Praca po kilkanaście godzin dziennie często nie jest kwestią świadomego wyboru, ale i jednocześnie nie jest też wynikiem realnej potrzeby. Dlaczego wpadamy w sidła pracoholizmu? Jaka idea czy też problem za tym stoją?
Idea, za którą stoi praca…
Nie popełnię dużego błędu, jeśli pracę zawodową porównam do dawnych polowań i codziennej walki o przetrwanie. W obu działaniach chodzi o zapewnienie bytu sobie i najbliższym. W XXI wieku jednak praca ma już zupełnie inny wymiar i charakter niż jeszcze 100 lat temu. Pod wieloma aspektami jest nam obecnie znacznie trudniej.
Pracujemy BEZ PRZERWY. Nawet, gdy już opuścimy pracę, myślimy i rozmawiamy na jej temat, budzimy się w środku nocy z przerażeniem, że czegoś nie dokończyliśmy. Pysznimy się przed wszystkimi, ile godzin pracujemy, nie dostrzegając niczego toksycznego czy nienormalnego w podwójnym etacie na jednym stanowisku.
Do standardów panujących już przed rokiem 2020, doszły jeszcze zmiany, które zaprowadziła pandemia. Mimo iż praca zdalna ma swoje niepodważalne zalety, cechuje się również szeregiem zagrożeń, z którymi niezwykle trudno jest nam walczyć. Wśród zagrożeń prym wiedzie brak rozgraniczenia przestrzeni zawodowej od prywatnej.
Jednocześnie jesteśmy pozbawieni bezpośredniego kontaktu z drugim człowiekiem, a mimo bycia ciągle online, świat wirtualny nie dostarczy nam wrażeń, których potrzebuje nasz organizm i które otrzymuje przy kontakcie face to face.
Cierpimy na wypalenie zawodowe, depresje, ataki lękowe oraz skrajne zmęczenie! Czemu zatem nie potrafimy zatrzymać tego pędu i pracować tyle, ile w rzeczywistości potrzebujemy? Co powstrzymuje nas przed odpoczynkiem i aktywnym korzystaniem z pieniędzy, które już zarobiliśmy? Czy zbieranie pieniędzy na koncie ma aż taką wartość w porównaniu do zachowania zdrowia fizycznego i psychicznego?
Między pracoholizmem a zaangażowaniem
Piszę ten artykuł z punktu widzenia przedsiębiorcy, którym jestem i człowieka, który przez wiele lat prowadził kilka firm jednocześnie i zarządzał wieloma nieruchomościami. Był taki czas, że trudno było mi zrozumieć i zaakceptować fakt, że nie muszę już tak dużo pracować!
Może to wydawać się dziwne, ale pamiętam, że kiedy wyjechałem na pierwsze dłuższe wakacje bez telefonu i laptopa służbowego, byłem permanentnie zestresowany! Przyzwyczaiłem się do ciągłego sprawowania kontroli i tego, że czas organizują mi kolejne maile i spotkania. Gdy tego zabrakło, grunt uciekł mi spod nóg i nie bardzo wiedziałem jak sobie z tym „nicnierobieniem” poradzić.
Pracoholizm jako lekarstwo na lęki
Ogromne wrażenie kilka lat temu zrobił na mnie seans filmu „Joe Black”. W historii tej chodzi o priorytety w życiu. Starszy biznesmen spotyka na swojej drodze Śmierć, która informuje go o rychłym zgonie. Film ten pokazuje, jak trudno temu człowiekowi, uzależnionemu od pracy, zająć się tematami naprawdę ważnymi - takimi jak rodzina, miłość i relacje z ludźmi. Dlaczego nawet świadomość śmierci nie jest w stanie nas powstrzymać przed pracą?
Stwarza nam sytuacje, nad którymi możemy panować, kontrolować je i ujarzmiać wszelkie jej nieprawidłowości ze względną łatwością. Nie tak jak w życiu prywatnym, które dużo bardziej zależy od innych ludzi, zdrowia naszych bliskich czy zwykłych wypadków dnia codziennego.
zwłaszcza gdy interesy idą po naszej myśli, a każdy kolejny sukces, zastępujący okres dużego stresu, uzależnia nas coraz bardziej od pracy zawodowej. Życie prywatne raczej nie dostarcza nam takich emocji, a przynajmniej nie powinno i na szczęście zwykle zdajemy sobie z tego sprawę.
To może wykonać ktoś inny
Praca dostarcza nam zatem nie tylko pieniędzy. To również zaspokajanie potrzeby przynależności, wiary w siebie i samorealizacji (zgodnie z piramidą Maslowa). Przyzwyczajeni do osiągania sukcesów, wystąpień publicznych lub po prostu do zarządzania, wrzuceni w etap wolności finansowej, czyli momentu, kiedy już możemy odpuścić, stajemy przed bardzo trudnym wyzwaniem, którym jest powstrzymanie się od pracy i znalezienie innych „podniet” w życiu codziennym. Możemy bowiem mieć naturalny odruch, by wracać do pracy, odczuwać wręcz przygnębienie a nawet depresję z powodu braku zajęcia zawodowego.
Pamiętam taką bardzo znaczącą sytuację, kiedy już nie sprawowałem codziennego nadzoru nad założoną przeze mnie firmą, a jeden z moich pracowników podpisał kontrakt z klientem, który dotychczas kontaktował się jedynie ze mną. Zamiast dumy czy ulgi, że nie muszę być wszędzie i cały czas dostępny, poczułem ukłucie zazdrości! Dręczyły mnie pytania, czy to znaczy, że już nie jestem potrzebny i że każdy może mnie zastąpić…
I jest to niestety sposób myślenia, który pojawia się u wielu przedsiębiorców – bardzo zresztą szkodliwy i hamujący rozwój osobisty oraz wtłaczający nas na zawsze w katorżnicą pracę, którą bez problemu mógłby już w pewnym momencie wykonywać ktoś inny.
O Autorze: Jakub B. Bączek - trener mentalny, właściciel kilku firm, autor ponad 20 książek. Wykładowca studiów MBA na Akademii Leona Koźmińskiego, ekspert telewizyjny, mówca inspiracyjny.
Komentarze