Zamknij

Wizjoner z Bytomia

10:18, 01.02.2024
Skomentuj

Trudno jest się z nim umówić w Bytomiu. Na maila odpisuje z Madrytu. Na kolejnego - już z lotniska w Dubaju. Gdyby chciał, mógłby mieszkać i pracować wszędzie: w Paryżu, Nowym Jorku, Berlinie. Ale pozostał w Bytomiu - mieście, w którym się wychował, spędził dzieciństwo i młodość. Owszem, urodził się w Chorzowie, ale jak podkreśla - jego związek z Chorzowem miał tylko charakter incydentalno-medyczny. Po prostu położnik opiekujący się jego matką, skierował ją na poród do tamtejszego szpitala.

Ślązak

Czuje się Ślązakiem. Tymczasem jego rodzice pochodzą z Małopolski. Rodzina mamy przyjechała tutaj z Chyrowa pod Lwowem, a rodzina ojca z Krakowa. Przemo Łukasik pamięta, że na przykład w Piekarach na jego babcię i mamę wołano: poluchy. Co zatem znaczy dla niego być Ślązakiem? Czy goda po śląsku? A może w spisie powszechnym zadeklarował narodowość śląską?

- Jestem Ślązakiem, bo tu się urodziłem, przeżyłem swoją młodość i dorastanie. Rozumiem Śląsk i utożsamiam się z tym, co tak mocno go określa. Jego historia, utkana wielowarstwowym ściegiem narodów, zawodów, przybyszów i tych, którzy od dziada czują się lokalni, jest złożona, nieoczywista i szczera - mówi Przemo Łukasik.

Jest też bytomianinem. Jaki Bytom zapamiętałeś z dzieciństwa? - Szczęśliwy - odpowiada Łukasik. Tu skończył Państwowe Szkoły Budownictwa, czyli po prostu Budowlankę.

O Bytomiu swego dzieciństwa potrafi opowiadać także jak literat, nie jak architekt:

- Dominującym kolorem wtedy była szarość, nie tylko ta w powietrzu i na naszych dachach, lecz szarość peerelowskiej codzienności. Ale próbowaliśmy ją kolorować na żywsze kolory, u nas, na Knaifeldzie - wspomina Łukasik. - Wszyscy byliśmy równi. Mieliśmy tyle samo, czyli niewiele, ale marzeń zawsze pod dostatkiem. Polerowaliśmy swoimi tyłkami, rury naszej osiedlowej klopsztangi, na której przesiadywaliśmy, skubiąc słonecznik. Latem organizowaliśmy podwórkową olimpiadę, a zimą polewaliśmy zmrożony asfalt wodą, szykując lodowisko na sobotni poranek. Finiszowaliśmy swoimi kapslami po narysowanych kawałkiem cegły trasach Wyścigu Pokoju i każdy z nas chciał być tylko Szurkowskim. Za złotówkę można było się nakarmić kiszonymi ogórkami albo kapustą, a jedyne czego się baliśmy, to gniewu Mamy i czarnej wołgi.

Architekt

Ale jest przede wszystkim architektem. Przez dziesięciolecia za architektoniczny symbol Katowic uchodził Spodek. Tyle, że Spodka nie widać z daleka. Dzisiaj, kiedy patrzymy na tę okolic Katowic, jej architektoniczną dominantą są zaprojektowane przez Medusa Group Przemo Łukasika biurowce .KTW. Nie Spodek, nie znajdująca się za nim Strefa Kultury z gmachem Muzeum Śląskiego.

Ale obiektem, który zyskał miano "ikonicznego" - cokolwiek to znaczy - jest loft Bolko, czyli bytomski dom Przemo Łukasika.

Dawną lampiarnię Zakładów Górniczo-Hutniczych "Orzeł Biały" w pobliżu szybu Bolko zaadaptował na mieszkanie swojej rodziny. Kupił ten obiekt w fatalnym stanie, z pozwoleniem na wyburzenie. Tymczasem "Bolko Loft stał się ikoną polskiej architektury, domem pokazywanym w wielu zagranicznych publikacjach, jak również odwiedzanym przez studentów architektury z wielu europejskich uczelni" - przeczytać można na jednej z branżowych stron poświęconych architekturze.

A jednak loft oglądany z zewnątrz może się wydać także szkaradziejstwem, esencją postprzemysłowej brzydoty, którą dzisiaj po prostu modnie jest się zachwycać. - Dużo w tym było przypadku, a dzisiaj myślę, że także szczęścia - mówi Łukasik. - Wybrałem obiekt, który planowano wyburzyć i do niego wprowadziłem moją, młodą wówczas rodzinę. Nie miał nikogo szokować i nikogo zachwycać. Był dla nas, nie na pokaz, lecz na naszą kieszeń.

Która realizacja jest dla Łukasika najważniejsza, najbliższa? - Nie dzielę naszych projektów na lepsze, ciekawsze, większe czy zrealizowane w oparciu o większe budżety. Liczy się idea. Bolko Loft w Bytomiu jest ciągle dla mnie najważniejszym. To na nim, na sobie i na mojej rodzinie przetestowałem, to wszystko, co potem proponuję inwestorom, z którymi współpracuję. 

