Sierpień i wrzesień były dla grzybiarzy złym czasem. Brak opadów doprowadził nie tylko do tzw. suszy hydrologicznej. Sprawił także, że grzybów w lasach było tyle, co kot napłakał. Sytuacja polepszyła się w pierwszych dniach października. Wpłynęły na to trzy czynniki: trochę deszczu (choć opady wciąż są minimalne), ciepłe dni oraz pełnia księżyca. – Księżyc w pełni sprzyja wysypowi grzybów. Przekonałam się o tym wielokrotnie, choć niektórzy znajomi nie wierzą mi i uznają to za zabobon – mówi pani Zofia, mieszkanka Stroszka, która często zbiera grzyby w najbliższej okolicy, czyli w tych miejscach, do których można dojechać rowerem.
– Żartuję, że liczy się efekt ekologiczny – mówi pani Zofia. – Można jechać na grzyby samochodem 15 albo nawet 50 kilometrów w jedną stronę, w okolice Miasteczka Śląskiego albo Żarek. Ale jak nazbieram potem pół koszyka grzybów, to taka eskapada najzwyczajniej się nie opłaca. A jeżeli tę samą ilość przywiozę rowerem, to łączę oszczędność benzyny z ruchem. Poza tym jeżeli na grzyby chcę „wyskoczyć” po pracy, mając tylko 2 godziny czasu, to jest to najlepsze rozwiązanie. Pani Zofia wśród znajomych uchodzi za specjalistkę, bowiem potrafi zebrać ładne okazy nawet wówczas, kiedy większość ludzi mówi, że grzybów w lasach nie ma. – One są, tylko o wiele trudniej je znaleźć, trzeba znać miejsca. Na przykład w lasach wokół Segietu już we wrześniu pojawiły się prawdziwki. Borowikom brak deszczu przeszkadza mniej, te grzyby lubią suche podłoże. Ładne okazy prawdziwków i przede wszystkim kozaków można było też zbierać wokół zbiornika w Chechle. Bliskość jeziora sprawia, że brak opadów nie jest tam aż taką przeszkodą dla pojawienia się grzybów.
Pani Zofia wskazuje miejsca, gdzie na udane grzybobrania można dojechać rowerem. – Często wystarczy godzina chodzenia po lesie, aby zebrać sporą porcję grzybów – mówi bytomianka. I tak lasy wokół zbiornika w Chechle to dobre miejsce na prawdziwki i koźlarze, można je też zbierać w lasach wokół Segietu. Z kolei na stokach wokół Dolomitów sporo jest maślaków. Tegoroczny suchy sezon sprawia, że właściwie nie spotyka się okazów robaczywych, a i czyścić je jest łatwiej. Swoje grzybowe eldorado mają również mieszkańcy Miechowic i Stolarzowic. W tym roku nie nastąpił jeszcze właściwy wysyp podgrzybków, na co miała zapewne wpływ wspomniana susza.
– Jazda rowerem to zdrowie, a dodatkowym bonusem z takiej wyprawy są gęstowane grzyby na obiad i zapas suszonych prawdziwków na wigilię – mówi pani Zofia.
Komentarze