Być może trudno w to uwierzyć, ale kiedyś w Bytomiu było kilkanaście tysięcy filatelistów, czyli osób zbierających znaczki pocztowe! Koła filatelistów działały przy wszystkich dużych zakładach pracy - począwszy od kopalń i hut, ale także w np. w spółdzielni Społem. To było powszechne hobby.
Lwowskie tradycje
Nestorem i ojcem-założycielem polskiej filatelistyki w powojennym Bytomiu był Jerzy Zadurowicz. Urodził się w 1903 roku we Lwowie, miał ormiańskie korzenie. Filatelistyką zajmował się już przed wojną. Jak podaje Słownik Biograficzny Związku Filatelistów Polskich: "W 1923 jako student założył we Lwowie Polski Związek Akademików Filatelistów, którego został przewodniczącym. Już w 1924 na łamach „Ilustrowanego Kuriera Filatelistycznego” podjął sprawę zorganizowania ogólnopolskiego związku filatelistycznego, proponując jednocześnie projekt statutu związku. W 1932, w wyniku połączenia działających na terenie Lwowa organizacji filatelistycznych, powstało Lwowskie Towarzystwo Filatelistów, którego został prezesem (1932-1934)".
W 1934 po przeniesieniu się do Katowic wstąpił do Śląskiego Stowarzyszenia Filatelistów, a od 1937 roku do wybuchu wojny był jego prezesem. W 1955 wstąpił do Koła Miejskiego PZF w Bytomiu, którego był prezesem przez 13 lat. W naszym mieście redagował wydawnictwo "Filatelista Bytomski", które przeszło do historii mimo, że miało formę... gazetki ściennej.
Ponad pół wieku
Dzisiaj do Lokalu przychodzą hobbyści. Niektórzy zaczynali kolekcjonować znaczki pocztowe jeszcze pod okiem Jerzego Zadurowicza. Pamięta go na przykład były prezes bytomskiego Oddziału Związku Filatelistów Polskich Antoni Baron. Znaczki zbiera już od ponad... 70 lat, bo wielu z pasjonatów zaczęło swoją przygodę z filatelistyką jeszcze w czasie nauki w szkole podstawowej.
Przejął zbiór od teścia i innych członków rodziny, uzupełnia go stale m.in. na jarmarkach staroci w Szombierkach oraz właśnie w Lokalu, bo jednym z celów cotygodniowych spotkań jest wymiana walorów. Przyznaje, że ma w domu 67 klaserów.
Z kolei Zdzisław Knapik z Miechowic ukończył przed laty Akademię Filatelistyki. Był to trwający 2 lata kurs organizowany był w Bydgoszczy. Dziś Knapik jest wytrawnym znawcą, a swoją przygodę ze zbieraniem znaczków rozpoczynał jako uczeń Szkoły Podstawowej nr 2 przy pl. Klasztornym. Obecnie kolekcjonuje przede wszystkim znaczki z różnych krajów z motywami religijnymi.
Bytomskie motywy
Pałeczkę po Antonim Baronie przyjął obecny prezes bytomskich filatelistów Józef Woźnicka. On zbiera walory związane z Bytomiem - począwszy od listów wysyłanych z naszego miasta. Najstarszy pochodzi z 1776 roku. - Nigdy go nie przetłumaczyłem z języka niemieckiego, nie interesuje mnie treść, to była prywatna sprawa nadawcy - mówi Woźnicka. - Dla mnie liczą się bytomskie listy, stemple i frankatury mechaniczne. Na przykład w czasach PRL-u w Bytomiu działało 26 urzędów pocztowych. Każda poczta miała swoją "eR-kę", czyli numer nadawczy.
Na kartkę nakleja się "zwykły" znaczek Poczty Polskiej, ale stempel związany jest z miejskim wydarzeniem. W ten sposób powstają walory kolekcjonerskie. Wyszły kartki ze stemplami m.in. z okazji 100-lecia harcerstwa w Bytomiu, 50 lat Przedsiębiorstwa Energetyki Cieplnej, 50 lat WOPR. Co roku wydawane są także kartki i stemple z okazji Międzynarodowych Festiwali Modelarskich.
Wydała go w 1961 roku Poczta Polska w trzyznaczkowej serii poświęconej dość wydumanej, patrząc z dzisiejszego punktu widzenia rocznicy 1000-lecia... polskiego górnictwa. Na niewielkim znaczku o nominale 60 groszy widnieje średniowieczny herb Bytomia z pieczęci miejskiej. Wydawać by się mogło, że taki kolekcjonerski rarytas powinien sporo kosztować. Tymczasem na Allegro można go kupić za 1 złoty 49 groszy, a cała seria wyceniona jest na 2 złote 70 groszy. Czyli znaczek sprzed ponad 60 lat kosztuje znacznie mniej niż koszty jego wysyłki przez sprzedającego!
Nie ma następców
Bo sprzed ponad pół wieku znaczki można dziś kupić za grosze - dosłownie. Wszystko dlatego, że filatelistów jest coraz mniej. Młodych to hobby nie interesuje. - Jak komuś zostaną klasery po dziadku, to najczęściej patrzy na Allegro za ile może je sprzedać - mówi Woźnicka. - Czasami takie klasery leżą w mieszkaniach jako pamiątki. Ale jak ktoś nie wie co z nimi zrobić, albo chce znaczki wyrzucić - zawsze może je przynieść do nas. Chętnie się nimi zaopiekujemy.
Komentarze