowe i ozdobne oraz zabawki z czasów realnego socjalizmu, walizki pełne fotografii i pocztówek, nie przedstawiających wielkiej wartości, a nawet kostki mydła produkowanego w PRL. Niektóre z tych przedmiotów są w takim stanie, że realnie nadają się na śmietnik właśnie.

Vintage to przedmioty ładne, stylowe, wyglądające na stare i rzeczywiście często mające 100-150 lat. Tyle, że nie wszystko, co wygląda na antyk ma wartość unikatową. W ostatnich trzech dekadach XIX wieku do Europy Zachodniej masowo sprowadzano wyposażenie wnętrz produkowane np. w Indiach. To piękne rzeczy, jeśli są w dobrym stanie zachowania, jednak jest to już masowa produkcja z tamtej epoki, a nie jakieś szczególne arcydzieło. Podobnie jest z militariami: spora część z nich nie jest unikatowa.

Na giełdzie staroci są też "arystokraci" specjalizujący się w rzeczach drogich: zegarkach, markowej porcelanie, wyrobach ze srebra. Żeby coś u nich kupić trzeba mieć "na starcie" kilkaset złotych. Ale najwięcej jest chyba sprzedawców, którzy mają wszystkiego po trochu. Co ciekawe, mimo długiej tradycji jarmarku sprzedawcy raczej nie pogrupowali się w sektory tematyczne. I jeszcze na koniec: na Szombierkach można kupić naprawdę wszystko. Od całego pieca po ornat maszalny.

Nie targować się to grzech

Na Bytomskim Jarmarku Staroci obowiązuje ta sama zasada, co na arabskich targach - trzeba się targować. Jeżeli coś jest wyceniona na 100 złotych, to pójdzie za 90, jeśli tylko klient zapyta, czy można taniej. Ale jak będzie się targował - to zbije cenę do 80 złotych, a przy odrobinie determinacji i szczęścia jeszcze niżej.

Czasem nawet nie trzeba się targować. Przykład z piątku 1 sierpnia. Na jednym ze stoisk trafiam na fotografię wizytową (tzw. kartonikową) z atelier Maksymiliana Kohna w Częstochowie. Na podstawie winiety datuję ją na pierwszą dekadę XX wieku. Pytam o cenę: - 50 zł. Kiedy odkładam i dziękuję, sprzedający mówi: - 35 złotych. Nie wyrażam zainteresowania, więc słyszę: - 30 zł. Na tym zdjęciu jest znana osoba z Częstochowy.

Fotografuję zdjęcie i wysyłam ją znajomemu. Mieszka w Kutnie i posiada jedną z największych w Polsce prywatnych kolekcji dawnej fotografii. Odpisuje mi: - Dzisiaj to jest dobra cena. Proszę sobie zobaczyć, jakie ceny są na Allegro. Teraz bardziej opłaca się e-Bay i zagraniczne sklepy kolekcjonerskie. Więc w sobotę kupuję dla znajomego tę fotografię  atelier Kohna za "symboliczne" 30 zł. Ate tylko dlatego, że sprzedający nie znał się na wycenie dawnej fotografii, trafiła do niego zapewne przypadkiem. Dla takich "trafień" warto krążyć po bytomskiej giełdzie.

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz


Dodaj komentarz

🙂🤣😐🙄😮🙁😥😭
😠😡🤠👍👎❤️🔥💩 Zamknij

Użytkowniku, pamiętaj, że w Internecie nie jesteś anonimowy. Ponosisz odpowiedzialność za treści zamieszczane na portalu zyciebytomskie.pl. Dodanie opinii jest równoznaczne z akceptacją Regulaminu portalu. Jeśli zauważyłeś, że któraś opinia łamie prawo lub dobry obyczaj - powiadom nas [email protected] lub użyj przycisku Zgłoś komentarz

0%