Na pomysł zorganizowania manifestacji spontanicznie wpadły bytomianki Aleksandra Musil i jej 16-letniej córka Majka. O swojej inicjatywie napisały w mediach społecznościowych szybko znajdując zwolenników. Ci przyszli na Rynek z niebiesko-żółtymi wstążkami i emblematami wpiętymi w kurtki i płaszcze oraz flagami Ukrainy. Wiele osób zabrało też własnoręcznie przygotowane transparenty, na których zapewniano o naszym wsparciu dla ofiar putinowskiej napaści.
Wśród uczestników bardzo spokojnej i podniosłej demonstracji byli też bytomscy radni, prezydent Mariusz Wołosz i jego zastępcy senator Halina Bieda. Wołosz mówił między innymi: - Wojna na Ukrainie toczy się od 8 lat, a świat do tej pory przyglądał się tej sytuacji, licząc na to, że problem rozwiąże się sam. To pierwsze działania wojenne, które toczą się tak blisko nas od 1945 roku. Dlatego musimy być solidarni z Ukrainą nie tylko duchowo, ale udzielając konkretnej pomocy. Takie działania zostały już przez nas podjęte i będą kontynuowane w miarę naszych sił i możliwości.
Na Rynku pojawiło się wielu od dawna mieszkających i pracujących w naszym mieście Ukraińców. - Sytuacja na Ukrainie jest ciężka, wiemy to z doniesień prasowych i z bezpośrednich rozmów z naszymi rodzinami i przyjaciółmi. Ludzie siedzą w piwnicach w obawie przed spadającymi bombami. Ukraińcy potrzebują pomocy materialnej, psychologicznej. W imieniu wszystkich Ukraińców dziękuję miastu za szybką mobilizację i wsparcie w tym trudnym czasie - mówiła Irena Karanets.
Inni uczestnicy manifestacji dodawali: - Dziś jest taki szczególny dzień, że wszyscy powinniśmy mieć i mamy niebiesko-żółte serca. Gdy tylko przeczytałem w sieci o tej akcji, to od razu namówiłem żonę, by tu przyjść, zabraliśmy też dzieci. Chodzą do podstawówki, wiedzą co się dzieje na świecie. Chcę, żeby zrozumiały, w jak ważnym momencie się znaleźliśmy i nie pozostały obojętne. Starszy mężczyzna trzymający ukraińską flagę dodawał: - Musimy pokazać, że jesteśmy solidarni, że Ukraina nie jest sama. Na niej Putin się przecież nie zatrzyma. Polska też mu przeszkadza, więc już teraz musimy działać. Żeby nie było za późno.
0 0
Thanks a lot, Terrific stuff!
paper writer online essay writer free how to write a response paper write my research paper for me cheap
0 0
Seriously all kinds of useful advice!
uc essay help help write my essay essay writing service essay typer
0 0
You said it very well.!
writing descriptive essays https://theessayswriters.com writing service https://essaywritinghelperonline.com
0 0
Jak rozwalono Irak to byla Cisza bo bombardo wala USA !!!!! Zniszczono peknie rozbudowany kraj !!!!!
Co dzis jest Gruzowiskiem !!!! Bylem i widzialem A dzis UA i jedno stronna Polityka EU i NATO oraz USA !!!!
Cz dzis mozna komus wierzyc ja terorysta wszedzie Podpala !!!! To morze sie skonczyc Tragicznie dla nas wszystkich !!!!!
0 0
errata -oczywiście bądźmy.
0 0
Widzę wiele manifestacji poparcia dla Ukrainy.
Widzę wiele polityków rządzących w Polsce manifestujących swe poparcie Ukrainie. Mam nadzieję, że nie chcą na tym robić politycznych zysków.
Nastąpiła PUTYNIZACJA świata, nastąpiła szalona, obłędna napaść tyrana. Ale z nim napada jego naród na braci słowian, na dzieci, na ... ludzi! Na Ukraińców!
Kiedyś, przed trzema laty przeczytałem o na blogu pewnej Pani z Kanady, Polki:
14.12.2016
środa
Dziewczynki, czyli opowieść z Syrii
Joanna Gierak-Onoszko
Czasem, w chwilach wolnych od intensywnej nauki, dzieci opowiadają w klasie o swoich domach.
Jak w nich jest, co robi mama, co tata. Co ciekawego rodzice pokazują w ramach rodzinnych tradycji, co dobrego robią do jedzenia.
