Przy pierwszym stoliku zasiedli reprezentanci Ruchu Autonomii Śląska – przewodniczący tej organizacji Jerzy Gorzelik oraz bytomianin Jacek Laburda. Stolik środkowy zajęli przedstawiciele mniejszości niemieckiej – Jan Golla ze Stolarzowic oraz Henryk Jerzy Werner. Przy trzecim stoliku usadzono gości, którzy mieli reprezentować „stronę polską". Byli to radny Michał Bieda oraz dziennikarz „Życia Bytomskiego" Marcin Hałaś. Pierwsze pytanie do uczestników dyskusji brzmiało: Czy Bytom jest miastem polskim, śląskim czy niemieckim? – Chciałbym, aby Bytom był miastem otwartym, europejskim – mówił radny Michał Bieda. – Najważniejsze jest wzajemne poszanowanie się – dodawał Jan Golla. – Patrząc na położenie geograficzne: Bytom od wieków jest śląski, a bywał niemiecki i polski – deklarował Jerzy Gorzelik. Oliwy do ognia dolał Henryk Jerzy Werner, stwierdzając, że Rosjanie traktowali wkroczenie wojsk sowieckich do Bytomia w styczniu 1945 roku „wyzwolenie niemieckiego miasta Beuthen spod okupacji hitlerowskiej".
Nie da się jednak oprzeć wrażeniu, że tak sformułowane pytania to próba podważenia oczywistych definicji. Bytom jest polskim miastem – leży na terytorium państwa polskiego i podlega jego jurysdykcji. W świetle prawa międzynarodowego nie ulega to wątpliwości. Równocześnie Bytom pozostaje miastem, który w ciągu wieków znajdował się w zasięgu oddziaływania różnych kultur – polskiej i niemieckiej, a najdłużej w swojej historii trwał pod panowaniem czeskim. Jednak ta wielokulturowa historia i tożsamość Bytomia nie wydaje się wystarczającym pretekstem, aby dyskutując o współczesności, stawiać pytania sformułowane tak, jak uczynili to organizatorzy debaty.
Wątpliwości można mieć również do kolejnego pytania: „Czy poszczególne nacje i grupy społeczne mogą w zgodzie i spokoju ze sobą współegzystować? Jeżeli tak, to jak?" To pytanie wręcz bezpodstawne – w Bytomiu od dziesiątków lat ludzie o różnych rodowodach współegzystują ze sobą w zgodzie i spokoju. Czy więc organizatorom chodzi o tak prostą odpowiedź, czy też stawiając pytanie myślą raczej o rozbudzeniu różnic i animozji?
Właściwie każdy mieszkaniec Śląska mógłby zadeklarować się jako zwolennik autonomii. Bo każdy chciałby, aby więcej pieniędzy wypracowanych na Śląsku było na Śląsku inwestowanych, każdy chciałby większej samorządności regionu. Taka „zdrowa" autonomia niewiele ma jednak wspólnego z radykalizmem Ruchu Autonomii Śląska. Jego przewodniczący Jerzy Gorzelik raz po raz obwieszcza, że „Polska nie jest jego ojczyzną", albo że Polska popsuła Śląsk niczym małpa zegarek. Takie wypowiedzi można uznać wręcz za „strzał w śląskie kolano". Z jednej strony nie przysparzają Śląskowi sympatii w reszcie kraju (a Gorzelik wypowiada je w ogólnopolskich mediach). Z drugiej strony do społecznej aktywności Ruchu Autonomii Śląska zniechęcają, a wręcz nastawiają wrogo tych wszystkich, którzy w odróżnieniu od Gorzelika uważają, że Polska to jednak ich ojczyzna.
0 0
bardzo ładna bezstronna relacja z wydarzenia. świetna dziennikarska robota.