Jest taka pora w roku szkolnym, gdy wszystko stoi w miejscu. Czerwiec po piętnastym to stan zawieszenia. Niby lekcje jeszcze są, niby dzwonki dzwonią, niby ktoś coś sprawdza, ale w powietrzu wisi już tylko oczekiwanie. Dzieci się nudzą, nauczyciele się męczą, rodzice zerkają na plan lekcji i zadają sobie pytanie: „Po co to wszystko?".
W klasach królują filmy, najlepiej te, które już każdy widział albo takie, których nikt nie chce oglądać. Starsze roczniki marzą o końcu, młodsze wiercą się na krzesłach i zadają najważniejsze z dziecięcych pytań: „Kiedy wreszcie koniec?". Nikt już niczego nie przyswaja, niczego się nie uczy. Liczy się tylko kartka z kalendarza i ta jedna magiczna data: zakończenie roku szkolnego.
Cała ta sytuacja przypomina czekanie na Sylwestra z playbackiem na wszystkich kanałach telewizyjnych. Człowiek najchętniej poszedłby spać, bo wie, że i tak nic dobrego się nie wydarzy, ale głupio, bo znajomi patrzą i trzeba dotrwać. Dokładnie tak samo jest w szkolnych ławkach. Wszyscy udają, że coś się dzieje, choć w rzeczywistości nie dzieje się już nic. Ani odkryć, ani inspiracji, ani sensu. Po prostu przetrwać do końca.
A przecież można inaczej. Mniej siedzenia, więcej bycia. Mniej patrzenia w ekran, więcej patrzenia pod nogi i przed siebie. Czerwiec to idealny moment, żeby zabrać dzieciaki na wycieczki, nie do aquaparku czy galerii handlowej, ale po najbliższej okolicy. Pokazać im miejsca, których nie znają, choć mijają je codziennie. Opowiedzieć o historii ulicy, wsi, miasta. O ludziach, którzy tu żyli. O drzewach, które rosną od stu lat. O kamieniach z dawnymi napisami i tajemnicami, których nie znajdzie się w żadnym podręczniku. Tożsamość nie buduje się przy biurku ani na Tik-Toku. Nie rodzi się z prezentacji multimedialnych. Pojawia się wtedy, gdy dotknie się prawdziwego świata i usłyszy prawdziwe opowieści.
A skoro już wyjść w teren, można też uczyć wolontariatu. Seniorów w Polsce szybko przybywa. W 2023 roku było ich 9,9 miliona. W 2030 roku będzie już ponad 11 milionów. W 2050 roku aż 13,7 miliona. To niemal 40 procent społeczeństwa. Nie będzie szkoły, klasy ani zawodu, który nie odczuje tej zmiany. Dlaczego więc już teraz nie pokazać dzieciom, że warto pomagać? Że obok mieszka sąsiadka, której warto przynieść zakupy. Albo dziadek z ulicy obok, który kiedyś był strażakiem i ma do opowiedzenia historię lepszą niż niejeden film. Albo samotna pani Wanda, której potrzebna jest rozmowa bardziej niż tabletki. To też jest lekcja. Może ważniejsza niż kartkówka i sprawdzian.
Tymczasem dzieci siedzą w klasach. Oglądają filmy. Odliczają dni. Rodzice w tym czasie albo milczą i liczą godziny do wakacji, albo próbują tłumaczyć sens tego czerwcowego dryfu, albo – co najgorsze – krytykują nauczycieli w obecności dzieci. I robi się z tego chaos, z którego nie rodzi się nic dobrego. Ani szacunek, ani autorytet, ani rozwiązanie.
Może warto wreszcie połączyć sens z rzeczywistością. Zanim zabrzmi ostatni dzwonek.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz