Ponad sto lat temu Mary Richmond, której mam ponoć wizerunek wytatuowany na plecach, zdefiniowała, czym naprawdę jest profesjonalne pomaganie. To nie gest serca ani filantropia w wydaniu kawiarnianym. To praca oparta na diagnozie, obserwacji i umiejętności widzenia człowieka w kontekście jego środowiska. Dlatego dziś, kiedy słyszę o planach uwolnienia zawodu pracownika socjalnego, mam wrażenie, że ktoś myli wolność z chaosem.