Kiedy wybuchła II wojna światowa, Danuta - wówczas Sokołowska - miała 11 lat. Wraz z rodzicami i siostrą mieszkała w niewielkiej miejscowości Orżew w województwie wołyńskim. 17 września 1939 roku na wschodnie ziemie Polski wkroczyli Sowieci. Wkrótce zaczęły się wywózki Polaków na Syberię. Komuniści działali metodycznie. - W lutym 1940 wywozili osadników wojskowych i leśników - opowiada pani Danuta. - Osadników, bo część z nich przejechała na te ziemie w 1920 roku po pobiciu bolszewików. Leśników, żeby nie pomagali w ewentualnym tworzeniu polskich oddziałów partyzanckich. Mój ojciec był leśnikiem, więc wtedy wywieźli nas.
Towarowym wagonem na zesłanie
Pani Danuta doskonale pamięta wagon, którym jechali na wschód. Towarowy, z dziurą w środku podłogi. Ta dziura służyła za ubikację w czasie podróży. Po bokach wagonu były zrobione z desek prycze, na których kładło się po kilkanaście osób. Trafili w okolice Archangielska.
Tam jej ojcu kazano pracować przy pozyskiwaniu drewna - miał przedwojenne doświadczenie w pracy w tartaku. Trwał wyrąb lasu, a pnie wiązano w olbrzymie tratwy i spławiano rzeką Dwiną, która uchodzi do Morza Białego.
Jej 16-letnia siostra również musiała pracować. Kiedyś wpadła do wody. Na szczęście nie uderzyła w wielkie bale drewna i wypłynęła na powierzchnię. W wodzie zdjęła buty, żeby nie spadły jej z nóg i dopiero potem dopłynęła do brzegu. W domu była szczęśliwa - bo nie zgubiła butów.
W 1941 roku, po ataku Niemiec na ZSRS, zaczęły się tworzyć Polskie Siły Zbrojne w ZSRS, znane pod nazwą Armia generała Andersa. Zesłańcom pozwolono opuścić miejsca osiedlenia i udać się do punktów zbornych. Rodzina Sokołowskich musiała dotrzeć spod Archangielska do punktu zbornego w Uzbekistanie. Jechali pociągami, wysiadali na różnych stacjach i najmowali się do doraźnej pracy w kołchozach, żeby dostać tam jedzenie. W jednym z takich kołchozów ojciec "podkradał" kołchozowym koniom owies, z którego gotowali zupę.
Razem z armią Andersa
Kiedy dotarli do punktu zbornego, okazało się, że ojciec pani Danuty nie został przyjęty do Polskich Sił Zbrojnych - miał już ponad 55 lat. Za to jej siostra wstąpiła do Pomocniczej Służby Kobiet. Potem było wyjście armii Andersa ze Związku Sowieckiego. Wraz z wojskiem udało się również ewakuować ponad 40 tysięcy cywilów.
Musiała się wówczas rozstać z rodzicami, który resztę wojny spędzili w Indiach - wówczas brytyjskiej kolonii.
Swojego przyszłego męża poznała korespondencyjnie. Był żołnierzem II Korpusu, pod Monte Cassino został ranny. Organizowano wówczas akcję pisania listów przez uczennice polskich szkół do rannych żołnierzy. W ten sposób nawiązali znajomość. Pobrali się w 1947 roku w Londynie.
Nie chciała do TPPR
Rok później postanowili wrócić do Polski. Nie byłą to łatwa decyzja: chodziło o powrót do kraju rządzonego przez komunistów. Jednak się zdecydowali. Najpierw trafili do Bydgoszczy.
- Mój mąż przed wojną mieszkał we Lwowie, trenował biegi w Pogoni Lwów. Postanowił się przenieść do naszego miasta, gdy usłyszał, że jest tu dużo lwowiaków i dawnych zawodników Pogoni.
Pani Danuta w Bytomiu pracowała w Cefarmie. Raz tylko miała w pracy kłopoty - kiedy odmówiła zapisania się do Związku Przyjaźni Polsko-Radzieckiej. A należeć miała cała załoga. TPPR organizował wówczas m.in. wycieczki do różnych radzieckich miast. - Powiedziałam, że ja już byłam w Związku Radzieckim bardzo długo, więc nie muszę tam jechać - mówi pani Danuta.
Komentarze