Burzliwe życie na granicy

Kontrole celne, przemyt, podzielone posesje i rodziny, a także nowe wyzwania urbanistyczne i komunikacyjne, a później budowa fortyfikacji po stronie polskiej i niemieckiej. Tak wyglądało codzienne życie na granicy w latach 1922-1939. Niemieckie miasto Beuthen było wówczas otoczone polską granicą z trzech stron.

  • Data:
  • Autor: Marcin Pawlenka

Decyzje administracyjne podjęte przez dyplomatów wielkich mocarstw z jednej strony rozdzieliły wiele górnośląskich rodzin, skomplikowały ich codzienne życie zmuszając do przekraczania granic i przez sztucznie podzieloną komunikację utrudniły podróżowanie, a z drugiej stworzyły okazję do zarobku poprzez przemyt. Do Niemiec szmuglowano gęsi i półtusze wieprzowe, do Polski zaś tytoń, cukier, spirytus czy artykuły przemysłowe, takie jak m.in. kamienie do zapalniczek.

Ten narzucony podział nikogo tak naprawdę nie zadowalał. Polacy cały czas domagali się większej części Śląska, zaś Niemcy nie chcieli zrzekać się nawet skrawka ziemi. - Obrazuje to jedno z archiwalnych zdjęć, na którym grupa Hitlerjugend jest doprowadzana pod przejście graniczne i pokazuje jej się tereny po stronie polskiej, które należą do nich. Pewnie po drugiej stronie działo się to samo - mówi Dariusz Pietrucha, bytomski historyk.

Niemieckie domki zwane fińskimi

Otoczenie Bytomia granicami z trzech stron skomplikowało też rozwój urbanistyczny miasta. Wymusiło to obranie nowego kierunku rozbudowy w stronę Zabrza.

- Wcześniejsza oś urbanistyczna sprzed I Wojny Światowej przebiegała przez obecny Rynek czy Plac Akademicki. Konieczna była zmiana tej koncepcji urbanistycznej. Było duże zapotrzebowanie na mieszkania i w ten sposób w pustych wcześniej przestrzeniach powstawały takie osiedla jak Grossfeld czy Kleinfeld - opowiada Dariusz Pietrucha.

Z kolei wzdłuż terenów granicznych, obecnie w Łagiewnikach, Szombierkach na osiedlu Arki Bożka czy w Miechowicach powstawały osiedla istniejących do dziś drewnianych domków.

- Po II Wojnie Światowej nazwane domkami fińskimi, tak naprawdę były domkami niemieckimi, w których mieszkały rdzennie niemieckie rodziny urzędników, funkcjonariuszy służb mundurowych. Każdy każdego znał tam z widzenia. Jeśli pojawiał się ktoś obcy, to zazwyczaj był to przemytnik - mówi historyk.

Zachowane w najbardziej pierwotnej formie domki niemieckie znajdują się pomiędzy Bytomiem, a Piekarami Śląskimi na ul. Kwiatowej i Kędzierzyńskiej. W tamtym rejonie do dziś istnieje też budynek polskiej straży granicznej. - Tam też ustawiłem z kolegą tablicę informującą o tym, że w tym miejscu było przejście graniczne oraz replikę słupka granicznego - dodaje Pietrucha.

Polski i niemiecki tunel

Niezależnie od zaburzenia koncepcji urbanistycznej ówczesnego Bytomia, miasto wiele zyskało w tamtych czasach pod względem architektonicznym i komunikacyjnym. Wszystko dlatego, że władze Rzeszy dążyły do uczynienia z niego wizytówki Niemiec.

- To oczywiście budynek dworca kolejowego, jak również gmach dzisiejszego muzeum na Placu Sobieskiego oraz kryta pływalnia czy budynek Kina Gloria na Rynku, wzorowany na amerykańskich drapaczach chmur. Rozwijała się niesamowita, modernistyczna architektura - opowiada Dariusz Pietrucha.

Dodatkowo Niemcy doprowadzili do granicznego miasta autostradę (obecnie DK 88), która łączyła Bytom z Berlinem. Z kolei komunikacja miejska, a dokładnie tramwaje kursowały pomiędzy polską i niemiecką stroną. Było to dość egzotyczny sposób podróżowania.

Aby dojechać z Chorzowa (wówczas Królewskiej Huty) do Piekar Śląskich, tramwaj linii 10 musiał przejechać przez Rozbark, który należał do Niemiec.Tramwaje tranzytowe były zamykane i plombowane na granicy w Łagiewnikach i pod eskortą niemieckiego celnika przejeżdżały do Szarleja, gdzie wagony otwierano.

Podzielony był również nadgraniczny dworzec kolejowy zbudowany w 1929 r. z ruchem tranzytowym i osobowym pociągów z Polski.

- Został zaprojektowany w taki sposób że peron pierwszy był nazywany polskim, bo wszystkie pociągi tranzytowe z Polski były tam kierowane. Pasażerowie narodowości polskiej mogli wyjść na peron i przejść polskim tunelem, gdzie odbywała się odprawa celna - wyjaśnia bytomski historyk.

Z drugiego i trzeciego tunelu, które były niemieckie można było bezpośrednio wyjść do miasta bez kontroli celnej. - To jedyny taki nietypowy dworzec jaki znam - dodaje Pietrucha.

Górnośląskie fortyfikacje

Sytuacja na granicy zaostrzyła się szczególnie w latach 30. Odzwierciedleniem rosnącego napięcia tuż przed wybuchem II wojny światowej na podzielonym granicami Górnym Śląski była budowa fortyfikacji. Po polskiej stronie powstało wówczas 200 obiektów obronnych tworzących tak zwany Obszar Warowny "Śląsk".

Fortyfikacje wyrastały również po niemieckiej stronie granicy. Tylko w 1939 r. Niemcy wybudowali ponad 30 obiektów, tworząc pozycję górnośląską. 

- Propagowano wówczas, że uderzenie nastąpi od strony polskiej. Niemieckie fortyfikacje w Rozbarku na granicy z Brzezinami były najbardziej wysunięte do polskiej granicy, nawet do kilkuset metrów. Były one wyposażane w czeskie pancerze, które Niemcy demontowali po aneksji Czechosłowacji. To jedyne takie obiekty w Europie, które są hybrydą niemieckich fortyfikacji z czeskimi pancerzami - wyjaśnia Dariusz Pietrucha, prezes Stowarzyszenie Na Rzecz Zabytków Fortyfikacji „Pro Fortalicium”.

Górnośląskie życie na granicy zakończyło się bezpowrotnie po agresji Niemiec na Polskę. Do dziś jednak pozostało w Bytomiu i sąsiednich górnośląskich miastach wiele artefaktów i obiektów z tamtych lat.

Ocena: 5,00
Liczba ocen: 4
Oceń ten wpis

Komentarze

Nikt jeszcze nie komentował tego artykułu, dodaj pierwszy komentarz.

Partnerzy

×Do prawidłowego działania i wyświetlania się strony należy wyłączyć wtyczkę adblocka z Twojej przeglądarki!