Tymczasem powrócił on w to miejsce zaledwie 16 lat temu. W roku jubileuszu 770-lecia lokacji Bytomia przypominamy historię i perypetie naszego lwa.
„Wojna ta co prawda została wypowiedziana przez Francję, jednak moralną odpowiedzialność ponosiły Prusy, które też na niej wzbogaciły się materialnie i terytorialnie” - scharakteryzował ten konflikt bytomski historyk Maciej Droń.
Na wysokim cokole
Do stycznia 1873 roku zebrano całą potrzebną kwotę, a w kwietniu przystąpiono do wznoszenia pomnika na centralnym placu miasta, czyli na Rynku. Budowa trwała niespełna trzy miesiące, a rezultat był okazały. Na solidnym kilkumetrowym cokole usadowiono odlaną z brązu rzeźbę śpiącego lwa. Na cokole wyryto okolicznościowy napis, a na tablicach z czarnego granitu umieszczono nazwiska bytomian poległych na wojnie. Pomnik otaczały gazony z kwiatami.
Kalide zdobył później rozgłos w całych Niemczech, jego najbardziej znana praca to fontanna „Chłopiec z łabędziem”, która wystawiona w Akademii Sztuk Pięknych w Berlinie budziła niekłamany zachwyt. Inna rzeźba Kalidego - „Waza prowincji” - ustawiona została w ogrodach w Poczdamie.
Kalide wykonał dwie rzeźby króla zwierząt: „Lew śpiący” (nazywany też umierającym) i „Lew czuwający” (odpoczywający). Obydwie figury zostały potem odlane w brązie w kilkunastu egzemplarzach przez odlewnie w Berlinie i Gliwicach. Do Bytomia, z przeznaczeniem na pomnik, trafił odlew lwa śpiącego wykonany w stolicy Niemiec. Lwy śpiące trafiły także do m.in. Berlina (aż trzy egzemplarze), do Pokoju koło Opola, Legnicy, Dortmundu, Estonii i Czech. Co ciekawe, w większości przypadków zostały użyte właśnie jako główny element pomnika poległych żołnierzy.
Miasto żyje, miasto się zmienia, przekształceniom ulega jego przestrzeń. Po prawie 60 latach, w roku 1932 pomnik poległych bytomian przeniesiono na odległy od Rynku o około kilometr Reichspräidentenplatz (obecnie Plac Akademicki). W jego miejsce na centralnym placu miasta zbudowano - co dzisiaj może dziwić - stację benzynową.
Armia sowiecka robi porządki
W 1945 roku Armia Czerwona „wyzwoliła” Bytom. Słowo „wyzwolenie” warto umieszczać w cudzysłowie, bo przy okazji Sowieci spalili Ratusz na Rynku, a w podbytomskich Miechowicach dokonali rzezi ludności, mordując kilkuset cywilnych mieszkańców. Potem Bytom przejęła polska administracja.
Zniszczono pomnik kanclerza Bismarcka w miejskim parku, zdemontowano także pomnik poległych w wojnie francusko-pruskiej. „Burząc pomniki, oszczędzajcie cokoły - zawsze mogą się przydać” - pisał w „Myślach nieuczesanych” Jerzy Stanisław Lec. W tym przypadku postąpiono dokładnie na odwrót: zburzono cokół, oszczędzono lwa, którego przeniesiono do miejskiego parku. Tam osadzono go na poziomie ziemi. Pozbawiony wojennego kontekstu lew stał się ulubieńcem mieszkańców. W rodzinnych archiwach bytomian zachowało się wiele zdjęć, na których dzieci i dorośli pozują, dosiadając lwa.
Ostatnie fotografie lwa w Bytomiu pochodzą z roku 1953. Potem rzeźba zniknęła. Nikt nie poinformował dlaczego - prasa lokalna wówczas nie istniała, a i czasy były niewesołe, w których ludzie mieli wiele poważniejszych problemów. Z czasem o lwie prawie zapomniano. Znowu minęło pół wieku. Lwa przypomnieli w 2006 roku dwaj bytomscy historycy: Zbigniew Jedynak i Przemysław Nadolski, którzy ogłosili, że wiedzą, dokąd trafił posąg lwa wywieziony kiedyś z miasta. Odkryli go przed… wejściem do ogrodu zoologicznego na warszawskiej Pradze.
Rewindykacyjne nastroje
W Bytomiu błyskawicznie pojawiły się „nastroje rewindykacyjne”. Trafiły one na podatny grunt - po transformacji ustrojowej na Górnym Śląsku narastały antywarszawskie resentymenty. Według popularnej narracji „Warszawa” i reszta Polski przez dziesięciolecia eksploatowała Śląsk, a po 1989 roku zostawiła go bez wsparcia, za to z problemami wynikającymi z likwidacji zakładów przemysłowych i z trudnościami ekonomiczno-społecznymi. Sprawa została nagłośniona w lokalnych mediach. Na apel naszego tygodnika mieszkańcy przysyłali stare fotografie z lwem, odnalezione w domowych archiwach. Pod petycją w sprawie zwrotu lwa błyskawicznie zebrano około pół tysiąca podpisów.
Sprawa nie była łatwa, bo odlewów lwa powstało kilkanaście, więc urzędnicy stołecznego magistratu żądali dowodów, że akurat ten sprzed ZOO stał kiedyś w Bytomiu. Ostatecznie sprawa została sfinalizowana za rządów kolejnego prezydenta miasta.
Powrót do domu
W październiku 2007 roku śpiący lew został zdemontowany i przetransportowany do Gliwickich Zakładów Urządzeń Technicznych, gdzie poddano go renowacji i wykonano kopię. W rezultacie pod warszawskie ZOO wróciła kopia. Oryginał zaś został przekazany do Bytomia. Tyle, że Bytom otrzymał go w depozyt, co argumentowano brakiem dokładnej wiedzy co do okoliczności przekazana lwa Warszawie (bardzo możliwe, że w latach 50. XX wieku jakiś z bytomskich urzędników doszedł do wniosku, że należy zrobić prezent odbudowanej stolicy). „Rzutem na taśmę” w maju 2007 roku rzeźba śpiącego lwa Theodora Kalidego została wpisana do ewidencji zabytków ruchomych województwa mazowieckiego. W XXI wieku Warszawa była bogatym miastem, niemniej nie zapłaciła za wykonanie kopii. Kosztów tych nie poniósł również Bytom, bo znaleziono sponsora - ING Bank Śląski, posiadający w logo właśnie lwa.
Tym razem usadowiono go na granitowym cokoliku o wysokości około 120 centymetrów. W ten sposób nadal często na jego grzbiecie fotografują się dzieci, chociaż umieszczono tam napis: Zakaz wchodzenia na rzeźbę.
Niedawno lew znalazł się nawet w literaturze. Agata Listoś-Kostrzewa, reporterka mieszkająca poza Górnym Śląskiem, przyjechała do Bytomia, aby napisać reportaż o historii i współczesności naszego miasta. Jej wydana w 2021 roku książka nosi właśnie tytuł „Ballada o śpiącym lwie”.
0 0
Pomnik Lwa jest piękny i dobrze że jest w Bytomiu.