Lesław Stefaniak w ubiegłym roku ukończył studia lekarskie na Wydziale Wojskowo-Lekarskim Uniwersytetu Medycznego w Łodzi. Obecnie kończy odbywać staż zawodowy. W czerwcu wyjechał na miesiąc do Afryki, aby pracować w szpitalu misji sióstr boromeuszek w Mphanysya, znajdującej się 200 km od stolicy Zambii Lusaki. – Chciałem sprawdzić, jak poradzę sobie w takich warunkach i czy w przyszłości mógłbym pracować właśnie na misjach – mówi Stefaniak.
Podróż trwała ponad 20 godzin. Samolotem do Stambułu, następnie do Dubaju, wreszcie do Lusaki, skąd trzeba było przejechać jeszcze 200 kilometrów jeepem. Na misji pracuje 7 sióstr, w tym dwie Polki oraz jeden lekarz przebywający tam na stałe. Stefaniak przyznaje, że warunki są niezwykle trudne. Lecznica ma pod opieką kilka tysięcy ludzi, mieszkających na dużym obszarze, a inny szpital znajduje się 200 km dalej – właśnie w Lusace. Chorzy do misyjnego szpitala transportowani są przez członków rodziny wiele kilometrów, na noszach, przez las tropikalny. Stąd też zdarzają się przypadki, kiedy chory umiera w drodze, nim dotrze do misji. W Zambii trwa epidemia AIDS, wielu ludzi umiera na tę chorobę. Średnia długość życia w tym afrykańskim kraju wynosi zaledwie 37-39 lat. Dochodzą inne problemy: malaria, seksualne wykorzystywanie dzieci, brak edukacji medycznej. – Nawet jeżeli do szpitala przyjdzie pacjent zakażony wirusem HIV i dostanie leki antyretrowirusowe, to najczęściej już nie wraca po kolejną porcję lekarstw – opowiada Stefaniak. – Za to wraca do swojej wioski i tam dalej zaraża.
Dlatego wiele działań pracowników misyjnej placówki skupionych jest na edukacji. Prowadzona jest m.in. akcja, mająca na celu zachęcenie kobiet, aby przychodziły rodzić do szpitala, ponieważ przy porodach w wioskach, znajdujących się w buszu, śmiertelność niemowląt jest o wiele wyższa. Prowadzone są również szczepienia dzieci przeciw polio. Bytomski lekarz dodaje, że jednym z problemów, z jakimi spotykają się lekarze i misjonarze, pracujący na misjach w Zambii, jest mentalność jej mieszkańców.
Lesław Stefaniak przyznaje, że największym przeżyciem w czasie tego pobytu było poczucie samotności. W misyjnym szpitalu nie ma doprowadzonego prądu. Działają tam agregaty prądotwórcze, ale nie są w stanie wyprodukować tyle energii, aby pokryć całe zapotrzebowanie. Dlatego praca w szpitalu trwa od świtu do godziny 17, kiedy zapada zmrok. – Potem człowiek w ciemności zostaje zupełnie sam ze swoimi myślami – relacjonuje lekarz. –Europejczyk jest przyzwyczajony, że kiedy zostaje sam, ma wiele możliwości: może oglądać telewizję, czytać książkę, przeglądać Internet, zadzwonić do znajomych. A tam tego wszystkiego nie ma. Jest tylko ciemna noc. Dopiero w Zambii zrozumiałem, że człowiek nie jest stworzony do samotności.
W misji boromeuszek zorganizowano szkołę podstawową. Dzieci otrzymały szkolne mundurki i dla wielu jest to jedyne ubranie, w którym chodzą cały dzień i śpią w nocy. Uczą się pisać i czytać, często jednak nie mają nawet własnych zeszytów. – Żeby taka misja mogła funkcjonować, potrzebni są sponsorzy – mówi Stefaniak. – Warto wiedzieć, że w małym wymiarze każdy może dołączyć do tego dzieła. Można to zrobić za pośrednictwem strony internetowej adopcjaserca.pl Można tam zobowiązać się do wspierania konkretnego dziecka (malucha, ucznia, a nawet studenta) z ubogiego kraju Afryki i zadeklarować sumę, jaką co miesiąc będziemy wpłacać na jego potrzeby. Z punktu widzenia Polaka mogą to być drobne kwoty – dla dziecka z Afryki kilka dolarów miesięcznie może okazać się wielkim wsparciem.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz