Zamknij

Luiza Miller wymiata!

09:21, 17.11.2024
Skomentuj

Tak właściwie trudno uwierzyć, że "Luiza Miller" - dzieło największego kompozytora w historii opery Giuseppe Verdiego nie było dotąd w Polsce wystawiane (w 2001 roku wykonano je tylko raz w wersji koncertowej w Operze Bałtyckiej w Gdańsku). Ale z drugiej strony - w dorobku Verdiego jest seria arcydzieł znanych od "Aidy" po "Rigoletto", ale więcej jest takich, których przeciętny człowiek nie słyszał nawet tytułów ("Lombardczycy na pierwszej krucjacie", "Dwaj Foskariusze", "Bitwa pod Legnano" itd.)

Jednak słuchając "Luizy Miller" nasuwa się pytanie: dlaczego po ten tytuł przez 180 lat nie sięgnął żaden polski teatr muzyczny? Jakiś trop podsunął mi podczas popremierowej rozmowy solista Włodzimierz Skalski, dzieląc się takim spostrzeżeniem: Ta opera wygląda jakby Verdi założył się, że napisze świetną operę bez ani jednego "przeboju"! Bez ani jednej melodii, bez nawet czterech taktów, które słuchacz zapamięta i będzie nucił po spektaklu.

Ale dyrektor Łukasz Goik po Luizę Miller sięgnął jako pierwszy w Polsce i okazało się, że znowu miał niezwykłego nosa. To świetna porywająca muzyka, a na dodatek ten tytuł wydaje się kwintesencją opery jako gatunku.

Jest tu intryga, miłość, zdrada, emocje aż kotłują i... trup na końcu. A nawet trzy trupy! "Luiza Miller" rozpisana jest na dramatyczne duety. Trzeba konieczne wyróżnić ten z udziałem Rudolfo i Fryderyki, przechodzący od liryzmu do gniewu i nienawiści!

Oczywiście, żeby prowadzić wojnę trzeba mieć armaty. Żeby wystawić wybitne dzieło operowe trzeba mieć świetnych solistów. I takich usłyszeliśmy podczas premiery!

Mimo wszystko najpierw wymienię głosy męskie. Świetny (to trzeba powtórzyć dwa razy: świetny) Stanisław Kufluk (piszę jego imię po polsku, a nie w anglojęzycznej transkrypcji z zapisu ukraińską cyrylicą: Kuflyuk) oraz wielki Aleksander Teliga - znowu na scenie Opery Śląskiej (notabene pierwszy ze Stanisławowa, drugi z Zakarpacia debiutował w Operze Lwowskiej). Plus Zbigniew Wunsch. Ta trójka - dwóch basów i niezwykle mocny baryton siłą rzeczy zdominowała spektakl, choć trzeba dopisać do dobrych partii tenora Łukasza Załęskiego.

Głosy kobiece - też popisowe. Tutaj jako pierwszą wymienię Annę Borucką, a dopiero potem Izabelę Matułę w partii tytułowej. Plus Marta Huptas, która śmiało może już (a właściwie: powinna) śpiewać większe partie. Orkiestra na ocenę celującą, chór wyjątkowo mocno.

Reżyseria taka sobie, nie zawsze pomysłowa (nie wiadomo czyja ręka podaje przez okno szklankę z trucizną, czy jest to nie występujący wcześniej wierny sługa czy raczej cykuta ex machina?), za to dobre kostiumy. One już określają charakter postaci. Teliga jako hrabia-skrytobójca Walter jest złoto-metalowy, a zdradziecki intrygant Wurm jakoś kojarzy się z Jokerem.

Trwa obecnie kolejna edycja plebiscytu na młodzieżowe słowo roku. Gdybym miał zrecenzować ten spektakl właśnie młodzieżowym slangiem, opinia brzmiałaby: "Luiza Miller" wymiata.

(Marcin Hałaś)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%