Arabe żył w Bytomiu na przełomie lat 50. i 60. XX wieku. Trudno powiedzieć o nim, że mieszkał w naszym mieście, bo formalnie był bezdomnym włóczęgą. Koczował na hałdach, trudnił się zbieraniem złomu. Razem z wózkiem na złom i swoimi psami (według relacji miał ich kilka) wędrował po całym mieście, przez co stał się postacią powszechnie znaną. Kto jednak krył się za tym przydomkiem i osobą - jakbyśmy to dziś powiedzieli - wykluczoną społecznie?
Przeszedł do literatury
10 lat temu Urząd Miejski w Bytomiu ogłosił konkurs pod nazwą „Bytomskie opowiadania”. Jego owocem była książka pod takim właśnie tytułem, w której zgromadzono kilkanaście opowiadań poświęconych naszemu miastu. Pierwszą nagrodę jury przyznało wówczas autorowi tekstu pt. "Arabe". W tym opowiadaniu została przedstawiona hipotetyczna i sensacyjna historia Arabego. Kto jest jej ciekaw, niech zajrzy do książki „Bytomskie opowiadania”.
Nie ulega jednak wątpliwości, że Arabe był postacią prawdziwą.
Mieszkał pod hałdą
Zdobycie bardziej dokładnych informacji dotyczących Arabego wbrew pozorom nie było trudne. W grudniu 1962 roku poświęcony mu reportaż opublikowało "Życie Bytomskie". Tekst nosił tytuł "Człowiek jaskiniowy w Bytomiu". Wszystko zaczęło się od Czytelniczki, która wówczas przyszła do naszej redakcji z następującą interwencją: "Opodal ulicy Muszalika pod hałdą żyje stary człowiek, który od bardzo dawna mieszka pod gołym niebem. Bardzo nam jego żal. Jest opuszczony i nieszczęśliwy. Nikomu nie szkodzi,a dzieci wołają go Arabe. Zainteresujcie się nim, przecież to człowiek."
Dalej Domagalski relacjonował: Dowodu osobistego ani też jakichkolwiek papierów, stwierdzających jego tożsamość, nie posiada. Co skłoniło do tego aby pędzić żywot pod gołym niebem? Wszak może podjąć pracę, żyć i mieszkać po ludzku... - A czy mi tu źle? - odparł. - Żyję sobie jak pączek w maśle. Zarabiam dziennie od 59 do 190 złotych i nikt na mnie nie krzyczy. Nikomu nie zawadzam, nie kradnę i nie rabuję. Żyję uczciwie ze sprzedaży zło mu i tak samo, jak inni, płacę dziennie 1 zł. podatku. Chyba i wam to nie przeszkadza, że tutaj śpię. Zresztą śpię tu tylko w lecie, ale nie sam."
W reportażu znajdziemy także enigmatyczną próbę wyjaśnienia postawy Arabego: Z dalszych wypowiedzi wynikało, że: ten człowiek ma w sobie jakiś wielki żal i pretensje, że kiedyś musiało go spotkać nieszczęście, które pozostawiło w nim piętno do końca życia."
Sprawa miała dalszy ciąg: "Dwa tygodnie temu nadszedł do Bytomia rozpaczliwy list jego żony Anny, która pisała między innymi: „Co porabia Michaś? Umożliwcie mu natychmiastowy przyjazd do domu. Zapewnimy mu pełne utrzymanie i spokój. O jego rychły przyjazd do rodziny prosi również jego najstarszy 32-letni syn Władysław,obecnie ciężko chory, który chce jeszcze przed śmiercią ujrzeć swego ojca."
Koniec historii wciąż nieznany
Jak się skończyła odyseja Arabego? Czy wrócił do rodziny? Tego nie wiemy. Co ciekawe, w tekście pojawiają się dwie wersje jego nazwiska: Najpierw Dobrochłop, a potem Drogochłop. Reportaż z 1962 roku tak komentuje polonista profesor Piotr Obrączka: - Nazwisko Dobrochłop pojawia się raz, natomiast Drogochłop aż 3 razy, więc druga wersja bardziej prawdopodobna. Swoją drogą, takie nazwisko to to bardzo sztuczny twór, myślę, że Arabe je wymyślił na poczekaniu na użytek dziennikarza. I druga sprawa: gdyby Arabe chciał pojechać do rodziny (dokąd?), nie miałby problemów. Dzienny zarobek 50-100 zł to było jak na owe czasy bardzo dużo. Przeciętna pensja wynosiła wówczas ok. 1800 zł, a stypendium (byłem wówczas studentem drugiego roku) wynosiło 500 zł.
Niektórzy wspominają, że tzw. wieść gminna głosiła, że uległ śmiertelnemu zaczadzeniu wyziewami hałdy, która wówczas wciąż dymiła. Ten akurat problem przeżył kloszarda Arabego o pół wieku. W styczniu 2022 zastanawiano się jak ugasić hałdę znajdującą się na granicy Bytomia i Radzionkowa.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz