Jego życie było skomplikowane jak historia Górnego Śląska. Josef Schmidt - tak miał zapisane nazwisko w akcie urodzenia - przyszedł na świat w podbytomskich Miechowicach w roku 1935. Po II wojnie światowej jego rodzina pozostała w swojej rodzinnej miejscowości. Jemu i rodzeństwu spolszczono imiona.
Pokonał Rosjan
Trenował lekką atletykę, a największe sukcesy odniósł w trójskoku. Nazywano go śląskim kangurem. Jako pierwszy człowiek "złamał" barierę 17 metrów w trójskoku. Skakał również w dal oraz biegał w sztafecie 4 razy 100 metrów - we wszystkich tych dyscyplinach zdobywał mistrzostwo Polski.
Dwukrotnie został mistrzem olimpijskim w trójskoku: na Igrzyskach w Rzymie (1960) i w Tokio (1964). Na obu zawodach ustanawiał rekord olimpijski w swojej konkurencji. Jest więc - obok Ireny Szewińskiej - najwybitniejszym polskim lekkim atletą czasów PRL-u.
Za wyczyn w Tokio pokochała go cała Polska. Wtedy na Igrzyskach pokonał dwóch faworytów ze Związku Sowieckiego: Olega Fiedosiejewa i Wiktora Krwawczenkę. A skakał tam wkrótce po operacji kolana. bandaż zdjął przed zawodami. Wystąpił również na Igrzyskach Olimpijskich w Meksyku - w roku 1968. Skoczył tam o cztery centymetry dalej niż w Tokio, ale tym razem wynik wystarczył do zajęcia "tylko" 7. miejsca.
Mistrz wyjechał do "efu"
W 1975 roku Mistrz wyjechał do "efu", czyli Niemiec Zachodnich. Miał do tego formalne prawo - urodził się jako obywatel Niemiec. Niemniej dla PRL-owskiej propagandy był to cios. Tym bardziej, że po sukcesach olimpijskich sam premier Józef Cyrankiewicz wręczał mu Order Sztandaru Pracy.
Kupił gospodarstwo w okolicach Drawska Pomorskiego i zajmował się wraz z rodziną... hodowlą kóz. Do rodzinnego Bytomia nie przejeżdżał. Przynajmniej oficjalnie. Zmarł w nocy w 28 na 29 lipca.
Komentarze