Dzisiaj Bobrek wielu osobom kojarzy się z pustostanami, problemami społecznymi i złomiarzami. Kto jednak pamięta, że w dzielnicy tej działało Liceum Ogólnokształcące ze świetnymi nauczycielami? Absolwentami tej szkoły są m.in. emerytowany ordynariusz diecezji gliwickiej biskup Jan Kopiec oraz rzeźbiarz Zygmunt Brachmański.
Liceum w Bobrku powstało w 1948 roku. Formalnie była to wówczas Szkoła Ogólnokształcąca Stopnia Podstawowego i Licealnego nr 3, czyli placówka łącząca 7-klasową szkołę podstawową i 4-letnie liceum. Działała w poniemieckim gmachu szkolnym przy ulicy Małgorzaty Fornalskiej (obecnie Macieja Rataja). W 1966 roku podzielono ją na dwie samodzielne placówki: III Liceum Ogólnokształcące im. Władysława Broniewskiego oraz Szkołę Podstawową nr 48. Obie szkoły pozostały w tym samym budynku, miały jednak odrębnych dyrektorów. We wrześniu 1974 roku szkoła podstawowa została przeniesiona do innego budynku przy ul. Konstytucji i przez ostatnie 14 lat w gmachu przy ul. Fornalskiej funkcjonował tylko ogólniak.
Nauczyciele i dyrektorzy
Jan Drabina, który w 1982 roku na łamach "Magazynu Bytomskiego" opublikował szkic na temat historii III LO, tak rozpoczynał swoją opowieść: "Szkoła założona została na Bobrku, nie włączonym jeszcze wtedy administracyjnie do Bytomia, więc w środowisku górniczo-hutniczym, któremu obce były dotąd tradycje kształcenia dzieci w liceach i gimnazjach".
Drabina odnotowuje nazwiska kolejnych dyrektorów szkoły, ale nas najbardziej będą interesowały czasy bliższe współczesności. Kolejni dyrektorzy LO w Bobrku to Bronisław Duch (1965-1971), Wanda Redzik - później pod nazwiskiem Wanda Majeranowska dyrektor i nauczyciel I LO (1968-71), Maria Sobczyk - absolwentka III LO w Bobrku (1971-78) oraz Henryka Szafrańska (1978-82). Na Bobrku historii uczył sam Jan Drabina - dzisiaj emerytowany profesor zwyczajny Uniwersytetu Jagiellońskiego i honorowy obywatel Bytomia, a jedną z polonistek była tam Elżbieta Pałęga, która potem przeszła do LO im. Smolenia.
Orka na ugorze?
Skąd nazwa Cambridge? Miała ona wydźwięk ironiczny, albowiem liceum w Bobrku uważano za gorsze pod względem poziomu od renomowanych ogólniaków w centrum: "Smolenia", "Sikoraka" i "Żeroma". Z tego powodu szkoła miała kłopoty z naborem. To z kolei przekładało się na plotki o jej rychłej likwidacji, a one z kolei skutkowały przenosinami do innych szkół najlepszych nauczycieli. W rezultacie poziom LO w Bobrku obniżał się jeszcze bardziej - były lata, w których nawet 20 procent absolwentów nie przystępowało do matury, mimo iż nie miała ona wówczas formy egzaminu zewnętrznego - oceniali ją nauczyciele danej szkoły.
Ten mechanizm już w 1982 roku opisywał Jan Drabina: "Decyzja ministerialna z końca 1970 r. o możliwości otrzymania świadectwa ukończenia liceum bez konieczności zdawania egzaminu dojrzałości przyjęta została przez bytomskich licealistów symptomatycznie: w maju 1971, 1972, 1974 r. 12 procent uczniów klas czwartych zrezygnowało ze zdawania matury, a w maju 1973 r. aż 23 procent".
Drabina twierdzi jednak, że "osłabienie dynamiki rozwoju liceum w Bobrku było w pewnym sensie przez władze oświatowe zaprogramowane". W latach 70. promowano bowiem szkolnictwo zawodowe, zwiększano ilość miejsc w szkołach zawodowych i technikach. Na dodatek w Bytomiu dodatkowo promowano śródmiejskie ogólniaki: "W czerwcu 1976 roku władze oświatowe zezwoliły na otwarcie pięciu klas pierwszych w V Liceum Ogólnokształcącym im. Jana Smolenia w Bytomiu, podczas gdy dyrekcja III Liceum w Bobrku mimo wielu zabiegów zdołała skompletować tylko jedną klasę pierwszą". Ta sytuacja "nie pozostała bez wpływu na uczniów i nauczycieli, wytwarzając w szkole atmosferę tymczasowości i niepewności. Co gorsze, niektórzy nauczyciele z racji mniejszej ilości oddziałów musieli uzupełniać etaty w innych szkołach, nierzadko podstawowych, a pozostali takiej ewentualności słusznie się obawiali".
Wybitni absolwenci
Mimo to "Cambridge" ma grono wybitnych absolwentów - na czele z biskupem Janem Kopcem oraz zmarłym w 2024 roku rzeźbiarzem i medalierem Zbigniewem Brachmańskim. Liceum w Bobrku ukończyło kilku innych znanych kapłanów - m.in. zmarły w 2012 roku ks. dr Bernard Polok - pracownik naukowy Uniwersytetu Opolskiego. Absolwentami bobrkowskiego Cambridge są także m.in. Edward Wieczorek - krajoznawca i przewodnik, autor przewodnika po Bytomiu oraz publikacji na temat zabytków i przyrody naszego miasta, dziennikarz sportowy starszego pokolenia Andrzej Azyan oraz bytomski radny kilku kadencji Janusz Michura.
