Zamknij

Mroźna Kanada i wyspa jak wulkan gorąca

17:43, 15.05.2022
Skomentuj

Łozicka jest nauczycielką języka angielskiego i autorką wydanej w 2014 roku powieści zatytułowanej „Susza”. Od kilku lat swoją pracę wykonuje zdalnie, co pozwala jej na nieustanne życie „na walizkach”, czyli w podróży. Zmienia miejsca pobytu częściej niż rękawiczki w popularnym porzekadle. Odwiedziła już około 120 państw świata, cały czas prowadząc bloga, na którym zamieszcza krótkie relacje oraz fotografie ze swoich podróży.

Niemal w szczycie pandemii COVID-19 bytomianka spełniła jedno ze swoich największych marzeń i przebywała w Arabii Saudyjskiej. Stamtąd na zaledwie dwa tygodnie powróciła do Polski, aby w lutym szybko przenieść się za ocean – aż do Kanady. Ten kraj kojarzy nam się z tytułem książki Arkadego Fiedlera „Kanada pachnąca żywicą”. Tymczasem Małgorzatę Łozicką poraził tam wielki chłód – przyleciała w czasie 30-stopniowego mrozu. – Dosłownie trzęsłam się z zimna i zdałam sobie sprawę że wolę jednak cieplejsze rejony – wspomina.

Chłodna strona świata

Nie była to jedyna „chłodniejsza strona Kanady”. – To jest bardzo drogi kraj – opowiada bytomianka. – Koszty codziennego życia są bardzo wysokie. Małgorzatę Łozicką zaskoczyła jeszcze jedna kwestia: Kanada to raczej obszar zamieszkiwany przez różnych ludzi niż kraj połączony wspólną tożsamością narodową. Tam mało kto mówi o sobie: „Jestem Kanadyjczykiem”. Jeżeli mieszkańcy jakoś samych siebie definiują, to raczej jako osoby posiadające kanadyjski paszport. Poczucie przynależności do wspólnoty narodowej i patriotyzmu nie jest takie jak w Polsce, czy choćby w leżących na tym samym kontynencie Stanach Zjednoczonych.

Małgorzata Łozicka w Toronto przebywała w czasie protestu truckersów, czyli kierowców wielkich ciężarówek, którzy sprzeciwiali się obostrzeniom związanym z pandemią COVID-19. W Polsce były środowiska, przedstawiające truckersów jako romantycznych bojowników o wolność i prawo decydowania jednostki o sobie. Łozińska stwierdza, że truckersi utrudniali, a chwilami paraliżowali życie miasta. Wydawali się przy tym osobami jakby z innej kultury. Raczej nie zdobyli sympatii ani poparcia, również dlatego, że trudno było zrozumieć ich działanie. Blokując miasta w Kanadzie protestowali przeciw obowiązkowi szczepień dla kierowców wykonujących zawodowo przewozy towarowe. Tymczasem taki obowiązek wprowadziły… Stany Zjednoczone, zakazując wjazdu na swoje terytorium kierowcom nie posiadającym certyfikatów covidowych.

Kubańczycy skubią białych

Kanada była zimna, za to Kuba znana jest jako „wyspa jak wulkan gorąca”. To państwo było kolejnym ze spełnionych podróżniczych marzeń Małgorzaty Łozickiej. Kuba to wspaniały kraj, ale równocześnie pełen kontrastów. W niektórych miejscach wygląda jakby czas się zatrzymał. Na ulicach wciąż można spotkać ponad 60-letnie amerykańskie limuzyny, które trafiły tam jeszcze przed zwycięstwem rewolucji kubańskiej. Egzotyczna roślinność i drinki przygotowywane dla turystów kontrastują z wyglądającymi jak slumsy domami miejscowej ludności. Bo bieda przypomina, że Kuba to od ponad 60 lat państwo komunistyczne. – Turysta idzie na obiad do restauracji, a Kubańczyk nie może sobie na to pozwolić. bo musiałby na jeden posiłek wydać całą miesięczną pensję – podsumowuje Łozicka.

Ta sytuacja ma też swoją gorszą stronę. Kubańska gościnność polega na tym, że każdy turysta z zewnątrz traktowany jest przez miejscowych jako ktoś do „oskubania”. Czyli – używając żargonowego wyrażenia „orżnięcia na kasę”. – Po raz pierwszy zdarzyło mi się, że zarobić na mnie chcieli także moi znajomi, którzy mieli mi pomóc na Kubie – opowiada bytomska podróżniczka. – Na początku myślałam i usprawiedliwiałam, że chodzi o to, iż mieszkają w biednym kraju. Potem uświadomiłam sobie, że byłam w wielu jeszcze biedniejszych państwach, gdzie miejscowi mieszkańcy mieli zupełnie inne podejście. Mimo skromnego życia chcieli bezinteresownie pomóc, albo ugościć. Na Kubie nie odczułam czegoś, co określam mianem „lokalnej życzliwości”. Może więc nie chodzi wcale o biedę, ale o demoralizację będącą wynikiem komunizmu?

Rum, marihuana i testosteron

Po pobycie na Kubie Łozicka wyruszyła i w dalszą podróż po Karaibach. O takim szlaku wielu z nas może tylko marzyć: Kuba, Jamajka, Bahamy i wreszcie Dominikana. Początek opowieści o Jamajce może dla nas brzmieć szokująco: – Tam wszyscy palą marihuanę i piją rum od samego rana. W powietrzu czuje się tam coś, co określiłabym mianem braku bezpieczeństwa. Niby wszystko jest dobrze, ale w czuje się, że w mężczyznach jest dużo testosteronu i jak się pokłócą, od razu idzie na noże. Z jednej strony dżungla i atmosfera reggae, z drugiej strony atmosfera przemocy – opowiada Małgorzata.

Z jamajki Łozicka przywiozła także dość niepoprawne politycznie obserwacje. – Rozmawiałam z Jamajczykami, którzy wprost mówili, że w czasach kolonizacji żyło im się lepiej – relacjonuje bytomianka. – Teoretycznie nie mieli wolności, ale mówią że wszystko inne mieli. Lepsze zaopatrzenie lepszy poziom medycyny. A potem wiele rzeczy poszło w ruinę, bo obiektów które wybudowali Brytyjczycy po prostu nie byli w stanie utrzymać.

Bahamy dla bogatych

Z kolei Bahamy to przykład kraju „turystyki” dla bogatych. – Jeżeli nie przyjeżdżasz na określony czas, rezerwując nocleg w hotelu za kilkaset dolarów za noc, to czujesz się jakiś sposób ignorowany – mówi Małgorzata Łozicka. Jeżeli Kuba nastawiona była na skubanie, czy wręcz oszukiwanie każdego turysty, to Bahamy postawiły na obsługę tych, których stać na luksus. Po takim karaibskim rajdzie podróżniczka z Bytomia dotarła na Dominikanę, która najbardziej przypadła jej do serca. – Znowu znalazłam się w kraju, gdzie czuję że wszyscy są przyjaźni i gotowi pomóc – podsumowuje.

(Edytor)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%