Człowiek sukcesu

Odniósł sukces w branży. Portfolio Medusa Group pełne jest projektów realizowanych przede wszystkim poza Śląskiem. Jednak główna siedziba Medusy ciągle funkcjonuje w Bytomiu, przy ul. Józefczaka 35. Po 10 latach działalności w Gliwicach przenieśli się właśnie. Kiedyś były tam biura, potem już tylko hurtownia tanich butów.

Patrząc na budynek z surowej cegły trudno przypuszczać, że w środku mieści się jedna z najlepszych polskich pracowni architektonicznych i pracuje prawie 100 osób.

Wnętrze zaaranżowali w sposób, który można nazwać "konserwacją brzydoty". Z jednej strony pełen komfort dla pracy. Z drugiej strony - elementy dawnego wyposażenia, na suficie stare deski z setkami dawnych gwoździ, nawet ściany pomalowane tak, żeby przebijał "dawny brud". Jakby miał to być manifest z jednej strony "budżetowości", z drugiej strony - postindustrialnej przeszłości, której architekt nie chce zakrywać gipso-kartonem, ani nawet marmurem.

Od 10 lat drugą pracownię posiadają w Warszawie - pracuje tam mniejszy zespół, zaledwie 20 osób. Ale to była konieczność - żeby być bliżej realizowanych projektów i klientów. Bo przez pierwsze 20 lat projektowali poza Śląsk. - Dopiero od niedawna widzimy, że inwestorzy, developerzy przekonują się do Śląska i lokują tu coraz większe projekty - mówi Łukasik.

Od roku Medusa ma trzecią pracownię - w Dubaju. Nie jako "architektoniczny nomadzi", po prostu zaczynają coraz więcej projektować ba rynek arabski i azjatycki.

Fachowiec i twórca

Ale jest nie tylko architektem, projektantem, wizjonerem. Także współwłaścicielem dużej firmy i współszefem dużego zespołu - Medusa Group to przedsięwzięcie dwóch partnerów: Przemo Łukasika i Łukasza Zagały. - Szef to pozycja, której nie da się utrzymać, kiedy nie starasz się być codziennie dobrym projektantem - ucina Łukasik. - Nikt nie pójdzie za tobą, jeżeli nie będziesz miał ciekawych i przemyślanych pomysłów. Nie będziesz umiał o nich dyskutować, prezentować i często ich bronić.

Na ile architekt jest wolnym, niezależnym twórcą, na ile fachowcem do wynajęcia?

- Praca projektanta jest zawsze zależna - odpowiada Łukasik.- Zależna od inwestora, wytycznych, przepisów, budżetu, obyczajów, często i polityki. Bezkompromisowe jest życie, a architekt zawsze musi szanować i wsłuchiwać się w swojego klienta. Ważne jednak, by szczerze dzielić się z nim swoim zdaniem i pomysłami. Nie pracuję pod dyktando moich klientów, lecz dla nich, dla projektu, który mi powierzyli. Zdarza się, że czasem muszę odmówić podjęcia się projektu, w który nie wierzę lub którego nie rozumie.

Jakimi argumentami Łukasik przekonywałby młodego człowieka, u progu pracy zawodowej, że nie warto wyprowadzać się z tego miasta? - Nikogo nie będę namawiał - mówi architekt. - Każdy musi wybrać sam. Tu mam swój dom i swoją rodzinę. Tu czuję się najlepiej, i choć przychodzi mi odwiedzać inne, piękne miejsca na świecie, to zawsze wracam do mojego Bytomia. To miasto z historią i ciągle nie wykorzystanym potencjałem. Tanie i wygodne do życia. Z charakterem, z operą, szkołą baletową, muzyczną, budowlaną, z tramwajem 38, parkami, cmentarzami, terenami sportu, Elektrownią Szombierki, Szybem Krystyna i Ewa. Już dziś nie tak zanieczyszczone, próbuje złapać drugi, głęboki oddech i odważnie patrzeć w przyszłość.

Maratończyk

Wydaje się, że Łukasik zaprojektował także... własny wizaż. Bujna ruda broda, grube rogowe oprawki okularów. Na ulicy nie sposób go nie zauważyć albo z kimś pomylić. Ale ten okularnik jest także... maratończykiem i triatlonistą. Ukończył kilka Ironmenów, wiele "połówek" i maratonów.

Niedawno pojawił się w internecie pomysł... odbudowy bytomskiego Ratusza. To zapewne kolejna księżycowa idea typu "pstrągi w Bytomce". Ale gdyby nagle pojawiły się pieniądze na taką inwestycję, Łukasik czy chciałby zaprojektować nowy Ratusz i nowy Rynek w Bytomiu? Jaki on by był? - Dzisiaj nie czas na taką odbudowę, kiedy ciągle wiele budynków w Bytomiu czeka na remont, na nowe życie. W śród nich jest wiele, tak znaczących jak EC Szombierki, Szyb Krystyna, Dom Partii, czy Wieża Ciśnień przy Oświęcimskiej - mówi architekt. - Dzisiaj, jak nigdy indziej, trzeba myśleć o rehabilitacji tego, co ma jeszcze ściany, strop i dach. Co można wypełnić nowym, potrzebnym scenariuszem, co pozwoli zachować ducha miejsca.

(Marcin Hałaś)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%