Ostatni rok wzbogacił moje doświadczenie zawodowe o trzy interwencje, podczas których coś mnie zaskoczyło, a o to w ostatnim czasie łatwo nie jest. Tak więc interweniowałem w mieszkaniu w jednej z dzielnic, gdzie nietrzeźwi rodzice opiekowali się nieletnią córką. Pozornie sytuacja jak wiele innych, jednak badanie alkomatem wykazało, że "Pani Domu" ma ponad cztery promile alkoholu w wydychanym powietrzu. Próbowała wszystkich przekonać, że w zasadzie jest prawie trzeźwa i czuje się dobrze niczym kura na wolnym wybiegu. Tego wieczoru kobieta została przewieziona do szpitala, gdyż ilość spożytego alkoholu zagrażała jej zdrowiu i życiu. Jak się okazało, cztery promile w organizmie nie były przeszkodą w sprytnej ucieczce na własnych nogach ze szpitala, co wyraźnie świadczy o tym, że rzeczywiście była w dobrej kondycji fizycznej.
Kilka dni później interwencja w centrum miasta, gdzie sąsiedzi zgłosili, że w jednym z mieszkań odbywa się libacja alkoholowa, a w lokalu przebywa małe dziecko. Pierwsze, co rzuciło się w oczy po wejściu do mieszkania, to krew na podłodze. Cała podłoga w pomieszczeniu ozdobiona świeżą krwią rozniesioną stopami w ten sposób, że kafelki upstrzone były czerwonymi wzorkami. Na pytanie, skąd tyle krwi, dwudziestokilkuletnia podpita niewiasta bez chwili zawahania, czy też zawstydzenia stwierdziła, że... ma okres.
Trzecia z interwencji dotyczyła siedmioletniego dziecka, które wyszło przez okno z własnego mieszkania i podążyło do pobliskiego sklepu, gdzie zapytało, czy ktoś nie widział tatusia, bo od wczoraj nie ma go w domu. I rzeczywiście tatuś opuścił poprzedniego dnia mieszkanie, zapominając o tym, że pozostawił dziecko bez opieki na kilkadziesiąt godzin.
Rozpoczął się nowy rok, ale problemy pozostały stare. I chociaż wydaje mi się, że w tej pracy widziałem już wszystko, co chwilę pojawia się interwencja, podczas której czuję się zaskoczony.
Kilka lat temu na własnym ogródku działkowym, po okresie zimowym znalazłem zwłoki w stanie rozkładu. Obecna na miejscu pani prokurator zapytała w pewnym momencie jakiegoś policyjnego technika, czy właścicielowi ogródka nie jest potrzebny psycholog. Technik odpowiedział, że chyba nie, bo właściciel pracuje w pomocy społecznej i raczej nic go już nie dziwi. Nie miał racji. Mieszkańcy naszego miasta po dziś dzień potrafią mnie zaskoczyć.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz