Bytom łączy klamrą początek i koniec życia artysty: w naszym mieście Jacek Nalewajek urodził się i umarł. Kształcił się gdzie indziej - Liceum Plastyczne ukończył w Częstochowie, a Wyższą Szkołę Sztuk Plastycznych we Wrocławiu. Miał indywidualne wystawy między innymi we Wrocławiu, Brzegu, Częstochowie. Potem wrócił do Bytomia.
Artysta kulał, chodził w ortopedycznym bucie - z tego powodu miał przydomek "Słoniu". Jak wspominają osoby, które go znały - urazu nogi doznał w czasie próby samobójczej. We Wrocławiu, po zawodzie miłosnym, wyskoczył z okna; życie uratował mu fakt, że spadł na cienkie blaszane zadaszenie wiaty śmietnikowej, która zadziałała jak amortyzator. Umarł na chorobę nowotworową, nie zdążył dokończyć ostatniego obrazu, jaki malował - portretu Romana Kostrzewskiego, wokalisty zespołu KAT.
Bo liceum plastyczne ukończył właśnie z taką specjalizacją: biżuteria artystyczna. Udzielał prywatnych lekcji rysunku, ale w swoim rodzinnym mieście nigdy nie miał indywidualnej wystawy. Jacek Nalewajek był malarzem z doskonałym warsztatem oraz niepokojącą wyobraźnią. Dzisiaj jego obrazy można znaleźć na portalach aukcyjnych - w cenach od 360 do 1000 złotych. Zbiór prac Nalewajka posiada bytomski artysta i marszand Piotr Stawiński - są wśród nich np. rysunki wykonane na cmentarzu Mater Dolorosa.
Trafiły tam za sprawą Andrzeja Chłapeckiego, kuratora tej galerii. W latach 2016-2018 zaprosił on Nalewajka do realizacji projektu "Bytomskie Osobistości i Osobliwości". Nalewajek namalował wówczas na zamówienie: futurystyczną panoramę Bytomia oraz dwa portrety osób związanych z naszym miastem: współczesnego cyklisty Romana Badury oraz marszałka Paula von Hindenburga, który w Bytomiu kwaterował w czasie I wojny światowej. Ten drugi portret wykonany został na... pozbawionej strun mandolinie. Po śmierci Nolewajka Chłapecki pozyskał kolejne obrazy od ojca artysty.
Jednym z działań ma być przygotowanie i wydrukowanie kalendarza z pracami Jacka Nolewajka. Ma to być jednak kalendarz na rok... 2065, w którym przypadać będzie 100. rocznica urodzin artysty. - Unikniemy w ten sposób "przekleństwa" wszystkich kalendarzy ściennych, które po roku tracą aktualność - wyjaśnia swój pomysł Chłapecki. - Ten będzie mógł spokojnie wisieć przez kolejne 40 lat i czekać aż stanie się aktualny.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz