Kiedy w długi majowy weekend przyjeżdżam do Drohobycza - myślę, że nie miał racji Wojciech Młynarski, który śpiewał "Tych miasteczek nie ma już..." Drohobycz wydaje się miejscem, w którym można odbyć swoistą podróż w czasie: poczuć klimat z prozy Brunona Schulza i czasów, kiedy mówiono, że Drohobycz to w sumie półtora miasta - bo pół miasta polskiego, pół miasta ukraińskiego i pół żydowskiego.
Oczywiście, Ukraińcy mają prawo dobierać i czcić swoich bohaterów narodowych według własnego uznania i przekonania. Ale na podobnej zasadzie - Polacy mają prawo twierdzić, że eksponowanie tego ostatniego symbolu jest dla nas bolesne, przykre i trudne do zaakceptowania.
Samochody podziurawione kulami
Na środku drohobyckiego Rynku gra i śpiewa samotny młody muzyk. Jego utwory brzmią nostalgiczne. Kiedy dzisiaj przyjeżdża się do Drohobycza albo Lwowa - "nie widać" tam, że na Ukrainie trwa wojna. Życie toczy się normalnym rytmem, działają restauracje, sklepy zaopatrzone są tak jak w Polsce, na stacjach bez problemu można kupić benzynę, która w przeliczeniu kosztuje ok. 5,60 zł za litr. Zresztą coraz więcej Polaków decyduje się na turystyczny wyjazd do Lwowa.
Należał do żołnierzy 67. Batalionu Obrony Terytorialnej Zbrojnych Sił Ukrainy. Jednostka ta została sformowana na ziemi drohobyckiej.
O tym jak wygląda życie Drohobycza w czasie wojny opowiada mi Oksana Matczyszyn. pracująca w Radzie Miasta Drohobycza, gdzie odpowiada m.in. za kontakty z Bytomiem. Najczęściej mówimy, że partnerem Bytomia jest miasto Drohobycz. W rzeczywistości jest to Drohobycka Terytorialna Gromada, czyli coś w rodzaju polskiego powiatu ziemskiego. W sumie 130 tysięcy mieszkańców i 32 "punkty osiedlenia" - czyli dzielnice i małe osiedla wiejskie wokół historycznego Drohobycza.
Polegli i zaginieni
Od 24 lutego 2022 roku, czyli od dnia rosyjskiej agresji na Ukrainy poległo 100 ukraińskich żołnierzy mieszkających na terenie Drohobyckiej Terytorialnej Gromady. 62 tygodnie wojny, 100 pogrzebów mieszkańców Drohobycza, którzy zginęli na froncie. Dodatkowo 23 żołnierzy zostało uznanych za poległych bez wieści. - Ich rodziny są chyba w jeszcze gorszej sytuacji - mówi Oksana Matczyszyn. - Zmarłego można opłakać, pochować. Ci, których mężowie albo synowie zaginęli - płaczą codziennie.
Najciężej było w Drohobyczu wiosną ubiegłego roku, kiedy przyjeżdżały tutaj pociągi ewakuacyjne z uchodźcami. Najpierw z Charkowa, Kijowa i Sum, potem z Mariumpola, Ługańska i Doniecka. - Mieliśmy 32 punkty,w których przyjmowaliśmy uchodźców - opowiada Oksana Matczyszyn. 9 szkół, 8 internatów, przedszkola. Ludzie przyjeżdżali z jedną podręczną torbą. Walizki zostawiali na peronie, żeby więcej osób mogło wejść do wagonów. Same kobiety i dzieci... - Oksanie Matczyszyn łamie się głos, zaczyna płakać. - Do dziś nie potrafię o tym mówić spokojnie. Pracowałam jak w transie, 10 nocy spaliśmy po 2-3 godziny.
"Jest mi jak brat"
Większość uchodźców traktowała Drohobycz jako miejsce tranzytowe. Ewakuacyjny pociąg z Dniepra: około 1000 kobiet i dzieci. Wszyscy pojechali do Polski - tylko jeden autobus, 35 osób skierował się ku granicy z Węgrami. A około 10 osób zostało w Drohobyczu. - Wiemy i doceniamy jak bardzo pomogli nam Polacy - mówi Matczyszyn. Dzisiaj w pociągi ewakuacyjne już nie przyjeżdżają, ale około 10 tysięcy uchodźców zostało na terenie Drohobyckiej Terytorialnej Gromady. To wciąż problem, bo są to w większości ludzie starsi, którzy nie pojechali za granicę. - Zostali ze swoimi chorobami, bez bliskich, bez opieki - mówi Matczyszyn.
Drohobycz ma w sumie 5 partnerskich miast w Polsce - m.in. Legnicę i Dęblin. Ale żadne nie pomagało tak jak Bytom. - Mer Taras Kuczma podkreśla, że Mariusz Wołosz jest dla niego jak brat - opowiada Matczyszyn. - Jak tylko zaatakowała Rosja, Mariusz zadzwonił i zapytał: Jak możemy pomóc? Nasz mer odpowiedział: na froncie walczą żołnierze, są ranni, potrzebna jest karetka. I Bytom w ciągu doby zorganizował i dostarczył karetkę. Potem były dostawy żywności dla uchodźców i generatory prądu.
Schulzowskie klimaty
Po rozmowie o wojnie i jej wpływie na życie partnerskiego miasta - czas na zwiedzanie Drohobycza. Obecny Uniwersytet Pedagogiczny w Drohobyczu mieści się w historycznym budynku. W czasach II Rzeczypospolitej działało tam Państwowe Liceum i Gimnazjum im. Króla Władysława Jagiełły, a wcześniej C. K. Gimnazjum im. Franciszka Józefa. Bruno Schulz - genialny polski pisarz pochodzenia żydowskiego był nauczycielem plastyki właśnie w Gimnazjum im. Jagiełły, a wcześniej uczniem C.K. Gimnazjum. Dzisiaj naprzeciw tego gmachu stoi schulzowska "Ławeczka marzeń niebieskookiego" - dar Bytomia, wykonana w galerii Stalowe Anioły z inicjatywy senator Haliny Biedy.
Z kolei w opisanej przez Schulza Willi Bianka mieści się dziś Pałac Sztuki, gdzie eksponowane są obrazy z kolekcji Lanckorońskich oraz ocalałe freski namalowane przez autora "Sklepów cynamonowych". Na drohobyckim cmentarzu zachowało się w dobrym stanie dużo zabytkowych polskich nagrobków. Jest też pięknie odnowiona Synagoga Chóralna, jedna z największych w tej części Europy.
Naprzeciw willi Jarosza stoi pomnik-popiersie Adama Mickiewicza. Obok w kawiarnianym ogródku można zjeść pielmieni, wypić kufel kwasu chlebowego i pomyśleć, że Wojciech Młynarski jednak nie miał racji, śpiewając: "Tych miasteczek nie ma już..."
0 0
Super artykuł.Wiadomosci warte przeczytania.Moze jeszcze zdążę zwiedzić ten rejon Polski.Dziekuję autorowi za ciekawy artykuł.