Z wielkim rozmachem odbyła się tam 12. już edycja Biegu Świętych Mikołajów przygotowana jak zwykle przez Stowarzyszenie MYbytomianie kierowane przez byłego prezydenta, Piotra Koja. Jak zwykle też miała ona na celu wsparcie podopiecznych Wspólnoty Burego Misia, która od 41 lat opiekuje się niepełnosprawnymi intelektualnie i ruchowo. Przypomnijmy, że to grupa niezwykle zaangażowanych wolontariuszy starających się spędzać ze swymi podopiecznymi jak najwięcej czasu, zabierających ich na spacery, czy obozy, a także pomagających im w codziennym życiu.
Prawdziwi i... popkulturowi
Tegoroczny Bieg Świętych Mikołajów przyciągnął tłumy. Zgodnie z zasadami jego uczestnicy założyli mikołajowe stroje: jedni prawdziwe, a więc stroje biskupa, inni te popularniejsze, bo wypromowane przez popkulturę, a więc czerwone spodnie i płaszcze oraz długie białe brody i czapki z pomponem. Podobnie ubrali się ci, którzy startujących oglądali żywiołowo im kibicując na trasie. Wszyscy zawodnicy w zależności od wieku i możliwości decydowali się na udział w rozgrywanym na Rynku i w jego okolicach biegu lub też wyścigu nordic walking.
Dzieci mające do 7 lat pobiegły na dystansie 100m wzdłuż Rynku, 8-11 lat na 200m, a te z przedziału 12-15 lat miały do pokonania 400m. W biegu głównym i marszu nordic walking uczestnicy zmierzyli się z dość wyczerpującą dla niektórych trasą liczącą około 4,5 km. Rywalizacja była ogromna, emocje podobnie, ale jak powszechnie powtarzano przede wszystkim liczyła się dobra zabawa.
Płaszcz trochę się plątał
- Po raz czwarty bierzemy udział w tej imprezie i jak zawsze jest świetnie, a my się doskonale bawimy, choć trochę zimno doskwiera. Kiedyś startowałem sam, ale z czasem dołączyli do mnie żona i dwójka dzieci, bo ich do tego przekonałem. Teraz to one mają najwięcej frajdy - mówił nam jeden z biegaczy.
Inni też byli zadowoleni: - Jestem po raz pierwszy. Kolega mnie namówił twierdząc, że tu jest wspaniała atmosfera. I rzeczywiście miał rację, widzę, że coś w tym bytomskim wydarzeniu jest wyjątkowego. Brałem udział w wielu biegach charytatywnych, ale w takim, w którym trzeba być przebranym za Mikołaja jeszcze nie. Płaszcz mi trochę na początku przeszkadzał, plątał się między nogami, ale dałem radę. Oczywiście wrócę tu za rok - komentował ze śmiechem mieszkaniec Rudy Śląskiej.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz