Cała Polska żegna Joannę Kołaczkowską, niekwestionowaną gwiazdę polskiego kabaretu. Nie będę kolejną osobą obnoszącą się ze swoim żalem ani przypominającą ze łzami swoją dogłębną zażyłość z Gwiazdą. Po zarówno pierwsze, jak i drugie odsyłam gdzie indziej. Gdzie? Wszędzie!
Natomiast na marginesie żałoby narodowej, nota bene pierwszej od lat prawdziwej i nie motywowanej politycznie, warto zadać sobie kilka pytań. Nie o Nią. O nas.
“Była jednym jedynym jasnym elementem w tym zalewie przygłupiego błota, które od 30 lat nazywają polskim kabaretem” - mówią przy okazji epatowania swoim żalem ludzie, których wiedza o tym, czym jest współczesny kabaret, ogranicza się do znajomości kilku wciąż powtarzanych skeczów, które widzieli w komercyjnej telewizji na P.
Otóż drodzy żałobnicy, poza okresem 2000-2020, gdy na wasze życzenie został zredukowany do tworzonych najtańszym kosztem skeczów na potrzeby przygłupich programów telewizyjnych, polski kabaret był i jest formą kameralnego teatru. Na tyle kameralnego, że można zagrać go i w klubie studenckim, i w większej restauracji lub kawiarni. Jest formą teatralną, więc jego twórcy tworzą spektakle: coś, co ma początek, rozwinięcie, kulminację i finał. Trzyminutowy skecz, który oglądacie w telewizji jest albo urywkiem czegoś większego, albo został zaplanowany z myślą o przygłupim programie telewizyjnym.
I kabaret jako forma teatralna ma się dobrze.
Spektakle kabaretowe, szczególnie młodych, studenckich kabaretów, zachwycają pomysłowością, abstrakcyjnym humorem i odwagą opowiadania o złożonej dookolnej rzeczywistości. Ale żeby się o tym przekonać, trzeba wstać z kanapy, kupić bilet i spędzić wieczór w towarzystwie innych wielbicieli kabaretu. Bo siedzenie na kanapie i przełączanie pilotem kanałów co prawda prowadzi do znawstwa, ale nie kondycji współczesnego polskiego kabaretu, a zawartości bloków reklamowych.
Co roku umiera jakiś wybitny muzyk jazzowy czy klasyczny, malarz albo rzeźbiarz. Aktor znany z filmu czy teatru. Śpiewak operowy czy tancerz. Co roku z tejże okazji przelewa się przez media fala wspomnień i żalu. Ale nie przypominam sobie, żeby komentatorom służyło to jako pretekst do gnojenia czy też bliskoznacznego - mieszania z błotem wszystkich tych, którzy zostali, a mają szczęście lub pecha uprawiać tę samą, co zmarły profesję. I nie wyobrażam sobie, żeby na sądy o kondycji jakiejś gałęzi sztuki pozwalał sobie ktoś, czyj z nią kontakt polega na sporadycznym oglądaniu jej w telewizji na P.
Widać zatem, że nie tylko na piłce nożnej i polityce zna się w Polsce każdy i najlepiej. Na kabarecie też.
Skoro tak, to czemu tak smutno?
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz