Do tej pory bytomianki wygrywały ligę 13 razy. Po tytuł nieprzerwanie sięgały w ostatnich dziewięciu sezonach. Teraz też doszły do finału bez większych problemów i o wygraną w nim rywalizowały podobnie jak przed rokiem z janowskimi Kojotkami. Te postawiły naszym wyjątkowo trudne warunki. W pierwszym starciu Polonia zwyciężyła na wyjeździe, ale drugi mecz, rozegrany w minioną sobotę na Lodowisku im. Braci Nikodemowiczów niespodziewanie dał wygraną Naprzodowi.
23 marca doszło do rozstrzygającego, trzeciego pojedynku. Podobnie jak w sobotę atmosfera na trybunach była gorąca, bo głośno kibicowali zarówno fani niebiesko-czerwonych, jak i Kojotek. Na lodzie się ze względu na wysoką stawkę dosłownie się gotowało. Już w pierwszej tercji dwa razy doszło do ostrych przepychanek pomiędzy hokeistkami obydwu zespołów.
Bramkarki zachwycały
Grające o wiele lepiej, niż dzień wcześniej gospodynie miały przewagę i częściej stwarzały sobie sytuacje podbramkowe. Za każdym razem jednak świetnie spisywała się bramkarka przyjezdnych Justyna Koszyk. Bramkarka bytomskiej ekipy, a więc Alicja Chudziak też rozegrała kapitalne zawody (kilka poziomów wyżej, niż w sobotę), więc nic dziwnego, że już po wszystkim obydwie jak najbardziej zasłużenie zostały ogłoszone MVP spotkania.
Frontalne ataki obrończyń tytułu przyniosły efekt w drugiej tercji. W potwornym zamieszaniu pod bramką Naprzodu tam gdzie powinna znalazła się Karolina Późniewska i z bliska wepchnęła krążek do siatki. Bytomska część trybun była w euforii, a poziom emocji jeszcze bardziej się podniósł. Janowianki z impetem rzuciły się do odrabiania i stworzyły ponownie parę dogodnych sytuacji.
Trzy przeciwko pięciu
Gra znowu się zaostrzyła, a dwie nasze zawodniczki powędrowały na ławkę kar. Przez ponad minutę Polonia grała w podwójnym osłabieniu, ale wyszła z tego obronną ręką. Co więcej, udało się jej nawet wyprowadzić kontrę i tylko kunszt Koszyk zapobiegł podwyższeniu prowadzenia. Za chwilę po drugiej stronie popisała się Chudziak, która obroniła podyktowany przeciwko naszym rzut karny.
To był moment przełomowy. Kojotki nadal walczyły bardzo ambitnie i zaciekle, ale chyba w tym momencie straciły nadzieję. Z kolei wzmocnione psychicznie bytomianki jeszcze bardziej uwierzyły, że mistrzostwa nie da się im odebrać. Po końcowej syrenie zapanowała gigantyczna radość, zawodniczki będące na tafli rzuciły się sobie w objęcia, a te siedzące w boksie szybko do nich dołączyły. Kaski, rękawice i kije poleciały na lód. Kiedy Bytom się cieszył z tytułu mistrza kraju, Janów płakał.
Czek i płonąca czapka
A potem przyszedł czas gratulacji, przemówień i wręczania medali oraz pucharów. Hokeistki Polonii ten swój wysoko uniosły, wystrzeliły race i sztuczne ognie oraz białe dymy. Trybuny szalały i skandowały, a świeżo upieczone mistrzynie najpierw ustawiły się w szeregu trzymając w rękach wielki transparent właśnie z wyrazem mistrzynie, a potem podziękowały kibicom i tradycyjnie rozpędziły się i przejechały po tafli na brzuchach. I odebrały czek na 50 tysięcy złotych.
A co z bytomską tradycją, czyli płonącym kapeluszem trenera wsadzonym na kij i triumfalnie obwożonym po lodowisku? Oczywiście tego rytuału nie mogło zabraknąć. Tylko, że szkoleniowiec Polonii Andrzej Secemski nie nosi kapelusza, więc zapłonęła jego czapka bejsbolówka.
Komentarze