Obiecałem jednemu z internautów, obserwujących "Życie Bytomskie" na Facebooku, że odniosę się do jego opinii. Poszło o honorowanie Georga Brüninga - w Bytomiu ma wkrótce stanąć jego pomniczek w formie ławeczki z siedzącym na niej nadburmistrzem. Piszę "pomniczek", bo to będzie raczej rzeźba plenerowa niż pomnik z cokołem (taki jak ma np. hrabia Reden w sąsiednim Chorzowie).
Otóż ów komentator napisał: " W czasach burmistrzowania Brüninga Beuthen był częścią Niemiec i w ramach Niemiec się rozwijał. Dodajmy że w tamtych czasach władze niemieckie (szczebla centralnego i lokalnego) realizowały politykę, delikatnie mówiąc, szowinistyczno-ksenofobiczną i mówiąc jeszcze delikatniej mało empatyczną wobec Polaków w ogólności (Polski na mapie Europy nie było m.in. wskutek XVIII-wiecznej działalności państwa pruskiego ), a w szczególności wobec Górnoślązaków o orientacji polskiej. A więc Herr Brüning działał na rzecz niemieckiego Beuthen, a nie beznarodowego miasta na Górnym Śląsku. A zatem czym sobie zasłużył Herr Brüning (poza przyczynianiem się do rozwoju ówczesnych Niemiec poprzez rozwijanie ówcześnie niemieckiego miasta), żeby obecne władze polskiego Bytomia fundowały mu za publiczne pieniądze ławeczkę pamięci? Rozumiem dbałość o prawdę historyczną czy obiektywną narrację historyczną, ale po co taki denkmal i to za publiczne pieniądze? Czemu to ma służyć? Bo nie można przecież podejrzewać samorządu Bytomia o germanofilię".
Odpowiem tak: rzeczywiście - to nie ulega wątpliwości - Georg Brüning był Niemcem i pracował na rzecz rozwoju niemieckiego miasta. Równocześnie - nie ma żadnych historycznych świadectw ani przesłanek, by sądzić że brał udział w działaniach w ramach tzw. kulturkampf Bismarcka (była to przede wszystkim walka z Kościołem katolickim, a sam Brüning był katolikiem). Nie ma także żadnych historycznych świadectw, iż Brüning brał udział w jakichkolwiek działaniach antypolskich w Beuthen czy na Górnym Śląsku. Co więcej, prasa polska z tamtego czasu odnotowywała, że do Polaków odnosił się dobrze. Na emeryturę przeszedł w roku,w którym wybuchło pierwsze powstanie śląskie. W Plebiscycie głosował zapewne za przynależnością Górnego Śląska do Niemiec, ale to oczywiste - przecież był Niemcem. Zmarł w 1932 roku - w tym samym roku, w którym NSDAP doszła do władzy w Niemczech, nie był zaangażowany w działalność partii faszystowskiej.
Georg Brüning był obywatelem, pracującym dla dobra społeczeństwa w państwie, narodzie i języku, w jakim się urodził. Dobrze zarządzał miastem, którego był menedżerem. Zapewne nie wyobrażał sobie, że to miasto stanie się kiedyś częścią innego państwa - tym bardziej państwa, które w czasie jego życia nie istniało. Jeżeli dzisiaj honorujemy w Bytomiu Brüninga, to doceniamy nie tyle Niemca, co człowieka, który owocnie pracował dla swego miasta i dla swojego społeczeństwa, człowieka dzięki któremu miasto, w którym dzisiaj mieszkamy jest piękne (choć było piękniejsze, zanim zostało zniszczone w ciągu kilkudziesięciu lat trwania PRL - państwa komunistycznego, ale rządzonego przez polskich komunistów). I naprawdę bardzo bym chciał, żeby w podobny sposób współcześni Ukraińcy doceniali dzieło i honorowali Polaków, którzy budowali Lwów - np. burmistrza Zimorowicza, prezydentów Ziemiałkowskiego i Ostrowskiego albo Franciszka Smolkę, z którego inicjatywy usypano tam Kopiec Unii Lubelskiej na Wysokim Zamku.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz