Zamknij

Portrety z Bytomskiego alfabetu

08:51, 15.10.2012
Skomentuj

Akselrad Henryk
– bytomski Żyd 

Gdyby do Bytomia przyjechał konsul Austrii, gubernator Pernambuko lub najbardziej awangardowy artysta z samego Nowego Jorku – z dużym prawdopodobieństwem można założyć, że Henryk Akselrad podczas spotkania z tą osobistością – podejdzie do niej i zacznie rozmawiać jakby znali się od stu lat. A raczej nie tyle rozmawiać, co opowiadać jej o sobie i swoim wyobrażeniu świata. Pod tym względem Akselrad pozostaje więc swego rodzaju enfant terrible. Zresztą nie tylko na terenie Bytomia – wkręci się wszędzie. Kiedy obóz w Auschwitz odwiedził papież Benedykt XVI – niedaleko ojca świętego stał Henryk Akselrad z Bytomia. Kiedy do tego samego KL przybył prezydent Rosji Władimir Putin – przed jego oblicze przedarł się – któżby inny – Henryk Akselrad z Bytomia.

Akselrad działa zawodowo na różnych polach – ostatnia wizytówka, jaką mi wręczył, świadczyła, iż aktualnie zajmuje się sprzedażą nieruchomości w Polsce i Chorwacji, ale jego profesje i zajęcia zmieniają się chyba szybciej niż w kalejdoskopie. Działa też społecznie, założył stowarzyszenie żydowskie w Bytomiu, choć jego współpraca z żydowską gminą wyznaniową nie układa się chyba dobrze. Jest też aktywny politycznie – zazwyczaj maszeruje w pierwszym szeregu pochodów pierwszomajowych, zgłaszał aspiracje do pełnienia funkcji miejskiego radnego. Nie ma imprezy, spotkania, mityngu, na którym nie zameldowałby uczestnictwa. Pod tym względem konkurować z nim może jedynie inny z bohaterów tego alfabetu Jerzy Ziomber. A mimo wszystko wiele osób traktuje Alselrada nie dość poważnie. Może mają ku temu powody – wszak nie wystarczy stanąć w pobliżu papieża. Bo przecież, żeby wypowiadać się na rozmaite tematy, brać udział w dyskusjach, potrzebne są kompetencje. Zdaje się, że Henryk Akselrad uważa, iż całą jego kompetencją, uzasadnieniem dla publicznej aktywności i powodem, dla którego powinien być słuchany – jest jego żydostwo. I jakoś nikt mu nie wytłumaczył, że w poważnym dyskursie „nie ma poganina, ni Żyda, ni Greka” – liczy waga argumentów, sposób ich wypowiadania, intelektualna atrakcyjność i świeżość.

Rogowski Józef
– wizjoner

Emerytowany górnik, inwalida, jedna z najbarwniejszych postaci Bytomia epoki schyłkowego PRL-u i początku tzw. transformacji ustrojowej. W dzisiejszych czasach byłby zapewne bohaterem telewizyjnych reportaży i licznych filmików na you tube. W swoich czasach, przedkomputerowych i przedinternetowych, zdobył popularność dzięki mediom tradycyjnym – pisały o  nim gazety, mówiono w radiu, z czasem traktować zaczęto go z coraz większą rezerwą. Zaczynał od zorganizowania w naszym mieście zjazdu osób o nazwisku Rogowski, co było pomysłem niegłupim i prekursorskim, zważywszy, iż jest to jedno z najpopularniejszych polskich nazwisk. Jednocześnie działał jako esperantysta. W czasach PRL-u ruch esperantystów był dość silny, być może wspierały go władze – wszak ten sztuczny język skonstruowany przez polskiego Żyda Ludwika Zamenhofa jakoś można było połączyć z ideami internacjonalizmu.

Z czasem przedsięwzięcia Rogowskiego stawały się coraz bardziej dziwne, skłaniające do refleksji nad wewnętrzną równowagą autora: ogłosił zamiar ubiegania się o urząd prezydenta Rzeczypospolitej, potem zorganizował pikietę bytomskiej poczty przy ul. Piekarskiej, twierdząc, że jej pracownicy zatrzymują listy, jakie piszą do niego koledzy biznesmeni z całego świata. W listach tych miały znajdować się obietnice, że zainwestują w Polsce miliardy dolarów, gdy tylko Rogowski zostanie jej prezydentem. Kandydował za to do Rady Miejskiej Bytomia, chciał też zostać prezydentem Katowic z ramienia utworzonej przez siebie Międzynarodowej Partii Obywateli Świata. Pragnął powszechnej szczęśliwości i powszechnego porozumienia w języku esperanto. Z długą mistyczną brodą wyglądał jak derwisz. Po konfliktach w swojej partii przekształcił ją w Prywatne Centrum Obywateli Świata, chcąc rozwijać działalność charytatywną. Przy okazji, w dobrej wierze zapewne, namotał aferę niemal kryminalną: wydawał osobom fizycznym zaświadczenia o zwolnieniu z ceł czy podatków, których – oczywiście – nikt potem nie honorował. Zaś za uzyskane od łatwowiernych ludzi opłaty (to była wszak epoka Grobelnego i Bio-fermu) za owe samozwańcze kwity kupował rozmaite rzeczy, które potem na ulicach rozdawał przechodniom. Potrafił tak obdzielić ludzi całą furgonetką cebuli. A ludzie z zaświadczeniami Rogowskiego pojawiali się nawet na wschodniej granicy, próbując do Polski wwieźć jakieś towary bez cła.

Skupiał podobnych sobie ekscentryków i oryginałów. Z towarzyszy Rogowskiego zapamiętałem na przykład człowieka, który na ogródku działkowym założył państwo o nazwie Esperantuja, ogłosił jej niepodległość i dziwił się bardzo, dlaczego nie chce jej uznać Organizacja Narodów Zjednoczonych. Ostatecznie zniknął Rogowski z działalności publicznej, a zakończyła się jego działalność w sposób bardzo spektakularny: komornik próbował wyeksmitować go z siedziby partii w Katowicach, za którą zapewne nigdy nie płacił czynszu, Rogowski wyrwał skądś gazowy rewolwer czy pistolet, biegał z nim, goniąc urzędników, musiała interweniować policja.

Spotkałem Józefa Rogowskiego po kilku latach już wyciszonego, ogolonego, o twarzy o wiele mniej szczupłej. Mam nadzieję, że ustabilizował swoje życie i znalazł spokój. A dlaczego umieszczam jego postać w tej książce? Pisałem o nim kiedyś duży reportaż, była w nim taka wypowiedź Rogowskiego: „Mam tylko jedno marzenie: chciałbym być zapamiętany jako człowiek dobry”. Niechże się tak stanie.

Pomykała Dorota
– aktorka

Przykład Doroty Pomykały sporo mówi o sposobie działania instytucji typu Bytomskie Centrum Kultury. Otóż od 1990 roku Dorota Pomykała ani razu nie wystąpiła nie jego scenie, choć organizowano tutaj wiele festiwali teatralnych, a także wieloletni cykl spektakli zatytułowany „Hartowanie teatrem”. To trochę tak, jakby w Operze Śląskiej nigdy nie zaśpiewał Wiesław Ochman, jakby w Muzeum Górnośląskim nigdy nie wygłosił wykładu profesor Jan Drabina. Brzmi groteskowo, niemniej w przypadku Doroty Pomykały tak właśnie się stało. A przecież występowała zarówno w przedstawieniach ambitnych i kameralnych (np. w warszawskim teatrze Studio), jak i w lżejszych spektaklach, tworzonych dla szerokiej publiczności, która lubi na scenie oglądać „nazwiska”. W bytomskiej instytucji kultury jednak jej nie chcieli – bo tam przy układaniu programu prezentacji teatralnych gusta i oczekiwania publiczności nie są w cenie. Wręcz przeciwnie, raczej hołduje się lewicowej zasadzie „to my kształtujemy gusta”, a jeżeli gusta nie nadążają z prądem naszych preferencji – to tym gorzej dla... gustów. Publiczności oczywiście.

Dorota Pomykała w Bytomiu ukończyła Liceum Ogólnokształcące im. Jana Smolenia. Natomiast w kaplicy obok kościoła Świętej Trójcy stawiała pierwsze kroki aktorskie, grając w parafialnym teatrzyku. Związana przez lata z krakowskim Teatrem Starym, ostoją aktorstwa dawnej szlachetnej próby, gościła także w produkcjach kinowych i telewizyjnych. Któż nie pamięta jej z kultowego „Wielkiego szu”, z filmu „Chce mi się wyć”, serialu „Dorastanie”, albo z najświeższej roli Lucy Sówki w filmie „Fytel”, realizowanym w Łagiewnikach. I tutaj pozwolę sobie na pewną dygresję – może mi ją Zacna Aktorka wybaczy. Niedawno„guglowałem” postać Pomykały (mówiąc staroświeckim językiem: czyniłem kwerendę w zasobach Internetu). Drugi czy trzeci wynik, jaki mi „wyskoczył” - to strona, zawierająca katalog scen rozbieranych w wykonaniu polskich aktorek. Aktorek jest tam około 2 tysięcy, o większości nawet nie miałem pojęcia, że takie istnieją. Jakiemu maniakowi chciało się ten portal tworzyć tak metodycznie? Tytuł filmu, rok produkcji, rola zagrana, opis sceny rozbieranej (i jej kontekstu) oraz kilka fotosów. W ten sposób udokumentowane zostały biusty i pośladki kilku pokoleń polskich aktorek – od śp. Kaliny Jędrusik do Karoliny Gruszki. Od Grażyny Szapołowskiej do Małgorzaty Foremniak. Nie chcę tutaj bynajmniej zachęcać do oglądania, ale poczynić zamiarzam ogólniejszą refleksję: oto, co najpełniej zostało udokumentowane w epoce szybkiej informacji. Nie osiągnięcia artystyczne, nie dokonania aktorskie, ale rozbieranki – bez względu, czy w „Brzezinie”, „Bez znieczulenia” albo „Ziemi obiecanej” Wajdy, w „Faraonie” Kawalerowicza, czy też serialach typu „Kryminalni” albo „M jak miłość”. Czy nie jest to w jakimś sensie symbol dzisiejszych czasów, w których tak wiele rzeczy sprowadzanych zostało do wspólnego mianownika – zaczynającego się na literę „d”?

Anna Popek
– celebrytka

Ania Popek to bodaj jedyna osoba pochodząca z Bytomia, która najpierw zrobiła karierę jako prezenterka w ogólnopolskiej telewizji, a następnie osiągnęła status celebrytki. Od tego czasu podkreślam – że spędziłem z nią noc w jednym z warszawskich hoteli i oboje byliśmy bardzo podekscytowani.

Oczywiście noc spędziliśmy w tym samym hotelu i w tym czasie, ale nie w jednym pokoju. I spędziłem noc nie z Anną Popek, ale Anią Chruzik, bo pod takim panieńskim nazwiskiem ją pamiętam. Pojechaliśmy tam oboje, aby wziąć udział w ogólnopolskim finale Olimpiady Literatury i Języka Polskiego – ja wówczas byłem uczniem klasy maturalnej, Ania „chodziła” rok niżej. Rezolutna, wygadana, inteligenta – może bardziej żywiołowa i „rozbiegana” niż dzisiaj, ale takie są przecież prawa młodości.

Ania Chruzik rozpoczęła pracę w katowickim ośrodku Telewizji Polskiej, gdzie nota bene prezenterką wciąż jest niemal jej rówieśniczka, inna absolwentka Smolenia Wioletta Grabowska. Potem Ania Chruzik – po mężu Popek przeszła do Warszawy, gdzie „wybiła” sobie miejsce jako prezenterka w „Panoramie”, stając się jedną z popularnych twarzy drugiego programu państwowej telewizji, dla zmyłki zwanej „publiczną”. Równocześnie przez 3 lata była rzecznikiem prasowym prezesa PLL LOT.

Kilka lat temu rozpętała się aferka: w jakimś wywiadzie Ania Popek miała powiedzieć, że na jej rodzinnym Śląsku chłopcy byli – parafrazuję – mało rozgarnięci i grubo ciosani. Aferka się rozpętała, bo wywiad ten dotarł do naszego miasta, gdzie wzbudził komentarze i dezaprobatę („Wyjechała do stolicy i własne gniazdo kala...”). Ostatecznie Anna Popek wytłumaczyła się, że dziennikarka kobiecego pisma źle zrozumiała, przekręciła jej słowa, nie autoryzowała rozmowy – w co akurat jestem skłonny wierzyć, znając zasady funkcjonowania środowiska żurnalistów. W każdym razie z pewnością wyciągnęła ze sprawy naukę, niedawno okazał się wywiad z nią w miesięczniku „Gentleman”, gdzie opowiadała o swojej pierwszej bytomskiej miłości bardzo ciepło: „Byłam wtedy w liceum, należałam do Koła Przyjaciół Muzeum Górnośląskiego. Kiedyś idąc ulica usłyszałam rozmowę dwóch chłopców, obaj byli niezwykle przystojni – trzeba dodać. Jeden z nich opowiadał, dlaczego Duda Gracz jest taki fajny. Miałam na ten temat inny pogląd i mu go wyraziłam. Po tej rozmowie rozeszliśmy się każdy w swoją stronę. Po paru miesiącach odnalazł mnie. Okazało się, że tyle czasu zajęły mu poszukiwania. Potem zaczęliśmy się przyjaźnić, potem zaczęliśmy ze sobą chodzić. Niestety, wyjechał do Niemiec.”

Jako się rzekło – Ania Popek przyjęła rolę celebrytki („Anna Popek pojawia się chyba na wszystkich możliwych imprezach dla celebrytów” – przeczytałem właśnie na portalu plotek). Musi więc się liczyć z tym, że my – jej szkolni koledzy – będziemy, chcąc nie chcąc, wiedzieć, z kim aktualnie się rozwodzi, a w kim się zakochała i będziemy mieli możliwość oglądania jej fotografii, by podziwiać, jak pięknie wygląda aktualnie  w stroju kąpielowym, w bieliźnie i w fotoszopie.

(Edytor)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(1)

Borys VisniewskiBorys Visniewski

0 0

Parę słòw odnośnie P.Popek (Chruzik) ... Jako młodszy kolega (rocznik 1969) snułem się po korytarzu "Smolenia" za Anką, patrząc na jej włosy spływające po ramionach i oczy rozżarzone,zapatrzone,rozesmiane... Ale przecież w tamtych czasach "chodzenie" z młodszym byłoby dysonansem... Udalo mi się raz poprosić ja do tańca na dyskotece w auli, to była kompromitacja dla moich umiejetnosci tancerskich. Lepiej mi jednak być piewca przyrody ,niż tancerzem towarzyskim. Pozdrawiam, szczególnie Marcina H. (Starszego kolegę, z którym czasami wymieniam
ukłony)

19:34, 17.11.2015
Odpowiedzi:0
Odpowiedz

0%