– Gdybym miał wskazać źródło mojej pasji, to zapewne byłby to nasz stary Bytom z lat 50.-60. Jako chłopiec razem z kolegami bawiliśmy się w wojnę i inne podobne gry, myszkując po śródmiejskich kamienicach. Trudno dziś uwierzyć, ale wtedy na strychach i w piwnicach można było znaleźć wiele starych bagnetów i resztek zniszczonej broni, którą jako dzieci przerabialiśmy na potrzeby naszych zabaw. Od tych przeróbek wzięła się moja późniejsza pasja, z którą związałem się zawodowo aż do choroby, która uniemożliwia mi dziś ciężką harówkę, jaką jest wykonywanie starej broni. Pasja jednak jest czymś, z czym się nigdy nie rozstanę – wspomina bytomianin dziś mieszkający w Stolarzowicach.
Spory wpływ na twórczość Ryszarda Bulandy wywarła wieloletnia znajomość z Tomaszem Jaksą-Mokulskim, nieżyjącym już miłośnikiem historii polskiego oręża, członkiem bytomskiego Bractwa Kurkowego, a także kontakty z profesorem Wiktorem Zinem. Częściowo pod ich wpływem bytomianin zaczął odtwarzać stare modele szabel. W swojej kolekcji ma zarówno karabelę w obitej czerwonym aksamitem pochwie, jak i szable ułanów wrześniowych. Obok w dawnej pracowni wiszą szable wojowniczych Mameluków, a nawet szabla indyjska z rękojeścią zwieńczoną głową tygrysa.
– Czerwona karabela w obitej szkarłatem pochwie była w swoich czasach symbolem wysokiego statusu społecznego jej posiadacza. Ten kolor był bowiem symbolem zamożności. Nie bez powodu mówi się, że za jedną szablę można było nabyć całą wieś razem z „duszami”, a broń taka stanowiła pożądany łup wojenny. W XVI-XVIII wieku nie było jakiegoś dokładnego modelu szabli. Te dopiero pojawiły się wraz z regularną armią. Stąd mamy wzory XX-wieczne, modele 17, 21 34, a nawet 76 – tłumaczy Ryszard Bulanda.
Jako dowód płatnerz pokazuje szablę model 76 używaną podczas parad w komunistycznej Polsce. Jest ona ozdobiona orłem, jednak bez korony. Obok niej wisi rapier i koncerz, a także puginał, których używano przed wiekami. W rogu pracowni domostwa strzeże wojownik ubrany w kolczugę i misiurkę. Ma również miecz i puginał do zadawania ciosów nieproszonym gościom.
– Takie kolczugi wykonywałem wiele lat temu. Jest to bardzo żmudna praca. Pierwszą zrobiłem z pierścieni, które pojechałem kupić do ówczesnej huty „Baildon”. Kiedy poprosiłem o 50 kilogramów, sprzedawca ze zdziwieniem spytał, po co mi tyle metalu, bo przed chwilą był u niego klient z „Polmozbytu” i kupił tylko 5 kilo. Odparłem, ze robię płot koło domu, bo nie chciałem wzbudzać sensacji i lawiny pytań. Sama kolczuga, choć metalowa nie jest tak ciężka jak zbroja płytowa, a takie też robiłem. Te drugie mogą mieć i 60 kilogramów, a rycerza kiedyś sadzano na koniu przy pomocy podnośnika. Upadek na polu bitwy oznaczał więc w zasadzie koniec, bo jeździec nie był w stanie sam się podnieść. Nieszczęśników stratowanych przez konie często dobijano sztyletami mizerykordiami – mówi pan Ryszard.
Wykonanie zbroi wymaga mnóstwa czasu i niemałej siły. Samo „wyprodukowanie” szabli lub miecza trwa mniej więcej 5-6 dni. Zaczyna się od kawałka płaskownika, który kuje się na gorąco i stopniowo obrabia, nadając pożądany kształt. Do tego dochodzi zdobienie, które trzeba wytrawiać, a także oksydowanie. Przed wiekami cześć tych prac wykonano przy użyciu końskich kopyt wcieranych w metal. Stąd ciężka praca i czas wykonania przekładały się na wartość przedmiotu, poodnoszoną dodatkowo zależnie od stanu sakiewki właściciela. Głownie i pochwy ozdabiano m.in. złotem i drogimi kamieniami.
Dziś Ryszard Bulanda zajmuje się tylko czyszczeniem swojej broni i przeglądaniem publikacji historycznych, bowiem ciężka choroba praktycznie wykluczyła go z jego ukochanego zajęcia. Stara się zarazić swoją pasją młodszego syna, jednak zdaje sobie sprawę, że nauka wykonywania broni to nie tylko kowalstwo, ale również znajomość historii i dawnych zwyczajów. Bez tego nigdy nie powstanie prawdziwa kolczuga czy halabarda, a nawet niewielki sztylet. Takie umiejętności zdobywa się latami.
0 0
Jarosław Łazarczyk
20 minut temu
UWAGA NA BULANDA SZABLE! W marcu 2017 zleciłem wykonanie repliki szabel panu Ryszardowi Bulandzie i przelałem kwotę 2800zł tytułem tego zlecenia. Nieuczciwy Ryszard Bulanda wówczas przedstawiający się jako właściciela firmy Bulanda Szable zamieszkały w Bytomiu przy ul. Gombrowicza 45 do tej pory nie zwrócił pieniędzy ani nie przysłał zamówionych szabli. Zwrotu dochodzę sądownie ale na w/wymienionym nieuczciwym rzemieślniku nie robi to wrażenia. Do tej pory nie zwrócił przywłaszczonej kwoty. OSTRZEGAM!
0 0
czy robi Pan karabele kute i hartowane do walki?
pozdrawiam
jerzy
0 0
Do pana Jarosława , dobrze pamiętam pana przypadek , to pan zmienił zdanie już po wykonaniu szabli. Szabla z dedykacją jest nie do sprzedania , bo każdy chce mieć własny napis na główni.