Ludwik Wrodarczyk przyszedł na świat w 1907 roku w Radzionkowie. Tam też ukończył szkołę podstawową. Potem kształcił się w Niższym oraz Wyższym Seminarium Ojców Oblatów w Obrze. Już wówczas stał się wzorem dla innych, którzy podkreślali jego przymioty. Rówieśnik Ojca Ludwika, O. Antoni Grzesik zaświadczał: „Podziwiałem jego głęboką wiarę, którą wyniósł z domu rodzinnego i jego zdecydowanie. Znam go jako człowieka skromnego i pokornego. Był wyrozumiały, koleżeński, wewnętrznie bardzo urobiony. Uchodził za wielkiego ascetę”.
Święcenia kapłańskie radzionkowianin przyjął w roku 1933. Pracował w kilku parafiach, a tuż przed wybuchem II wojny światowej został administratorem parafii św. Jana Chrzciciela we wsi Okopy na Wołyniu. W napisanym parę lat później do swej rodziny liście kapłan tak opisywał to miejsce: „Mieszkamy we własnym domku jeszcze niewykończonym. Naokoło las, a do miasta 20 kilometrów. Gdy jest dobra droga, to za 2 niecałe godziny można tam zajechać, a gdy jest dobre błoto, to i 6 godzin za mało, ale w jedną stronę. Mamy tu piękny drewniany kościółek, jeszcze niewymalowany. Ludzie uczęszczają na nabożeństwa, lecz nieraz były przeszkody albo wielkie mrozy do 33 stopnie Celsjusza albo wielkie błoto. Zima tego roku była bardzo ciężka”.
Ojciec Wrodarczyk zastał parafię bardzo zacofaną pod każdym względem. Miejscowa, żyjąca w ubóstwie ludność uprawiała ziemię, korzystając z prymitywnych metod, a warunki higieniczne były fatalne. Zakonnik musiał zatem oprócz posługi duchowej zająć się udzielaniem pomocy w chorobie i biedzie, prowadził poza tym działalność oświatową i wychowawczą. Wspierał ubogich, chorych i kalekich, a propagując higienę wyeliminował permanentne epidemie czerwonki. Nawet w trakcie kazań ksiądz przypominał wiernym o sprawach doczesnych, wzywając ich chociażby do gotowania wody przed spożyciem. Sprowadzał też nasiona z Wielkopolski i Pomorza, wprowadził nieznany wcześniej miejscowym płodozmian, uprawiał zioła lecznicze, warzywa, zboże, a także ziemniaki. O. Ludwik nie odmawiał pomocy nikomu. O każdej porze dnia i nocy spieszył do chorych z lekarstwem lub ostatnim namaszczeniem, a garnęli się do niego Polacy, Ukraińcy, Rosjanie, katolicy i niekatolicy, a nawet partyzanci. Po okolicy szybko rozeszła się wieść o pełnym miłości księdzu-lekarzu. Jeden z podopiecznych radzionkowianina wspominał po latach: „W połowie listopada zachorowałem na czerwonkę i kilka tygodni przeleżałem w łóżku. Byłem bardzo ciężko chory i nie wiadomo, jak by to się skończyło, gdyby nie pomoc księdza Ludwika Wrodarczyka, który mnie leczył i dostarczał potrzebnych medykamentów. Jego poświęcenie nie miało granic. Podawał mi sam lekarstwa, robił zastrzyki, pouczał rodziców, jak mają ze mną postępować. O każdej porze dnia i nocy był gotów służyć pomocą.” Z kolei jeden z pracujących na Wołyniu księży tak mówił: „Ludzie garnęli się do niego, jak do ojca. To był święty: kaznodzieja, misjonarz i spowiednik”. Podczas wojny O. Wrodarczyk ukrywał na plebani Żydów, za co w roku 2000 pośmiertnie uhonorowano go Medalem Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata. Obecnie trwa proces beatyfikacyjny Ojca Ludwika.
Będący wzorem dla innych i uwielbiany przez ludzi kapłan stracił życie podczas rzezi wołyńskiej w roku 1943. Mimo próśb parafian nie uciekł wraz z nimi do lasu przed nadciągającymi zdziczałymi hordami Ukraińców, którzy bestialsko mordowali Polaków. Bandyci z UPA wywlekli z kościoła w Okopach leżącego tam krzyżem duszpasterza i katując go zabrali do odległej o 7 kilometrów Karpiłówki. Tam ukraińskie kobiety przecięły go piłą. Ciało męczennika wrzucono do dołu. Miejsca tego dotąd nie odkryto.
Opowiadający o życiu Ludwika Wrodarczyka film powstaje z inicjatywy i na zlecenie radzionkowskiego Urzędu Miejskiego. Ujęcia dokumentalne mają się w nim przeplatać z fabularyzowanymi inscenizacjami, w których wystąpią aktorzy. Jego producentami są Kamil Niesłony oraz Maciej Marmola. Zdjęcia realizowano dotąd między innymi na terenie radzionkowskiego Muzeum Chleba, Szkoły i Ciekawostek (sceny z czasów szkolnych) oraz Górnośląskiego Parku Etnograficznego w Chorzowie, który udawał wschodnie tereny II RP. Kolejne sceny nagrywano również w kościele św. Wojciecha (prymicje) i przy ul. Sobieskiego, gdzie wciąż znajduje się dom rodzinny kapłana. Jako statyści brali w nich udział mieszkańcy Radzionkowa. O życiu Ojca Ludwika opowiadają w filmie członkowie jego rodziny oraz inni radzionkowianie.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz