Oficjalnie była to wycieczka szkolna, edukacyjna z zakresu wychowania morskiego. W rzeczywistości - także przygoda, o jakiej marzy wielu z nas. Podróżowali na pokładzie żaglowca Pogoria - jednego z trzech największych pływających pod polską banderą. Zaokrętowali się w Genui, w czasie rejsu zawinęli m.in. do Monaco i zwiedzili Monte Carlo.
Rejs zorganizował Michał Kiełbusiewicz - nauczyciel wychowanie fizycznego w I LO, a równocześnie pasjonat żeglarstwa, jachtowy sternik morski oraz nauczyciel żeglarstwa Polskiego Związku Żeglarskiego. Dla Kiełbusiewicza to nie pierwszyzna - wcześniej organizował rejsy morskie dla młodzieży z nieistniejącego już Gimnazjum nr 1 oraz I LO rejsy. Tyle, że na mniejszym żaglowcu - Generale Zaruskim i "tylko" po Bałtyku. Współorganizatorem tegorocznej wyprawy był Marek Wilczek - nauczyciel WF w Zespole Szkół Medycznych i Ogólnokształcących w Tarnowskich Górach. Popłynęło 20 uczniów z bytomskiego liceum, 13 z placówki w Tarnowskich Górach oraz grupka żeglarzy skupionych wokół Marka Wilczka.
Załoga szkolna
Wbrew pozorom, organizacja rejsu nie jest trudna. Wystarczy z wyprzedzeniem zarezerwować jacht i zebrać grupę uczestników, których rodzice będą w stanie partycypować w kosztach. Składają się na nie: koszt czarteru jachtu, wynagrodzenie załogi stałej, opłaty portowe, ubezpieczenia oraz podróż do Włoch i z powrotem. W sumie - ponad 3 tysiące złotych od osoby. Z jednej strony sporo, z drugiej strony - tyle kosztuje 10 dni na banalnym wakacyjnym all inclusive w zamkniętym egipskim hotelu.
Ale koszty to nie wszystko. Do rejsu młodzież przygotowywała się przez cały rok w czasie popołudniowych spotkań i rozmów o żeglarstwie. To było szkolenie teoretyczne. - Rozmawialiśmy o tym, co to jest locja, czyli znaki wodne, na czym polega nawigowanie - relacjonuje Michał Kiełbusiewicz. - Niektórzy z uczniów mieli już żeglarskie doświadczenie, ale nie na pełnym morzu. W czasie spotkań uczyliśmy się też robienia węzłów, była to także okazja do integracji grupy.
Już na miejscu przyszedł czas na praktykę. - Pierwszego dnia zostaliśmy podzieleni na wachty i przeszkoleni z obsługi swoich stanowisk, uczyliśmy się zakładać cumy, wchodzić na bukszpryt i reje, podnosić i opuszczać żagle, a także wykonywać inne obowiązki - opowiada Michał Kiełbusiewicz.
Na Pogorii załogę stałą stanowiło dwóch kapitanów, bosman, mechanik, 4 oficerów wachtowych i cook, czyli kucharz (akurat płci żeńskiej). Jako opiekun popłynął także kolejny z nauczycieli "Smolenia" - Marek Majeranowski.
Dziewczęta na pokładzie
Może to kogoś zaskoczyć, ale większość załogi stanowiły dziewczęta. Z drugiej strony - w czasach wszechogarniającego równouprawnienia dziwić to nie powinno. Wyruszyli z portu we włoskiej Genui. Trasa nie była wcześniej "sztywno" ustalona, zależała od... wiatrów. Ale zgodnie z planem zawinęli do Monako i zwiedzili Monte Carlo.
Była też okazja do niezwykłej kąpieli. - W Antibes zakotwiczyliśmy przed portem, dzięki czemu udało nam się wykąpać skacząc prosto z żaglowca do morza - relacjonuje Michał Kiełbusiewicz. - Później było zwiedzanie miasteczka i muzeum, w którym znajdowały się dzieła Pabla Picassa z okresu jego pobytu w tym miejscu.
Na koniec informacja urlopowa, dotycząca pogody. Była bardzo dobra, lecz przez to... aż nie za dobra. - Było ciepło, idealnie, ale jako żeglarze oczekiwaliśmy, że będzie bardziej wietrznie - mówi Kiełbusiewicz. Mimo to udało im się "złapać wiatr w żagle" i przez półtora doby żeglować na pełnym morzu. - Rozwinęliśmy wszystkie żagle na rejach - wspomina Michał Kiełbusiewicz. - Widzieliśmy różne gatunki ryb, między innymi tuńczyki, towarzyszyły nam delfiny, a przed dziobem widoczne były dwa wieloryby. Dodatkowo byliśmy poza zasięgiem telefonii komórkowej, więc wszyscy mogli się skupić tylko na pięknie żeglowania!
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz