Zamknij

Wszystkie twarze gwiazdy

Marcin Hałaś Marcin Hałaś 02:05, 22.09.2025 Aktualizacja: 02:09, 22.09.2025
Skomentuj

Joanna Kściuczyk-Jędrusik jest wielką gwiazdą, a zarazem artystką wierną Operze Śląskiej.

Potrafi wcielić się w każdą rolą: była Halką i Madamą Buterfly, ale także Marleną Dietrich i Edith Piaf.

W artystycznej biografii Joanny Kściuczyk znajdziemy informację, że ukończyła Akademię Muzyczną w Gdańsku. W rzeczywistości jest artystką ze Śląska. - Urodziłam się w Chorzowie-Batorym, niedaleko stadionu Ruchu, na którym ojciec uczył mnie jeździć na rowerze - wspomina. Studia rozpoczęła na Akademii Muzycznej w Katowicach, potem przeniosła się do Krakowa, skąd niemal na każdy weekend przyjeżdżała do rodzinnego domu na Śląsku.

W Gdańsku znalazła się już na ostatnim roku za sprawą... krakowskiej atmosfery. - Powietrze wówczas było w Krakowie jeszcze gorsze niż na Górnym Śląsku, często chorowałam na gardło, brałam antybiotyki - opowiada artystka. - Nasz laryngolog zalecił mi zmianę klimatu i w ten sposób egzamin dyplomowy zdawałam na Wybrzeżu.

Wielkie kreacje

Ale do swego "heimatu" wróciła błyskawicznie. Od 1992 roku jest etatową solistką Opery Śląskiej i to właśnie na bytomskiej scenie stworzyła swoje największe kreacje. Śpiewała m.in. tytułową partię w "Madamie Buterlfy", była Tatianą w "Eugeniuszu Onieginie", Neddą w "Pajacach", Maryną w "Borysie Godunowie", wreszcie Halką w narodowej operze Stanisława Moniuszki. O tej kreacji wspominał nawet reżyser Mariusz Weiss-Grzesiński w swojej książce "Antygona w piekle". Bohater tej powieści: "bywał w Operze Śląskiej i tam pewnego wieczoru doznał wstrząsu, kiedy krucha i niepozorna artystka o zabawnym nazwisku Kściuczyk zaśpiewała Halkę w tak przejmujący sposób, że w czasie arii o duszyczce "jak krzew połamany" płakał rzewnymi łzami razem z pozostałą widownią". W 2009 roku uhonorowaną ją Teatralną Nagrodą Muzyczną im. Jana Kiepury dla najlepszej śpiewaczki.

Joanna Kściuczyk-Jędrusik ma w swoim repertuarze partie dramatyczne, m.in. w "Tanhauserze" Wagnera czy współczesnej operze "Muzeum Histeryczne Mme Eurozy". Ale równie dobrze czuje się w rolach operetkowych, ba jest ich niekwestionowaną królową. Była wesołą wdówką, Rozalindą w „Zemście nietoperza” i Sylwią w "Księżniczce czardasza", występowała też w "Baronie cygańskim". Publiczność kochała ją w tych kreacjach, zapewne dlatego że Joanna Kściuczyk-Jędrusik posiada nie tylko wielki talent wokalny, ale również aktorski.

Zagrać legendę

Jej mężem był nieżyjący od 12 lat kultowy aktor Teatru Rozrywki w Chorzowie Jacenty Jędrusik. Występował w wielu musicalach, był niezapomnianym mistrzem ceremonii w "Cabarecie" i Dyzmą w musicalu o tym samym tytule. Joanna Kściuczyk-Jędrusik nie ograniczyła się tylko do repertuaru operowego i operetkowego. Wcielała się się w legendarne divy i gwiazdy sceny XX wieku. Marię Callas zagrała w spektaklu "Callas. Masterclass", ale recitalowo śpiewała także piosenki Marleny Dietrich, Edith Piaf i Edyty Geppert. W tych właśnie wcieleniach będzie ją można usłyszeć 11 listopada w Centrum Kultury Karolinka w Radzionkowie, gdzie wystąpi z recitalem zatytułowanym "Wielkie kobiety estrady".

Artystka chętnie podejmuje nowe wyzwania. Razem z prof. Tadeuszem Sławkiem i kontrabasistą Bogdanem Mizerskim przygotowują spektakle oparte na poezji, muzyce oraz... improwizacji. Występują z nimi na scenach całej Polski. Gra też rolę świętej Barbary w musicalu "Wujek 81. Czarna ballada", opowiadającym o początkach stanu wojennego na Śląsku i pacyfikacji kopalni Wujek.

Gen śląskiej solidności

Przed laty miała propozycje wyjazdu za granicę i występów we Włoszech. Ale sobie przypomniała, że właśnie pracują nad premierą w Operze Śląskiej, potem muszą zrobić wznowienie. Odezwał się w niej gen śląskiej solidności. - Jak się z kimś na coś umawiam, to wiem, że nie mogę zawieść - mówi pani Joanna.

Ale Joanna Kściuczyk-Jędrusik to nie tylko wielkie występy sceniczne. Od wielu lat artystka charytatywnie współpracuje z katowickim hospicjum Cordis, regularnie śpiewając dla podopiecznych. Są chwile niezwykłe, na przykład kiedy śpiewała "prywatny" koncert przy łóżku mężczyzny, który nie mógł już wstać ani mówić, ale miał jeszcze pełen kontakt z rzeczywistością. - Na pożegnanie powiedziałem mu, że przyjadę za znowu kilka dni - opowiada artystka. - Dwa dni później zadzwoniono do mnie z hospicjum z informacją, że on umarł. Zrobiło mi się strasznie smutno. Została jednak świadomość, że dałam mu przed śmiercią trochę radości.

Czy stając przed publicznością odczuwa tremę? - Trema to strach - mówi artystka. - Ja raczej czuję odpowiedzialność. Jestem odpowiedzialna za to, żeby ludzie, którzy siedzą siedzą na widowni poczuli w czasie spektaklu, że w są w innym świecie tworzonym na scenie i żeby wyszli z teatru szczęśliwi i zadowoleni.

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarze (0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%