W 1990 roku jako 3-letni chłopiec Raphael wyjechał z rodzicami do Niemiec, do naszego zaprzyjaźnionego landu Nadrenia Westfalia. Natomiast jego śląscy dziadkowie oraz wujowie spędzili całe swoje życie w Katowicach Zawodziu. Krewni niemieckiego policjanta mieszkają tam zresztą do dziś, a jak sam niedawno sprawdził, osób noszących jego nazwisko na Śląsku mieszka całkiem sporo. Z naszym regionem dawny katowiczanin jest zresztą związany emocjonalnie.
Raphael, czyli nasz Rafał doskonale mówi po polsku. Języka nauczyli go rodzice, bo inaczej z czasów dziecięcych niewiele pozostałoby mu w pamięci. Od czasu do czasu bywa również u krewnych w Katowicach, ma więc okazję posługiwać się polszczyzną na bieżąco. Obecnie podczas swojej praktyki mieszka u cioci. Jedyne, z czym ma problem, to – jak sam podkreśla – polska pisownia. Z czytaniem idzie mu jednak już doskonale.
– Obecnie służę w policji autostradowej podlegającej Polizeiprezidium w rejencji Münster, natomiast mieszkam w niewielkiej miejscowości Westerkappeln niedaleko od tego sporego ośrodka. Właśnie kończę trzyletnią szkołę policji, a obecna praktyka jest moją ostatnią w ramach szkolenia. Proces nauki polega u nas na naprzemiennych praktykach i teorii. Kiedy okazało się, że mogę pojechać na praktykę zagraniczną, wybrałem Polskę i oczywiście ten rejon. Warunkiem takiego doświadczenia była znajomość języka, a z tym nie mam problemów. Natomiast obecnie jedna z moich koleżanek patroluje ulice w upale, bo wybrała hiszpańską Majorkę – tłumaczy Raphael.
Świeżo upieczony policjant swoje pierwsze 8 lat po ukończeniu szkoły przepracował jako żołnierz zawodowy w Bundeswehrze, jednak praca ta nie dawała mu gwarancji, z uwagi na niepewny kontrakt, dotrwania do wieku emerytalnego, więc zdecydował się na pokrewny fach.
Po praktyce spędzonej w Bytomiu pod okiem podinspektora Bogusława Soboty, zastępcy naczelnika Wydziału Ruchu Drogowego, niemiecki policjant nie widzi większej różnicy w charakterze obu służb. Sprzęt używany przez funkcjonariuszy po obu stronach granicy jest taki sam. Policjanci mają nawet podobne mundury, więc na drodze nasi kierowcy zatrzymywani przez polskiego policjanta, któremu towarzyszył Raphael Falkus dopiero po pewnym czasie zwracali uwagę, że obok niego stoi niemiecki funkcjonariusz.
– Mamy również podobne procedury zawodowe, może nieco inna jest wypełniana przez moich polskich kolegów dokumentacja komputerowa. Poza tym policjanci z Bytomia zachowują się tak samo jak my – mówi Raphael Falkus.
Nieco inne są natomiast kary czyhające na kierowców zza Odry. Zdaniem Raphaela nasze mandaty są wysokie w porównaniu do polskich zarobków. Przykładowo za przekroczenie prędkości od 31 do 40 kilometrów na niemieckich autostradach płaci się 120 euro kary, natomiast u nas jest to kwota od 200 do 300 złotych, przy oczywistej różnicy w zarobkach przeciętnego Kowalskiego i Schmidta. Inna jest również ilość punktów karnych. Kierowca, który w Niemczech przekroczy prędkość o 41 kilometrów, traci prawo jazdy na miesiąc. U nas dłuższa, bo 3-miesięczna „kwarantanna” obowiązuje amatorów jazdy, którzy przekroczyli prędkość o 50 kilometrów.
W niemieckiej policji jest mniej stopni służbowych. Jakiś czas temu zlikwidowano pion podoficerski i obecnie wszyscy mundurowi są oficerami z wyższym wykształceniem. Nie ma już więc spotykanych najczęściej u nas sierżantów. Raphael Falkus właśnie wraca do domu i czeka na rozdanie dyplomów. Następnym razem z wizytą do cioci przyjedzie już jako osoba prywatna.
0 0
Chyba niemiecka policja przyjechała się uczyć jak łapać łosi na niesprawne radary, jak łapać pieszych o 2 w nocy nieprzechodzących na pasach. Czyżby Merkel miała problemy z budżetem, że wysyła swoich policjantów na szkolenia do Polski?