Człowiek za kulisami

Niektórzy mówią, że w teatrze operowym inspicjent jest ważniejszy od dyrektora.

  • Data:
  • Autor: Marcin Hałaś
Autor zdjęcia: Grzegorz Goik

Bo spektakl może odbyć bez dyrektora, ale nie może obyć się bez dyrygenta oraz inspicjenta właśnie. Ale inspicjenta nawet dyrygent się słucha! A ostatecznie - dobra orkiestra może zagrać bez dyrygenta.

Kim jest inspicjent? To pracownik teatru odpowiedzialny za całość przedstawienia od strony organizacyjno-technicznej. Czyli główny koordynator przedstawienia. Jest niewidoczny dla publiczności, ale dba o to, żeby publiczność widziała (i słyszała) wszystko jak najlepiej.

To on czuwa, żeby soliści, chórzyści oraz zespół baletu wchodzili na scenę w odpowiednim momencie. Żeby dekoracje zmieniły się we właściwej chwili. To on decyduje, kiedy podnieść i opuścić kurtynę. Czasami musi nawet pokazać soliście którędy wejść na scenę. Bo jeżeli w przedstawieniu śpiewa artysta miejscowy, który brał udział w próbach - to wszystko wie. Ale, kiedy przyjeżdża gwiazda, żeby zaśpiewać gościnnie jakąś partię, a inscenizację widziała co najwyżej na wideo - to inspicjent powinien być jej przewodnikiem.

Soliści oczekują na swoje wejście na scenę w garderobach. Trzeba ich stamtąd wywołać w odpowiednim momencie, żeby zdążyli przyjść i pojawić się na scenie w odpowiednim momencie. W teatrze dramatycznym, jeżeli aktor znajdzie się na scenie trzy sekundy za późno - nic wielkiego się nie stanie, najwyżej wydłuży się pauza. W teatrze operowym trzy sekundy zwłoki to już katastrofa, bo śpiewak będzie opóźniony w stosunku do muzyki, którą gra orkiestra.

Oprócz inspicjenta jest jeszcze sufler, czyli podpowiadacz. I podobnie jak inspicjent - w teatrze operowym ma on więcej pracy niż w teatrze dramatycznym.

Bo w "zwykłym" przedstawieniu aktor może zapomnieć tekstu. I wtedy zerka w stronę suflera. Natomiast w przedstawieniu operowym aktor może zapomnieć tekst (najczęściej śpiewany po włosku albo francusku). Ale może też nie pamiętać... melodii. I wtedy sufler musi mu podpowiedzieć także muzykę.

Zgrany duet

W Operze Śląskiej inspicjentem i suflerem są kobiety. To bardzo zgrany duet. Doświadczona Jadwiga Bacik i nieco młodsza, żywiołowa Krystyna Siedlik. Obie kochają teatr, a swoją przygodę ze sceną zaczynały bynajmniej nie od kulis. Jadwiga Bacik ukończyła bytomską Szkołę Baletową, a następnie występowała w balecie Opery Śląskiej. Jednak tancerze - przynajmniej ci w zespołach baletu klasycznego - kończą pracę znacznie przed osiągnięciem "przepisowego" wieku emerytalnego. A pani Jadwiga w teatrze chciała zostać. I dlatego postanowiła zostać inspicjentką.

Tę pracę wykonuje już od 25 lat, czyli okrągłe ćwierć wieku.

Nadaje się do tej roli świetnie, bo z jednej strony doskonale zna Operę Śląską i specyfikę pracy na scenie. Po drugie - bywa pedantyczną skrupulantką. Jej notatki do każdego tytułu, jakie robi na wyciągu nutowym przedstawienia albo w zeszycie formatu A4 to dokładny, rozpisany minuta po minucie plan spektaklu. - Kiedy dowiedziałam się, że dyrektor Serafin poszukuje inspicjenta, pomyślałam że ja się będę nadawała na to stanowisko, ponieważ jestem osobą zorganizowaną, wiem co należy robić na scenie i potrafię opanować wszystko - mówi Jadwiga Bacik.

Sufler bez budki

Również Krystyna Siedlik była uczennicą Szkoły Baletowej w Bytomiu i jako dziewczynka występowała na scenie Opery Śląskiej. Ostatecznie jednak ukończyła w naszym mieście Szkołę Muzyczną, a potem Akademię Muzyczną w Katowicach. 22 lata temu rozpoczęła pracę w Operze Śląskiej na stanowisku sufler-inspicjent. Niektórym może to wydać się niewyobrażalne, ale pani Krystyna zna na pamięć wszystkie partie wszystkich oper, granych w repertuarze Opery Śląskiej - zarówno teksty, jak i muzykę. No, może nie wszystkich. Nie zna na pamięć jeszcze całej "Luizy Miller", ale to długie dzieło (pierwsza część trwa półtorej godziny!) i premierę miało zaledwie miesiąc temu.

Na scenie Opery Śląskiej nie ma budki suflera w tradycyjnym kształcie muszli wystającej z podłogi sceny. Sufler znajduje się za kurtyną, po prawej stronie (patrząc od strony widowni).

Dlatego jeśli solista zbyt często i zbyt błagalnie patrzy w tamtą stronę sceny, to znak że zapomniał tekstu. - Ale najczęściej wystarczy im sama moja obecność - mówi Krystyna Siedlik. - Jeżeli widzą mnie, że stoję w swoim miejscu są spokojniejsi, nie stresują się, bo wiedzą, że w razie czego "podrzucę" im zapomniane słowo albo nutę.

Kiedy spadnie wskazówka?

- Inspicjent rozpoczyna pracę godzinę przed początkiem przedstawienia - mówi Krystyna Siedlik. - Sprawdza, czy wszystko jest na swoim miejscu, czy przygotowane zostały wszystkie rekwizyty. Potem czeka na widownię, a sygnał rozpoczęcia daje wówczas, kiedy widzi, że publiczność zajęła już swoje miejsca.

Niedawna przebudowa sceny Opery Śląskiej ułatwiła inspicjentowi pracę. Jego stanowisko zyskało monitory, na których może obserwować widownię, scenę oraz inne części zascenia.

Nie trzeba już dawać sygnału pracownikom ciągnącym liny wyciągów, żeby podnieść albo opuścić dekoracje. Teraz wystarczy jeden operator naciskający guzik i dekoracje podnosi automatyczna wyciągarka. Ale z drugiej strony technika przyniosła także nowe obowiązki. Obecnie w większości spektakli reżyser i scenograf stosują także projekcje multimedialne, więc inspicjentowi doszedł kolejny element, nad którym musi czuwać. Albo scena obrotowa. Teraz trzeba pilnować, żeby jakiś ciągnący się po scenie powłóczysty element kostiumu nie wkręcił się w styk "obrotówki" i reszty sceny.

Czasami zadania są niecodzienne.

W najnowszej realizacji Opery Śląskiej - "Luizie Miller" Verdiego w jednej ze scen wskazówka wielkiego, wiszącego nad sceną zegara spada w dół i wbija się w podłogę. Ale to nie złowieszczy znak nadprzyrodzony. Inspicjent posiada pilota, którego guzik w odpowiednim momencie naciska i wówczas mechanizm wypuszcza wskazówkę.

- To dla nas nie jest zwyczajna praca, to pasja. Ja kocham teatr! - mówi Krystyna Siedlik. - Kiedy rozpoczynałam tutaj pracę, miałam taki plan, że zostanę tylko na rok. A minęło już 20 lat i nie wyobrażam sobie życia bez tej pracy. Opera to mój drugi dom, a zespół to druga rodzina.

Ocena: 4,00
Liczba ocen: 9
Oceń ten wpis

Komentarze

  • 656
    Z artykułu wynika, że te Panie pracują już tam po kilkanaście lat i za poprzedniej dyrekcji jakoś się o nich nie pamiętało. Dopiero dobrze o Operze mówi się od niedawna. I to zapewne zasługa tych Pań.
  • 654
    Wspaniałe kobiety na odpowiednich stanowiskach i cała prawda gdyby nie obsługa za kulisami nie było by spektaklu a o tych ludziach za mało się mówi i niedocenia a jak zwykle laury zbierają ci co są najmniej potrzebni jak w każdej firmie czy też w naszym kraju

Partnerzy