Zamknij

Śmierć legendy, czyli tenor bohaterski

19:01, 23.05.2021
Skomentuj

Pawlus był jednym z ostatnich wielkich solistów, święcących triumfy w „złotej epoce” Opery Śląskiej, za dyrektury Włodzimierza Stahla i Napoleona Siessa. Urodził się w Krakowie w wielodzietnej, niezamożnej rodzinie. – Było nas czternastu Pawlusów, z jednego ojca i z jednej matki. Kiedy zmarła mama, sam zrobiłem jej trumnę i niosłem do grobu. Wtedy też obiecałem sobie, że nie wezmę do ust papierosa ani alkoholu. Przysięgi tej dotrzymałem przez całe dotychczasowe życie – opowiadał w styczniu 2003 roku, na spotkaniu w Bytomiu, które zorganizowano na inaugurację cyklu „Legendy Opery Śląskiej”.

Wielki talent

Zaczynał śpiewać w parafialnym chórze kościoła św. Szczepana w Krakowie. Potem podjął profesjonalną naukę śpiewu, występował w Filharmonii Krakowskiej, a w 1958 roku zadebiutował jako solista operowy. Jego talent zwracał uwagę od początku. W 1964 roku został stypendystą rządu włoskiego i podjął dwuletnie doskonalące studia wokalne w mediolańskiej La Scali połączone z nauką w rzymskiej Akademii świętej Cecylii.

Dwa tysiące Jontków

Po powrocie z Włoch związał się z Operą Śląską, której solistą był przez 21 lat – do końca swojej kariery artystycznej. Przez pewien czas równocześnie występował w Krakowie, był także solistą Teatru Wielkiego. Po latach tak opowiadał: – Wstawałem o czwartej rano, żeby dojechać pociągiem do Bytomia. Po wieczornym spektaklu biegłem na pociąg do Krakowa. Dyżurny ruchu potrafił nawet pociąg zatrzymać, jak Pawlus nie mógł zdążyć.

Był tenorem. Specjaliści dzielą ten głos na dwa rodzaje: tenor liryczny i tenor bohaterski. Pawlusa zakwalifikowano jako tenora bohaterskiego. Debiutował partią Jontka w „Halce” Stanisława Moniuszki i zaśpiewał ją około 2 tysiące razy – także w czasie koncertów dla szkół, dzięki którym dorabiał do operowej pensji. Dopiero potem dla wychowanego w biedzie Pawlusa przyszły lepsze czasy. Po występach w Niemczech kupił tam nowego mercedesa. – Gdy przyjechałem nim do Krakowa, to cała kamienica wyszła i tylko oczy robiła – wspominał po latach.

Mocna kawa

Śpiewał także partię Radamesa w „Aidzie”, był Alfredem w „Traviacie”, Caravadossim w „Tosce”, wykonywał tytułowe role w „Otello” i „Don Carlosie”. Ale do legendy przeszedł jako odtwórca roli Cania w „Pajacach” – słynną arię „Śmiej się, pajacu” śpiewał z autentycznymi łzami.

Chyba ostatnią długą dziennikarską rozmowę z Bolesławem Pawlusem, poruszającym się już na wózku inwalidzkim, przeprowadził w listopadzie 2016 roku Alan Misiewicz. Wywiad ten ukazał się w jego książce „Heroiny. Rozmowy o operze, życiu i ludziach”. Pawlus sypał anegdotami. O La Scali: „W teatrze mieli wspaniałą kafejkę z espresso. W życiu nie pił pan tak mocnej kawy! Język sztywniał, a zęby wbijały się w podniebienie.” O występach w Teatrze Bolszoj w Moskwie: „W garderobie płaszcz mi ukradli z 300 dolarami. Wychodek było czuć na 150 metrów. Mówię do garderobianej, by przyniosła mi kawę, a ona, że w Bolszoj nie przynoszą kawy.”

Dzisiaj Bolesław Pawlus śpiewa już w niebieskich chórach z największymi tenorami wszech czasów. Pozostaje tylko pytanie, czy w niebie podają szatańsko mocne espresso? MARCIN HAŁAŚ

(Marcin Hałaś)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%