Chyba tylko cud sprawił, że w bloku przy ulicy Energetyki 4c nikt nie zginął. W miniony wtorek tuż przed godziną 22 domem wstrząsnęła potężna detonacja. W jednej chwili z wszystkich mieszkań posypały się szyby, a parter budynku przestał w zasadzie istnieć. W mieszkaniu, w którym doszło do eksplozji gazu, wybrzuszyło płytę czołową oraz ścianę od strony dylatacji. To niewidoczne z początku uszkodzenie stwierdziła dopiero nazajutrz Państwowa Inspektor Nadzoru Budowlanego Elżbieta Kwiecińska.
Tuż po detonacji część lokatorów czteropiętrowego budynku o dwóch klatkach schodowych uciekła na zewnątrz. Resztę ewakuowali przybyli na miejsce strażacy. W sumie na ulicy znalazło się 46 osób, z których 8 trafiło do szpitala. Po badaniach na leczeniu pozostały tam dwie osoby, w tym najbardziej poszkodowany lokator mieszkania na parterze, w którym doszło do detonacji. Mężczyzn trafił do siemianowickiej „oparzeniówki". Jego stan określano jako zły. Oprócz pięciu wozów bytomskiej straży pożarnej w akcji uczestniczyły jednostki z ościennych miast, a także specjalistyczna grupa ratownicza z psami wyspecjalizowanymi do wyszukiwania pod gruzami przysypanych ofiar. Na szczęście jednak nikogo nie odnaleziono.
Rozmiary zniszczeń oceniono następnego dnia, kiedy zrobiło się jasno. Były poważniejsze, niż początkowo przypuszczano. Pęknięcia w murach betonowego bloku powiększyły się. Strażacy musieli użyć specjalnych podpór do utrzymania zawalonego stropu pomiędzy parterem a pierwszym piętrem. W najbliższych dniach ma zapaść decyzja, czy budynek będzie remontowany, czy też się go rozbierze.
Oprócz zniszczeń w pobliskich budynkach zostało uszkodzonych kilkanaście samochodów stojących pod blokiem. Na szczęście odłamki i lecąca w powietrzu barierka nikogo nie zraniły. Na miejscu katastrofy strażacy obecni byli jeszcze przez kilkanaście godzin. Tematowi katastrofy zostało również poświęcone zwołane w Urzędzie Miejskim posiedzenie Powiatowego Centrum Zarządzania Kryzysowego. Obecni byli na nim przedstawiciele instytucji biorących udział w akcji oraz reprezentanci zarządcy z Zakładu Gospodarki Mieszkaniowej. Z ustaleń policji wynika, że winę za wybuch może ponosić lokator mieszkania na parterze. Złącze gazowe w jego lokum zostało rozkręcone, o czym świadczy nienaruszony gwint. Kiedy gaz wypełnił pomieszczenie, doszło do jego świadomego zapalenia. Mężczyzna zajmujący od niedawna to mieszkanie chciał się zabić, do czego przyznał się w prokuraturze. Najprawdopodobniej jednak nie liczył się z eksplozją. Postawiono mu zarzut narażenia innych osób na utratę zdrowia i życia.
Na razie do domów nie może powrócić 16 osób, czyli wszyscy mieszkańcy 4 mieszkań na parterze. Tymczasem bytomskie koło Polskiego Czerwonego Krzyża rozpoczęło w zeszłym tygodniu zbiórkę rzeczy dla poszkodowanych. Potrzebne jest dosłownie wszystko. Dary można przynosić do siedziby PCK przy ulicy Moniuszki.
Komentarze