Wiele dzieci z tej zwykłej, publicznej podstawówki urodziło się daleko od Toronto. Opowiadają o tych domach, które pamiętają z życia sprzed Kanady. Jakie owoce rosły w ogrodzie. Jak pachniało, jak wyglądał tamten pokój.
Któregoś dnia w klasie głos zabrały dziewczynki, które jeszcze niedawno mieszkały w Syrii. Nie wszystkie mówią biegle po angielsku, choć szkoła codziennie funduje im dodatkowe, wyrównawcze zajęcia. Do domu moje dziecko przyniosło historię, w której powtarzało się: fire, bombs, no one left.
Syn, który często słyszy, jak przy kuchennym stole rozmawiamy o Syrii, wdrapał mi się na kolana:
– Mamo, to wszystko prawda. Mówiłaś, że w Syrii bywa niebezpiecznie i dzieci nie zawsze mogą się swobodnie bawić. Mówiłaś, że żołnierze mają hełmy i kamizelki, żeby się nie zranili. Ale nie mówiłaś, że dzieci też mają rany. Nie mówiłaś, że dzieci mogą nawet umrzeć od wojny. Mamo, nie wiedziałaś?
– Wiedziałam, synku.
– Nie powiedziałaś. Dziś R. i Y. o tym mówiły. Wyobrażasz sobie?
Wyobrażam to sobie każdego dnia, ale przecież mu nie powiem. Pytam więc tylko:
– Co sądzisz o tej historii?
– No, że dobrze, że to już się skończyło. Że teraz one mogą chodzić do szkoły jak wszyscy.
– Była przy tym pani?
– Tak. Nic nie mówiła, pozwalała im opowiadać.
Potem nauczycielka powiedziała mi, że dziewczynki po raz pierwszy opowiedziały publicznie o tym, co się im stało.
Dla mojego dziecka obecność i bliskość uchodźczyń z Syrii jest czymś normalnym i zwyczajnym.
Jak talerz ciepłej zupy, którą stawiam codziennie na kuchennym stole. Jak to, że przytula się płaczące niemowlę. Że mówi się dzień dobry. Że pomaga się komuś, kto wywrócił się na oblodzonym chodniku.
Każdego dnia patrzę na te dziewczynki, kiedy odbieram syna ze szkoły. Czasem wracamy razem, a jedna z nich wiesza się memu synowi na szyi. Czasem po drodze razem podskakują, bez powodu, jak to maluchy. Przekomarzają się.
Idą potem objęci.
Nie opuszcza mnie myśl, jak niewiele brakuje, by historia tej dziewczynki była losem moich dzieci. Dzieci, którym gorliwie wyparzałam smoczki od butelek i kupowałam śpioszki z organicznej bawełny. Którym odmawiam rafinowanego cukru i które wożę w holenderskich, ergonomicznych wózkach – jak najlepszych dla ich giętkiego kręgosłupa.
Nie opuszcza mnie myśl, że jej rodzice robili dokładnie tak samo. A potem zrobili, co mogli najlepszego.
Uratowali od śmierci. Jak to zrobili? Czy musieli przeżyć z nimi traumę łódki? Co po drodze zobaczyli?
Jako sąsiadka nie mam odwagi zapytać.
Musieli nauczyć się zapomnieć, co widzieli. Przystosować się do życia w nowym, nieznanym kraju.
Mam nadzieję, że po tym wszystkim dobrze myślą o ludziach. Jestem przekonana, że nie czytają gazet z Polski.
Jestem przekonana, że taka historia może się przydarzyć i nam – dlaczego mielibyśmy mieć więcej szcześcia od rodziców Y. i R.? A jeśli nie nam, to pewnie przydarzy się naszym dzieciom.
Co zrobimy, gdy w doniesieniach prasowych będzie mowa o polskich dzieciach zamkniętych bez opieki w budynku, który podpalono? I o tym, jak na ulicy słychać ich krzyki – ale dostać się do środka nie ma jak. Na razie czytamy, że dzieje się to dzieciom w Syrii. Zobaczycie, że za chwilę może dziać się to dzieciom w Polsce.
Jakie będziemy mieć prawo wymagać od innych krajów pomocy?
Na co się powołamy? Do kogo będziemy apelować – i w imię czego?
Dokąd będziemy uciekać i o co prosić?
Zapewne o to samo, czego wczoraj – i dzisiaj – odmówiliśmy Syryjczykom.
PRAWDA-że daje do myślenia.
Bądćmy razem z Ukrainą!