Za nami Dzień Pracownika Socjalnego i Służb Społecznych. Piątek, 21 listopada. Data, która w kalendarzu mija niemal niezauważona, przykryta warstwą uśmiechniętych emotikonów i pastelowych grafik z napisem „Miłego dnia”.
Bo w tym samym dniu przypada też Światowy dzień życzliwości i pozdrowień, który w sieci zyskał status niepodważalnego święta lajków. Wystarczy zajrzeć na media społecznościowe, żeby zobaczyć, jak tysiące ludzi pozdrawia się nawzajem, wysyła wirtualne serduszka, kwiatki i zdjęcia kawy. A gdzie w tym wszystkim ci, którzy na co dzień mierzą się z ludzkim kryzysem, zmęczeniem, samotnością i rozpaczą, próbując z tych strzępów poskładać coś, co pozwoli drugiemu człowiekowi normalnie funkcjonować?
Kilka lat temu, chyba w 2021 roku, postanowiłem sprawdzić, kto o nich pamięta. Napisałem do wszystkich posłów i senatorów z pytaniem, czy złożyli życzenia pracownikom systemu pomocy społecznej. Czy wysłali choćby krótkiego maila, kartkę, cokolwiek, co świadczyłoby o tym, że dostrzegają ludzi, którzy podtrzymują ten system w pionie. Wynik był, delikatnie mówiąc, przygnębiający. Wystarczyłoby mi policzyć tych pamiętających na wszystkich palcach, łącznie ze stopami.
I tu pojawia się kontrast, który trudno zignorować. Kiedy jest święto nauczyciela, policjanta czy górnika, internet płonie. Są grafiki, fanfary, wspomnienia, patos i całe galerie podziękowań. A kiedy przychodzi 21 listopada, nagle zapada cisza. Na głównej tablicy lądują głupkowate obrazki o dniu życzliwości i pozdrowień. Brakuje tylko memów z kawusią, żeby dopiąć tradycję.
A jednak to właśnie pracownicy systemu pomocy społecznej, w każdym ze swoich działów, wchodzą tam, gdzie świat nie zagląda chętnie. Do historii pełnych strachu, do mieszkań wyziębionych nie tylko brakiem ogrzewania, ale brakiem nadziei. Do sytuacji, których przeciętny człowiek wolałby nie widzieć. Ich praca nie ma fanfar. Nikt nie staje pod ośrodkiem pomocy społecznej z transparentami dziękującymi za służbę.
Niech więc ten 21 listopada będzie chociaż przez chwilę o nich. O ludziach, którzy zamiast wirtualnej życzliwości praktykują tę prawdziwą, trudną i codzienną. Jeśli ktoś zasługuje na pozdrowienia, to właśnie oni. Niech wiedzą, że mimo ciszy w sieci i braku kolorowych laurek ktoś naprawdę widzi ich wysiłek. Bo to, co robią, nie jest dla lajków. Jest dla ludzi.