Dawni absolwenci do dzisiaj utrzymują oni więzy z dawną szkołą, spotykając się w jej gmachu, w którym obecnie działa Szkoła Podstawowa nr 16. - Wśród uczniów była spora grupa młodzieży z Bobrka, ale byli też mieszkańcy innych dzielnic, którzy nie dostali się do liceów w centrum Bytomia - wspomina po latach Wanda Majeranowska, dyrektor placówki w latach 1968-71. - Rzeczywiście, uważano że poziom tej szkoły jest niższy niż liceów bytomskich, co nie zmienia faktu, że część absolwentów dostawała się na studia i kończyła wyższe uczelnie.
Ostatecznie III LO w Bobrku zlikwidowano niemal równocześnie z Polską Ludową. W 1988 roku nie przeprowadzono już naboru do placówki, a młodzież klas drugich oraz trzecich przeniesiono do II LO im Żeromskiego. Już wkrótce miały dla całej dzielnicy nadejść najcięższe czasy - po likwidacji Huty Bobrek, która wspomagała III LO, ale także utrzymywała Zakładowy Dom Kultury Bobrek ulegał coraz szybciej degradacji.
BISKUP WSPOMINA SZKOŁĘ
Bp Jan Kopiec, emerytowany ordynariusz diecezji gliwickiej wspomina naukę w III LO w Bobrku:
W 1961 r. kończyłem siódmą klasę Szkoły Podstawowej nr 34 w Bytomiu-Szombierkach, wtedy: w Chruszczowie. Przede mną otwierał się trudna decyzja o dalszym wykształceniu. W górniczej rodzinie się nie przelewało, ale chciałem się uczyć. Wychowawca naszej klasy pan Marian Sabbat radził, by iść do liceum ogólnokształcącego, uzyskać świadectwo dojrzałości, a potem coś dojrzalszego się otworzy. W mieście Bytomiu były sławne licea przy placu Sikorskiego i przy ul. Strzelców Bytomskich. On doradzał, by wybrać jednak liceum w sąsiednim Bobrku. Ta szkoła najwyższych notowań wówczas nie miała, nazywano ją nieco sarkastycznie „Cambridge”.
Ale zdecydowałem się. Był to duży przełom dla 14-latka. Uwagę przyciągał od początku interesujący budynek naszej szkoły, ale też inne środowisko, bardziej windowane wymagania. Akurat ten nowy rok szkolny zgromadził sporo kandydatów, tak, że uformowano trzy klasy ósme. Nowe koleżanki, nowi koledzy. W dodatku onieśmielało mnie powierzenie mi obowiązków przewodniczącego klasy, zwanego u nas wójtem. Z kolei wyczuwało się zaskoczenie dla nauczycieli i starszych uczniów osobą nowego dyrektora, 30-letniego mgr. Zdzisława Rabickiego. Przez cztery lata, do 1965 r., udawałem się przez sześć dni w tygodniu z Szombierek tramwajem do Bobrka. Problemy adaptacyjne przeszły mi bez większych problemów.
Grono nauczycieli wywarło na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Wychowawcą naszej klasy VIII „a” został mgr Bronisław Duch, polonista, a gdy po dwóch latach on został wicedyrektorem - jego obowiązki przejął mgr Bogdan Paprzycki. W gronie uczących naszą klasę nauczycieli, trzon tworzyli bardzo dostojni, wykształceni nawet przed wojną na Uniwersytecie we Lwowie, zaś po wojnie absolwenci Wyższych Szkół Pedagogicznych w Krakowie, Katowicach, Łodzi: Stefania Bereżecka, Stefania Hanus, Stanisława Krykowska, obok nich przedstawiciele nieco młodszego pokolenia: Maria Goinda, Jerzy Ludyga, Tadeusz Sobczak, Eugeniusz Zając. Niewiele nastąpiło zmian w ciągu czterech lat uczęszczania do tej szkoły. W 1962 r. liceum otrzymało swego patrona, którym został Władysław Broniewski. Nowy dyrektor nawiązał szersze wizje dla szkoły i efektem tego nastawienia był wdrażany program politechnizacji szkoły, co wyrażało się kontaktami niektórych klas z miejscową hutą i świadomym zapoznawaniem się z kierunkami technicznymi, kierującymi do przemysłu.
Wspominam ten czas jako owiany autentyczną satysfakcją, że zaledwie 15, 16 po wojnie, i odbudowuje się kraj, a przed nami otwierają się optymistyczne perspektywy. Uczyć się nawet lubiłem, więcej serca i uwagi przywiązywałem do przedmiotów humanistycznych. Ale magnesem, na którego oddziaływanie zawsze się cieszyłem, była historia. Miałem to szczęście, że przez cztery lata zajęcia te prowadził dyrektor Rabicki. I nie będzie cienia megalomanii gdy napiszę, że po dobrych początkach w przyswojeniu historii w szkole podstawowej, Z. Rabicki nauczył mnie samodzielnego i bardziej dogłębnego rozumienia procesu historycznego, a nie tylko przyswajania ciekawostek na pograniczu anegdot. Nauczył mnie robienia fiszek, podsuwał wiele fachowych książek z tej dziedziny, prawie jak w szkole wyższej.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz