Munkacz, Lwów, Bytom - to przystanki Aleksandra Teligi w drodze na światowe sceny operowe. Ten wybitny solista świętuje 40-lecie pracy artystycznej. Nie mogło obejść się bez jubileuszowego koncertu w Operze Śląskiej.
Aleksander Teliga urodził się w Mukaczewie, wówczas w Związku Radzieckim, a obecnie na terytorium Ukrainy. Mukaczewo, czyli dawny Munkacz to miasto na Zakarpaciu, w którym liczna jest mniejszość węgierska. Tam Teliga skończył szkołę muzyczną, ale uprawiał także piłkę nożną i... zarabiał grając na miejscowych weselach. Potem pojechał do Lwowa na studia w Konserwatorium Muzycznym we Lwowie. Po ich ukończeniu został zatrudniony w Operze Lwowskiej. Tam jednak nie poznano się na jego talencie - był statystą, czasami śpiewał jakieś "ogony", czyli partie drugo- i trzecioplanowe. Bo ponoć rzadko jest się prorokiem we własnym kraju.
Gdybym nie przyjechał do Polski...
Przełom nastąpił, kiedy do Opery Lwowskiej przyjechała Maria Fołtyn - wybitna polska śpiewaczka operowa, a potem reżyserka spektakli i organizatorka festiwali muzycznych. Usłyszała Teligę i z miejsca zaprosiła go do Polski na Międzynarodowy Festiwal Moniuszkowski w Kudowie Zdroju. Na Ukrainę Teliga już nie wrócił, bo w Kudowie usłyszeli go z kolei dyrektorzy polskich teatrów operowych i z miejsca zaproponowali angaż.
"Gdybym nie przyjechał do Polski, nie zaśpiewałbym w La Scali" - to tytuł wywiadu z Aleksandrem Teligą, jaki niedawno ukazał się na portalu Polish Opera Now. Teliga wspominał w nim, że dostał propozycje z Teatru Wielkiego w Poznaniu oraz Opery Krakowskiej. Tyle, że tam nie chcieli zatrudnić również jego żony Haliny, która jest pianistką i korepetytorem solistów. Wtedy do gry wkroczył dyrektor Opery Śląskiej Tadeusz Serafin i powiedział: „O! To ja w ciemno biorę. Bo wiem, że kto by nie przyjechał ze Lwowa, to będzie świetny pianista.” Serafin "w pakiecie" dorzucił służbowe mieszkanie i w ten sposób Aleksander Teliga został solistą bytomskiego teatru.
Jest basem, choć śpiewa także partie barytonowe. W 1991 roku otrzymał Złotą Maskę za rolę de Silvy w "Ernanim" Verdiego, a dwa lata później znowu zdobył tę nagrodę za partię Mefista w "Fauście" Gounoda. Takiego wejścia do Opery Śląskiej nie miał chyba żaden inny solista.
Sceny całego świata
Dzisiaj ma na swoim koncie występy na scenach całego świata. 40 razy śpiewał w mediolańskiej La Scali. Nie wystąpił tylko w Metropolitan Opera w Nowym Jorku. - Opowiem Państwu dlaczego, bo i tak napiszę o tym w swojej książce - mówił Teliga podczas jubileuszowego koncertu w Bytomiu. - Śpiewałem w La Scali. Przyjechał tam asystent dyrygenta z Metropolitan Opera. Nie mam nic przeciwko gejom, ale on zaczął się do mnie dobierać. No i dostał za swoje... Z występami w Met mogłem się pożegnać.
- Przeżyłem dobre życie, śpiewałem we wszystkich stolicach świata - mówi Teliga. - Może z wyjątkiem tego Nowego Jorku, ale wychowałem się w Związku Radzieckim. A tam szczytem marzeń było zaśpiewać w Teatrze Bolszoj w Moskwie. I tam śpiewałem, zanim zaczęły się te okropne czasy (chodzi o inwazję Rosji na Ukrainę).
Mistrz i profesor
Oczywiście kariera sceniczna Aleksandra Teligi wciąż będzie trwała, bo bas to głos, który dojrzewa z wiekiem. Jednak Teliga jest nie tylko wielkim solistą, ale także nauczycielem. Ma tytuł doktora i od 10 lat jest profesorem na Uniwersytecie Muzycznym Fryderyka Chopina w Warszawie - Filia w Białymstoku.
Towarzyszyły mu: Magdalena Abłażewicz, Aleksandra Golombek, Hanna Korzuch i Daria Lahocka.
Zabrzmiały nie tylko arie operowe, ale także operetkowe. - Kocham operetkę i czardasze, bo moja mama była Węgierką - wyznał Teliga. Koncertowi towarzyszyła jako akompaniatorka najwierniejsza partnerka Aleksandra Teligi - jego żona Halina.
Komentarze