O właściwej rzeczy kolei

Z rondem w tle. Szalony kontredans wokół nazwy nowego ronda trwa w najlepsze. Adwersarze leją się na odlew maczugami argumentów, aż lecą drzazgi. Złośliwi twierdzą, że w gruncie rzeczy nie chodzi o to, żeby pewien burmistrz był tego ronda patronem, tylko żeby pewien prezydent tymże patronem nie był. Proponuję spojrzeć na ów ognisty spór z innej perspektywy. 

  • Wydanie: ZB 42
  • Data:
  • Autor: Edytor

Nadawanie nowych nazw publicznym przestrzeniom miasta (ulicom, placom czy właśnie rondom) można porównać do zapraszania do domu gości. Przed wizytą trzeba  posprzątać. Zajrzyjmy zatem do naszego bytomskiego salonu. Umożliwi nam to  uchwała Rady Miejskiej w sprawie poprawnej pisowni nazw ulic z 30 maja bieżącego roku. W zasadzie jest to uchwała zmieniająca poprzednią, z 2008 roku. Niestety – podobnie jak z poprzedniego dokumentu - z nowej uchwały nadal wieje historyczną i językową grozą. 

Wypada zacząć od  (ponownego) postawienia pytania, czy ktoś w tym mieście wreszcie odważy się na dokończenie dekomunizacji nazw ulic. W Bobrku ciągle straszy z murów żarliwy komunista z Potempy koło Toszka Konrad Piecuch. Człowiek, który jako żywo nie miał nic z Bytomiem wspólnego. Z faktu, że został bestialsko zamordowany przez bojówkę SA nie wynika jeszcze, iż  należy go czcić nazwą ulicy. W tym miejscu przypomnijmy jego ideowego koleżkę, słynnego Józefa Wieczorka, również zamordowanego przez hitlerowców, którego nazwisko usunięto z nazwy ulicy w samym centrum Katowic (obecnie Staromiejska). Idźmy dalej. Główna ulica Karbia wciąż nazywa się „Konstytucji”. Nie byłoby w tej nazwie nic złego, gdyby nie to, że nadano ją dla uczczenia „konstytucji” PRL z 1952, którą raczył zatwierdzić sam ojczulek Stalin. Bez komentarza. Gdybym był rodowitym Górnoślązakiem, idąc ulicą „Wyzwolenia” czułbym się, jakby mi ktoś dał w twarz. Jak wyglądało owo „wyzwolenie” w Bytomiu w 1945 roku napisano aż nazbyt wiele.  

Pytanie drugie: czy język polski i jego zasady są aż tak trudne do zastosowania w nazwach ulic? Od poprzedniej uchwały nie zaszły tu żadne zmiany na lepsze. Tytuły wszelkich godności zapisuje się w języku polskim małą literą. Powinniśmy więc mieć na tabliczkach np. „ulica generała X” czy też „plac księdza Y”. Niestety – obrzydliwa maniera pisania wszystkiego co się da i co się nie da z wielkiej litery wkradła się i do gmachu przy Parkowej 2. Ma być z małej -  jest z dużej. A propos godności. Jedni je przed nazwiskami mają, inni – nie. Mamy zatem ulice księdza Koziołka, księdza Frenzla, księdza Jaskółki i tak dalej. Powstaje pytanie, dlaczego niektórych księży przed nazwiskami pozbawiono określenia ich godności? Hugo Kołłątaj i Konstanty Damrot byli księżmi, dlaczego zatem nie ma tego słowa na tabliczkach? Wincentego Kadłubka pozbawiono godności biskupa w nazwie ulicy, mimo iż cieszy się nią Adrian Włodarski. A może by w ogóle zrezygnować z nazw godności i poprzestać na samych nazwiskach? Tam gdzie rozmaite tytuły nie są potrzebne, plenią się w najlepsze. Za to tam gdzie aż się prosi, żeby wnieść poprawki, nikt o nich nie pomyślał. Nadal więc mamy koszmarki pod postacią „11-go Listopada” i „9-go Maja”. Pomijając już błędną formę zapisu z owym „-go”, ta ostatnia nazwa to również relikt komunizmu: cywilizowany świat świętuje bowiem rocznicę zakończenia II wojny światowej 8 maja. 

Ktoś powie, że autor się czepia, byle artykuł napisać (i wierszówkę dostać). A co z przekręconymi nazwiskami? Czy to tak trudno pojąć, że słynny ksiądz-poeta z Miechowic nazywał się „Bonczyk” a nie „Bończyk”? Czy tak trudno zrozumieć, że twórca nowoczesnego pszczelarstwa miał na nazwisko „Dzierżon” a nie „Dzierżoń”? Te dwie ulice powinny zatem nazywać się „Bonczyka” i „Dzierżona”.  A może ktoś z autorów uchwały reflektuje, żeby i jemu przekręcić nazwisko? Zgłoszenia proszę kierować do redakcji, chętnie to zrobię w kolejnym tekście. 

Na koniec po raz kolejny powróćmy do skandalicznej formy zapisu nazwiska generała brygady Leopolda Okulickiego, ostatniego komendanta głównego Armii Krajowej. Błąd jest i w uchwale, i na tabliczkach z nazwą ulicy. W uchwale mamy „Generała Niedźwiadka-Okulickiego”. Taki zapis jest dopuszczalny jeżeli ktoś sam dołączył sobie pseudonim do nazwiska (np. Orlicz-Dreszer). W przeciwnym wypadku obowiązuje forma: imię -  pseudonim w cudzysłowie – nazwisko. Ulica powinna zatem nosić nazwę Leopolda „Niedźwiadka” Okulickiego. Na tablicach jest z kolei „Generała Niedźwiadka Okulickiego”, czyli jeszcze gorzej jak w uchwale. Ale czego tu chcieć, jeżeli do niedawna Jerzy Popiełuszko figurował w Karbiu jako Józef, a w Bobrku wisiała (może nadal wisi) tablica z informacją, że Bolesław Krzywousty był królem. 

Wskazanie wszystkich błędów w cytowanej uchwale (można ją znaleźć na stronach Urzędu Miejskiego) musimy pozostawić własnej dociekliwości PT Czytelników.  Starych i nowych ojców (i matki) miasta wypada zaś poprosić, by -  zanim zaproszą w gości burmistrza B. lub prezydenta K. – posprzątali wreszcie ten nazewniczy śmietnik. Jest on bowiem nie czym innym, jak objawem braku kultury języka. Ówże zaś brak jest objawem czegoś jeszcze znacznie gorszego. Ale to już, drodzy Państwo, sami zgadnijcie czego. 

 MACIEJ DROŃ 

Ocena: 2,67
Liczba ocen: 0
Oceń ten wpis

Komentarze

  • Edward Wieczorek
    A propos przekształcenia nazwisk: w uchwale Rady Miejskiej Bytomia z 1947 r. napisano o nadaniu parkowi miejskiemu imienia generała Świerszczewskiego. Po trzech miesiącach od podjęcia owej, trafił do Urzędu Wojewódzkiego w Katowicach list z prośbą o sprostowanie w protokole uchwały, bo "kombatanci z 2. Armii WP, znający osobiście generała", stwierdzili, że nazywał się Świerczewski a nie Świerszczewski. Urząd protokołu nie prostował, bo wszyscy i tak wiedzieli o kogo chodzi. O Waltera.
  • Maciej Droń
    Szanowny panie Cebulla!

    Sprawa pisowni nazwisk na Śląsku jest skomplikowana i obarczona znaczną liczbą zaszłości historycznych. Warto ją prześledzić, zanim zacznie Pan ferować kategoryczne, i co gorsza, nieprawdziwe wyroki. Co do ks. Szafranka, to używał on obu pisowni swego nazwiska - polskiej i niemieckiej, najczęściej dostosowując pisownię do języka, którego w danej chwili używał. Łatwo to sprawdzić w licznych zachowanych dokumentach, np. w archiwum parafii Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Bytomiu. Istnieje nawet dokument dwujęzyczny, pisany w całości ręką Szafranka, na którym podpisał się on dwukrotnie, obiema wersjami nazwiska. Jego reprodukcję znajdzie Pan w literaturze, do której zajrzenie serdecznie Panu rekomenduję. Co do Pańskich uwag na temat św. Jadwigi Śląskiej, to są one tak groteskowe, że - z całym szacunkiem - nie podejmuję się z nimi polemizować. Pragnę tylko zwrócić uwagę, że nazwisko, które podał Pan w nawiasie (od miejsca urodzenia św. Jadwigi) nie brzmi "von Hansberg", ale "von Andechs". Wreszcie na koniec chciałbym dodać, że całkowicie zgadzam się z moim przedmówcą, p. Hałasiem, co do oceny Pańskich intencji. Z ukłonami - autor.
  • Henryk Cebulla
    Jak najbardziej dziwactwo (obojętnie czy celowe albo nieświadome).
    Nawet jeżeli np. imiona mają odpowiedniki polskie.
    I tak np. św. Hedwig (von Hansberg) nie może być jako
    św. Jadwiga patronką Sląska, bo miała całkiem inne imię.
  • Marcin Hałaś
    Podanego przez Pana przykładu nie uznałbym za dziwactwo. Per analogiam: Polsce wydaje się i wystawia sztuki Szekspira i nikt nie twierdzi, że takiego dramatopisarza nie było, był natomiast Shakespeare. Może więc Panu chodzi nie tyle o tropienie "dziwactw", co uznanie za jedynie prawidłową zniemczoną wersję pisowni nazwiska ks. Szafranka.
  • Henryk Cebulla
    Takich dziwactw w nazewnictwie ulic jest więcej w Bytomiu.
    Np. na Rozbarku istnieje ul. Szafranka, a takowego księdza
    na Sląsku nigdy nie było.
    Był natomiast Schaffranek.

Partnerzy