Piotr Wicher jest również kolekcjonerem regionalnych pamiątek, twórcą izby śląskiej w Kaletach oraz pasjonatem turystki rowerowej, który przejeżdża co roku na dwóch kółkach około 4-5 tysięcy kilometrów.
Niemniej pan Piotr mieszka w Kaletach, gdzie sam systemem gospodarczym wybudował dom. W jego ogrodzie zobaczyć można niezwykły przedmiot: oryginalny wagonik górniczy. Waży ponad 300 kilogramów, przez wiele lat "pracował" pod ziemią w bytomskiej kopalni.
Kiedy likwidowano kopalnie na Śląsku, niemal całe ich wyposażenie, które można było wywieźć na powierzchnię, szło na złom. - Szkoda mi było takiego wózka, to kawał historii - mówi Piotr Wicher. -Tym bardziej, że mój ojciec pracował w Śląskiej Fabryce Urządzeń Górniczych „Montana”, gdzie takie właśnie wózki spawali. Poświęciłem chyba z 50 godzin, żeby go doprowadzić do stanu używalności.
Prywatna izba pamięci
Ów kopalniany wagonik nie jest tylko ozdobą postawioną w ogrodzie "nie z gruszki, nie z pietruszki". Na domu państwa Ewy i Piotra Wichrów dostrzec możemy baner z napisem: "Waszbret wele Byfyja. Prywatna Izba Pamięci u Pyjtra. Wspomnienia z mojego dzieciństwa". Izba jest prywatna, ale uzyskała certyfikat Marka Lokalna w kategorii produkt turystyczny. Odwiedzają ją rowerzyści w czasie rajdów oraz dzieci z okolicznych szkół.
Dzisiaj dzieci nie wiedzą już do czego służyło wiele ze zgromadzonych tutaj przedmiotów. Od eksponatów najstarszych, pamiętających czasy przedwojenne, do różnych przedmiotów z okresu PRL-u: są kryształy, jest pralka Frania, są lampowe radia. Wszystko w idealnym stanie. A także - jak to musiało być w śląskim domu na ścianach - święte (religijne) obrazy, które pan Piotr sam odnowił.
Ta Prywatna Izba Pamięci przypomina Muzeum Chleba, Szkoły i Ciekawostek z tą różnicą, że placówka stworzona przez śp. Piotra Mankiewicza jest o wiele większa. Jest jeszcze jedna różnica: Piotr Mankiewicz kupował eksponaty na jarmarkach staroci w całej Polsce oraz w Niemczech. Natomiast Wicher niczego nie kupił, wszystko dostał "od ludzi".
Początek kolekcji
Jaki był początek kolekcji? - Nasi dziadkowie zaczęli umierać - mówi Ewa Wicher. - Zostało po nich wiele rzeczy. I tak się zaczęło: tego mi szkoda, tamtego mi szkoda, więc Piotr to znosił do domu. A później coraz więcej ludzi dowiadywało się, że on zbiera takie pamiątki, więc znosili mężowi wszystko, czego im szkoda było wyrzucić: to obraz, to serwis, a on to wszystko przywoził do do domu. Pierwszą izbę Wicher zbudował w miejscu wiaty garażowej. Obecnie myśli o dobudowaniu do niej drugiego pomieszczenia, aby urządzić tam śląską sypialnię. A w pierwszej izbie właśnie wymienia wszystkie gniazdka elektryczne - na takie mające lat 50 i więcej, żeby pasowały do całości wystroju.
Zwiedzają Polskę, uczestniczą w rajdach, zdobywają kolejne odznaki turystyki kolarskiej. - Zaczęliśmy jeździć na rowerach, kiedy nasi synowie dorośli - mówi Ewa Wicher. - W ten sposób uniknęliśmy syndromu pustego gniazda.
Właściwie można się dziwić, kiedy Piotr Wicher znajduje czas na swoje kolekcjonerskie pasje. Większość czasu spędza w klubie Czarni, gdzie jest dyrektorem: pozostało tak od czasu, kiedy był prawą ręką prezesa Józefa Wiśniewskiego. - A kiedy Piotra nie ma w klubie, to nas nie ma w domu, bo jedziemy gdzieś na rowerach - mówi Ewa Wicher.
Był zawodnikiem, potem trenerem, pracownikiem, działaczem i dyrektorem. Do dzisiaj prowadzi zajęcia judo z dziećmi, bo - jak mówi - po prostu to lubi. - Z jednej strony pracowałem tyle, że był okres, że rzadko bywałem w domu - mówi Piotr Wicher. - Z drugiej strony nigdy nie traktowałem tego jak ciężkiej pracy, bo to była moja pasja.
Tożsamość, kobieta i... rower
Wichrowie mieszkają 37 kilometrów od Bytomia, dojazd samochodem zajmuje około 40-50 minut w jedną stronę. Piotr Wicher wspomina, że przez wiele lat nie miał samochodu, więc do Bytomia dojeżdżał pociągiem. I często nocował w klubie, bo zajęcia kończył późnym wieczorem, a pracę zaczynał wcześnie rano. Z żoną mają wspólne pasje. - Jesteśmy małżeństwem 40 lat i ciągle razem - podkreśla Wicher. - Czasami żartuję, że przez moją pracę właściwie spędziliśmy razem tylko 5 lat, a kryzys w małżeństwie zazwyczaj przychodzi po 7 latach. Więc trochę nam jeszcze czasu zostało.
To na ścianie domu. Jest jeszcze niewielki pokój Piotra Wichra, gdzie na półkach stoją puchary i statuetki oraz podziękowania, jakie otrzymywał od kolejnych roczników dzieci i młodzieży, które trenował, a na ścianach wiszą odznaki rowerowe. W tym pokoju Wicher powiesił sentencję: "Daj mężczyźnie rower, a będzie szczęśliwy przez rok. Daj mężczyźnie kobietę, a będzie szczęśliwy przez noc. Daj mężczyźnie kobietę, która kocha rower, a będzie szczęśliwy przez całe życie".
0 0
Pan Trener był z mojich czasów a było to 35 lat temu naprawdę kosa , potrafił nieźle na psyche wejść . Ale generalnie super trener - super człowiek . Potrafi z dziećmi , bo obserwowałem obecnie jego treningi