Bytomianka Iwona Zając amatorsko uprawia bieganie. Ma na swoim koncie ukończony maraton, ale sukcesy odnosi przede wszystkim na krótszych trasach (5-10 km), wygrywając wiele zawodów. Morsować zaczęła kilka lat temu. – Jestem ciepłolubna, więc nigdy nie myślałam, że będę morsowała – wspomina pani Iwona. – Namówił mnie kolega „od biegania” Krzysztof Dyr. Wracaliśmy z marszu w górach, „miałam w nogach” 50 km, bolały mnie mięśnie. Krzysztof zapewniał, że morsowanie pomoże w regeneracji. Rzeczywiście – na drugi dzień po bólu nóg nie było śladu, a ja połknęłam bakcyla.
Najpierw rozgrzewka
W tym sezonie Iwona Zając rozpoczęła morsowanie sama i w ciągu 3 tygodni dołączyło do niej 7 kolejnych znajomych. – Staram się zachęcić jak największą ilość osób – mówi pani Iwona. Spotykają się w każdą niedzielę nad zalewem w Rogoźniku. Najpierw rozgrzewka – to najważniejsze, człowiek wchodzący w zimie do jeziora powinien być dobrze rozgrzany (równocześnie nie może być spocony). – Ci, którzy nie morsują często pytają, czy nie boimy się zapalenia płuc? – mówi Zając. – Tymczasem nie pamiętam, żeby ktoś po takiej kąpieli nabawił się choćby kataru.
Duża część bytomskich morsów wywodzi się z działających w naszym mieście grupy biegowych. Anna Szwed jest urzędnikiem, zastępcą kierownika Urzędu Stanu Cywilnego. Należy do Miechowickiej Grupy Biegowej. Morsuje nie tak jak większość bytomian w zalewach w Rogoźniku albo Chechle, lecz w... górskich strumieniach. Wszystko dzięki znajomości z członkami grupy morsów z Bielska Białej. Najpierw umawiają się na górską wędrówkę – od 10 do 18 km na szlaku. Potem kąpiel w górskiej rzece lub strumieniu. – Koledzy z Bielska znają ukształtowania dna tych potoków, wiedzą, gdzie można bezpiecznie wejść do wody – mówi pani Anna.
Czują się lepiej
Anna Szwed podkreśla, że chodzi jej o odporność organizmu. Kiedyś regularnie biegała, jednak bieganie w zimie po ulicach Bytomia grozi „inhalacją smogiem”. Dlatego woli góry i morsowanie, oprócz tego saunuje. Zwraca uwagę, że morsując trzeba znać swój organizm i umieć go słuchać – nic na siłę, albo po to, żeby dorównać innym.
Morsują również radzionkowianie z grupy „Cidry Lotajom”. Spotykają się regularnie nad Chechłem. Wśród nich są Bożena i Andrzej Piontkowie – oboje mają duże doświadczenie biegowe, przebiegli wiele maratonów. – Widzimy, że morsowanie przynosi pozytywny efekt zdrowotny – mówi Andrzej Piontek. – Nie mamy kłopotów z żadnymi przeziębianiami czy grypami, człowiek czuje się lepiej. Trzeba jednak pamiętać, że taki efekt daje tylko systematyczne morsowanie.
Członków „Cidry Lotajom” do morsowania zachęcił prezes tego stowarzyszenia Grzegorz Szeremeta. W tym roku Szeremeta rozpoczął inny rodzaj„morsowania”, czyli górskie wędrówki metodą Hofa. Chodzi o zimowe chodzenie po górach w samych szortach, czyli właściwie półnago. Takie ekstremalne wycieczki zainicjował Holender Wim Hof. Kilkanaście dni temu Polskę zelektryzowała wiadomość o turystce, która próbowała wejść na Babią Górę w stroju kąpielowym. Omal nie przypłaciła tego życiem – ratownicy sprowadzili ją w stanie ciężkim: w głębokiej hipotermii i z poważnymi odmrożeniami.
W samych gaciach
Bo morsować trzeba umieć i znać swój organizm. Grzegorz Szeremeta w pierwszą zimową górską drogę „w samych gaciach” wyruszył przy temperaturze minus 7 stopni, a trasa liczyła 5,2 km – niecałą godzinę szybkiego marszu. Szeremeta schodził ze wzgórza Matyska (610 m.n.p.m.) nazywanego „Golgotą Beskidów”. Przygotował się do tego odpowiednio. – Postanowiłem na pierwszy raz zachować dużo ostrożności, spakowałem do plecaka: ciepłą herbatę,folię termiczną, naładowany telefon i powerbank, zapasowe rękawiczki, czapkę i raczki – relacjonuje Szeremeta. Trasę pokonał nieprzetartym szlakiem, brodząc po kolana w śniegu. Jak zaznacza – wybrał zejście, które wymaga mniej wysiłku, a rozgrzał się, wchodząc na Matyskę „jak Pan Bóg przykazał”, czyli w termicznej bieliźnie i puchowej kurtce.
– Na mecie czułem ogromne podekscytowanie osiągniętym celem i pozytywnym zakończeniem eskapady oraz przyjemne odczucie wychłodzenie jak po morsowaniu – mówi pan Grzegorz. Na kolejny weekend zaplanował następne zejście „w samych gaciach” – tym razem już dłuższą trasą. MARCIN HAŁAŚ
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz