Przed tygodniem pisałem o śląskich wyrazach, które po polsku znaczą coś zupełnie innego, choć tak samo brzmią i tak samo się je pisze. Czasem może z tego powodu dojść do nieporozumienia: zabawnego lub nieprzyjemnego. Dziś drugi zestaw lub jak fto woli drugo zorta takich wyrazów. Zacznijmy od krótkiego "ja". W polskim - wiadomo - to pierwsza osoba liczby pojedynczej, po śląsku zaś jak ftoś powiy "ja", to potwierdza. Bo ja to tak. Natomiast ja to jo.
Nie dogadają się Ślonzok z Gorolym, czyli osobą nie będącą Ślązakiem (Uwaga! może to być mieszkaniec Polski, ale też na przykład Amerykanin, Szwed, Boliwijczyk, czy Ugandyjczyk), jeśli będą opowiadali o karze. Ten drugi ma bowiem na myśli reperkusję - przeciwieństwo nagrody, a Ślonzok karom wozi na budowie cegły, abo pioch, bo dlo niego kara to taczka.
Za karę, ani z karom raczej nie pójdziemy do bani, czyli rosyjskiej, najczęściej wykonanej ze świerkowych desek, wersji sauny. Ale to tylko w wersji polskiej, bo w śląskiej bania to z kolei dynia. I ta mała i ta wielka jak bania. A juz czeba mieć blank ipi, coby do bani (sauny) wzionć sie jakoś zołza. Bo jaki to sens spędzać czas w małej przecież przestrzeni ze złośliwą, marudną i kłótliwą kobietą? Tym bardziej nie warto tam brać ślonski zołzy, czyli sosu, choćby i najpyszniejszego. Zresztom na co komu sama zołza, przidałoby się jakieś miynso, nojlepi rolady.
A jakbyście akurat robili poważny remont i chcieli przesuwać ściany, to robotnicy by je skuli. I zrobiliby to skuli tego, że tego od nich chcieliście. Bo skuli to po ślonsku dlatego że lub przez to. Owi robotnicy zaś musieliby się bardzo starać, żebyście wy nie musieli sie starać, że coś pudzie niy tak jak cza. A to skuli tego, że jak Ślonzok sie staro, to sie martwi.
No to w końcu wyjaśnijmy o co chodzi w tytule. Ćma to nocny motyl, zaś na Ślonsku ćma godo sie na ciemność. Czyli ćma lata, jak zrobi się ciemno. Mamy zatem zdanie logicznie spójne. I bołbych zapomnioł: u nos na ćma godo sie mota.
Komentarze