Do Polonii Walter Winkler trafił w 1958 roku, mając 15 lat. Początki w renomowanym klubie okazały się bardzo trudne. Przed 20 laty wspominał: „Tylko jeden mecz zagrałem w drużynie juniorów, bo spartoliłem bramkę. Zrezygnowałem na jakiś czas, chociaż kartę zawodniczą miałem już podpisaną. Zaczynałem na stoperze. Potem krótko grałem na półprawym z Trampiszem. Wtedy było u nas 5 napastników. Debiut w I zespole miałem w pomocy, w meczu z Wisłą Kraków. Ciężko się było w tamtym czasie dostać do drużyny. Już występowałem w reprezentacji Polski juniorów, a tutaj stałego miejsca wciąż nie mogłem znaleźć. Był nawet taki okres, że chciałem pójść do Cracovii. Dopiero przypadek sprawił, że po kontuzji Pierzyny przyjęty zostałem na stałe. Ale nawet wtedy nie byłem dopuszczany do wszystkich meczów. Niechętnie młodego przyjmowali. Nie prowadziłem statystyki, ale chyba w I drużynie zacząłem grać w 1960 roku, a na stałe w 1963". Ilu piłkarzy, jak Walter Winkler, mogło się poszczycić piłkarskim mistrzostwem kraju w wieku 19 lat. Kilka lat później Winkler należał do współtwórców sukcesu Polonii w Pucharze Rappana i Pucharze Ameryki.
Do statystyki rzeczywiście nie przywiązywał wagi. W jego wypowiedziach dla naszej gazety znaleźliśmy różne liczby występów w kadrach narodowych juniorów i seniorów. Jedno pewne, debiutował w meczach z najlepszymi światowymi zespołami: „W reprezentacji wystąpiłem 25 razy. Miałem właściwie dwa ekstradebiuty. Pierwszy z Brazylią na stadionie Maracana, drugi z Anglią. Czyli z aktualnym mistrzem świata i z zespołem, który niedługo miał być kolejnym mistrzem. W Brazylii grali sami sławni piłkarze z Pelem na czele. Ale przecież też byli to ludzie o dwóch nogach. Że mieli umiejętności... Nasi też mieli."
W Polonii występował do 1974 roku. Wówczas postanowił zostać zawodowcem. Jako jeden z pierwszych polskich graczy otrzymał od PZPN oficjalną zgodę na grę za granicą. Pojechał do Francji. W FC Rens występował z Grzegorczykiem i Faberem. Nabrał nowego doświadczenia, co procentowało w drugiej części jego sportowego życiorysu. Po powrocie do kraju zdążył jeszcze pomóc Polonii. Ostatecznie piłkarską karierę zakończył w 1976.
Po zrobieniu trenerskiego kursu najpierw szkolił trzecią drużynę Polonii, później pierwszą, z której na szersze wody wypłynęli między innymi Bęben, Choroba, Konieczko i Kościelny. Wreszcie postanowił sprawdzić się w ligowej piłce. Pięć i pół roku prowadził Silesię Miechowice. Następnie sześć lat, aż do emerytury, szkolił Olimpię Piekary. Dwa lata trwał Jego zawodowy rozbrat z piłką. Żartował: „Znaleźli mnie na ogródku." Walterowi Winklerowi kierownictwo Polonii powierzyło najstarszą grupę juniorów. Krótko później dostał propozycję trenowania pierwszej drużyny Polonii. To zadanie bardzo przeżywał. Z emocji nie mógł spać po nocach. Wychował jeszcze kilka pokoleń piłkarskiej młodzieży. Za wybitne zdolności i zasługi dla sportu został uznany jednym z dziesięciu najwybitniejszych sportowców 750-lecia Bytomia.
Gdyby ktoś w nocy zbudził mnie pytając, który z polskich piłkarzy najmocniej utkwił mi w pamięci, bez wahania wymieniłbym Waltera Winkler. Może z racji Jego sylwetki, wyraźnie odznaczającej się na boisku? Na pewno z powodu sympatii, jaką Go darzyłem. Nic więc dziwnego, że gdy 10 lat starszy wybitny piłkarz zaproponował przejście na ty, uznałem to za wyjątkowe wyróżnienie.
W ostatnich latach los „Waldka" nie oszczędzał. Po śmierci żony, musiał się zmagać z własnym kalectwem. Czekając na obiecane wsparcie w pokryciu kosztów zakupu nowoczesnej protezy nogi, mówił z sarkazmem: „Nie pytaj, co przeszedłem... Przy życiu trzymał mnie humor. Przychodzą do ciebie do szpitala. Staną nad tobą i już się powoli zaczynają modlić... Ale jak się wykaraskasz, to ci naser mater..." W tym kresowym stwierdzeniu Ślązaka zawarta została prawda o życiu, miejscu i czasach. Zmarł minionej środy. W sobotę pożegnaliśmy tego wielkiego piłkarza i sympatycznego człowieka.
Komentarze