Co jakiś czas policja przeprowadza akcje pod hasłem "Trzeźwy poranek". Funkcjonariusze ustawiają się w przelotowych punktach miasta (w Bytomiu np. na rondzie Solidarności) i każą dmuchać w alkotest wszystkim kierowcom. Potem triumfalnie ogłaszana jest ilość wyeliminowanych, czyli zatrzymanych nietrzeźwych kierowców. Niby fajnie, tyle że bezpieczeństwa na drogach nijak to nie zwiększa. Zwraca na to uwagę od dawna ekspert BRD (BRD - Bezpieczeństwo Ruchu Drogowego) Łukasz Zboralski. Bo takie akcje co najwyżej poprawiają statystyki, ale "wyłapują" tylko tzw. wczorajszych kierowców, którzy późnym wieczorem pili alkohol, położyli się spać i do świtu nie zdążyli dotrzeźwieć. Tyle, że - jak dowodzą badania - wypadków oni raczej nie powodują, bo - większość tragedii drogowych rozgrywa się wieczorem i nocą. Poza tym, co to za sukces złapać kierowcę, który ma w wydychanym powietrzu 0,3 promila alkoholu, skoro w większości normalnych krajów Europy - od Niemiec przez Francję do Włoch może on bez przeszkód prowadzić samochód? Bo w tych państwach dopuszczalna norma alkoholu w krwi kierowcy wynosi 0,5 promila!
Wypadki na polskich drogach najczęściej zdarzają się poza miastem, na szosach lub autostradach, którymi gnają młodzi "królowie życia" w swoich beemkach. W ostatnim czasie mieliśmy dwie takie spektakularne tragedie. Jesienią ubiegłego roku 33-letni Sebastian M. pędząc autostradą A1 swoim BMW z szybkością co najmniej 270(!) km/h uderzył w tył jadącego przed nim auta marki Kia. Siła uderzenia była tak duża, że Kia stanęła w ogniu, a w płomieniach zginęła trzyosobowa rodzina, w tym dziecko. Sebastian M., syn bogatego tatusia-biznesmena, uciekł najpierw do Niemiec, a potem przez Turcję do Zjednoczonych Emiratów Arabskich, gdzie obecnie przebywa posiadając tzw. złotą wizę. Wciąż nie udało się doprowadzić do jego ekstradycji.
W tym roku bardzo podobny sposób wypadek na trasie Łazienkowskiej w Warszawie spowodował 27-letni Łukasz Ż. Staranował on samochód, którym jechała 4 osobowa rodzina (ojciec zginął na miejscu), a po wypadku uciekł. Najbardziej bulwersujący jest fakt, że wcześniej był on już pięciokrotnie karany zakazem prowadzenia pojazdów. Trwa procedura jego ekstradycji z Niemiec.
Na polskich drogach nie jest bezpiecznie. A głównym zagrożeniem są różni "Sebkowie" w BMW pędzący po autostradach z szybkością 200 km/h, albo więcej i stosujący swój ulubiony numer: podjeżdżanie pod sam zderzak poprzedzającego ich pojazdu i miganie światłami, żeby spędzić innego kierowcę z pasa, którym gnają. Tyle, że na takich policja wciąż nie ma bata.
Komentarze