O tej jakże istotnej dla przyszłości naszego miasta sprawie piszemy od kilku tygodni. Wszystko zaczęło się od komunikatu wydanego przez władze Węglokoksu-Kraj, a więc państwowej spółki zarządzającej ostatnią bytomską kopalnią. Oficjalnie nosi ona nazwę Bobrek-Piekary, ale ruch Piekary od dawna jest w likwidacji. Węgiel fedruje się tylko na Bobrku i zgodnie z rządową deklaracją sprzed kilku lat, a także w oparciu o ustalenia z Unią Europejską miało się fedrować do roku 2040. Ostatnio okazało się, że to nieaktualne.
W marcu na dole kopalni Bobrek doszło do tragicznego wypadku. Zginął górnik. Zaraz po tym katowicki okręgowy Wyższy Urząd Górniczy zabrał się za kontrolowanie dokumentów dotyczących planów zakładu. Jego werdykt nie pozostawił żadnych wątpliwości i przede wszystkim nadziei: na Bobrku nie da się bezpiecznie wydobywać węgla. Rekomendacja urzędu w tej sytuacji mogła być tylko jedna, a kierownictwo Węglokoksu musiało ją przyjąć doi wiadomości. Tym samym zdecydowano, że do końca roku 2025 górnicy z bytomskiej kopalni będą fedrować węgiel z miejsc bezpiecznych, a od 1 stycznia roku 2026 ruszy proces likwidacji.
Nikt nie straci
Od razu zapewniono załogę, że nikt nie zostanie pozbawiony środków do życia, a kopalnia przeprowadzi likwidację własnymi siłami. Pracownicy mają przejść na wcześniejsze emerytury, urlopy górnicze lub też dostać jednorazowe odprawy pieniężne. Reszta chcąca nadal pracować trafi do innych zakładów wydobywczych.
Początkowo te hiobowe przecież wieści przyjęto spokojnie. Nikt nie organizował protestu, nikt nie szykował widowiskowego i głośnego najazdu na Warszawę, jak działo się za każdym razem, kiedy w przeszłości zamykano kopalnie. Dopiero później część górników narzekająca, że ma za mało informacji, a przede wszystkim za mało konkretów zaczęła się burzyć. Odbyło się nawet kilka małych masówek, co ciekawe rozganianych przez nawołujących do spokoju związkowców, miał poza tym miejsce dwugodzinny, ale nigdzie nienagłośniony strajk.
Minister deklaruje
Pracownicy Bobrka podkreślają, że zaoferowany im pakiet ochronny wygląda atrakcyjnie, ale chcą jasnych deklaracji ze strony rządu, iż zostanie on zrealizowany. Pytają też o wysokość odpraw i od poznania jej sumy uzależniają decyzje o swojej przyszłości.
Te konkrety powoli się pojawiają, choć górnicy chcą szybszego tempa. W minionym tygodniu szefowie Węglokoksu spotkali się z minister przemysłu Marzeną Czarnecką. Ta ostatnia po rozmowach napisała na swoim profilu facebookowym: "Tak jak zadeklarowałam - spotkałam się dzisiaj z zarządem WęglokoksKraj, by rozpocząć prace nad szczegółowym harmonogramem zakończenia wydobycia w kopalni Bobrek. Było to pierwsze z serii spotkań roboczych, które przed nami. Podczas spotkania ustaliliśmy, że konsekwentnie będziemy realizować nasze zapowiedzi: nikt z pracowników nie straci pracy. Proces będzie prowadzony w oparciu o zapisy umowy społecznej, z wykorzystaniem gwarancji świadczeń socjalnych, alokacji, urlopów górniczych, emerytur i innych działań osłonowych. Zarząd Węglokoksu przedstawił dobre propozycje. Będziemy je teraz szczegółowo analizować. Wszystkie ustalenia będą na bieżąco przekazywane pracownikom, proces zakończenia eksploatacji będzie w pełni transparentny."
Będą protesty?
A zatem musimy poczekać na wspomniany harmonogram i szczegółowe zapisy dotyczące warunków odchodzenia z Bobrka. Ale pojawia się też inny problem. Oto bowiem w ostatnich dniach, także w efekcie wypadków na innych kopalniach coraz częściej mówi się o korekcie planu ich likwidowania. Ma się to dokonać o wiele szybciej, niż początkowo zakładano. Górnicy uważają, iż ostatnie zdarzenia to jedynie pretekst, a tak naprawdę o gaszeniu polskiego górnictwa decyduje coraz bardziej radykalne unijne parcie na odejście od paliw kopalnych. Niewykluczone zatem, że to dopiero początek, a nas jednak czekają gwałtowne górnicze protesty.
0 0
Przy tym rządzie co żeście sobie wybrali to widza to cienko !!! Ten oszust Kaszubski to was wyroluje jak z ta Benzyna po 5,95 !!!!!