Jeżdżą również kobiety. Wszyscy twierdzą, że daje to poczucie wolności i swobody. Ale trzeba również pamiętać, że motocykl to bodaj najmniej bezpieczny pojazd poruszający, a często pędzący, po naszych drogach.
Wszystko za sprawą amerykańskiego filmu "Easy rider" - "Swobodny (wolny, szalony) jeździec". Zrealizowany w 1969 roku stał się jednym z kultowych obrazów tzw. amerykańskiego kina drogi. W podróż motocyklami przez Stany Zjednoczone wyruszają dwaj hippisi. W ostatnich scenach filmu obaj giną zastrzeleni przez "tępych" farmerów z amerykańskiego południa, a kamera filmująca płonący motor Kapitana Ameryki (to ksywa jednego z bohaterów) powoli unosi się w stronę nieba, pokazując z lotu ptaka sielski krajobraz.
Ci, którzy nigdy nie obejrzeli filmu, zapewne chociaż raz słyszeli inspirowaną nim piosenkę Krzysztofa Daukszewicza "Easy rider".
Jedni to tradycjonaliści jeżdżą na chopperach, czyli motocyklach takich jak bohaterowie przywołanego filmu. Inni wolą motocykle turystyczne. Jeszcze inni "zasuwają" na tzw. ścigaczach, na których motocyklista przyjmuje inną pozycję, bo chodzi o aerodynamiczny kształt oraz prędkość.
O tych ostatnich, jeżdżących szczególnie szybko niektórzy mówią "dawcy narządów". To dlatego, że posiadacze ścigaczy bez trudu przekraczają prędkość 200 km/h. To oczywiście niedozwolone, ale motocykliści mają swoje sposoby nawet na fotoradary. Z przodu nie posiadają tablicy rejestracyjnej, tę tylną zaginają tak, aby stała się trudna do odczytania.
Prezydent zaczynał od motorynki
Wielu entuzjastów motocykli jest także w Bytomiu. Począwszy od prezydenta miasta Mariusza Wołosza. On nawet na Facebooku ustawił jako zdjęcie profilowe fotografię, na rej pozuje siedząc właśnie na motocyklu. Obecnie jeździ na maszynie Yamaha Midnight Star, pojemność 1300, rocznik 2007. Ale zaczynał bardziej skromnie. - Pierwsza była chyba motorynka we wczesnej młodości. Potem nawet złożyłem sam od podstaw czeską Jawę TwinSport - wspomina Mariusz Wołosz. - Piękna, czarna i to był już motocykl, a nie motorower. Zresztą do dziś bardzo lubię pracę w warsztacie, chociaż współczesne motocykle to już inna bajka. Tutaj niewiele da się zrobić samemu, bo do napraw potrzebny jest specjalistyczny sprzęt.
Kilkanaście lat temu motocyklami do Kołomyi na Ukrainie, w poszukiwaniu wrażeń, wybrali się obecny dyrektor Zespołu Szkół Mechaniczno-Elektronicznych dr Ireneusz Szpara oraz ówczesny prezes Zespołu Elektrociepłowni Bytom Jacek Janas.
Przynajmniej tych, których młodość przypadła na okres schyłkowego PRL-u. Tomasz Boczkowski jest "weteranem" bytomskiego środowiska rockowego. Kiedyś był współwłaścicielem słynnego muzycznego pubu Exlibris, mającego siedzibę w gmachu Miejskiej Biblioteki Publicznej. Grał w różnych kapelach, z zespołem The Bił And dotarli do "Złotej 10" debiutów na festiwalu w Opolu.
Rockman na motocyklu
Dzisiaj Boczkowski pracuje jako taksówkarz, ale to jazda na motocyklu jest jego pasją. - W moich szczenięcych latach samochód był w tak dalekiej galaktyce, że mogłem tylko zbierać plakaty z jego wizerunkami. Inaczej miały się sprawy z jednośladami - opowiada Boczkowski. - Starsi koledzy z podwórka ujeżdżali motorynki, komarki, WSK, cobuzy. Tu już była szansa, żeby " karnąć" się wokół bloku. No i tak to się zaczęło. Pierwsza poważna maszyną była etz wyprodukowana w NRD. Pojemność chyba 250 - mało jak na obecne standardy, ale narowisty silniczek dawał sporo frajdy i emocji.
Obecnie Boczkowski posiada Yamaha Stratoliner - potężnego cruzera (czyli potężny turystyczny motocykl) o pojemności 1900 cm sześciennych. Ale podkreśla, że zaczynał na motorynce 49 cm. Jaka była jego najdłuższa podróż obecną maszyną? - Z Karbia na Rozbark - odpowiada Boczkowski. W połowie drogi puszkarz, czyli kierowca samochodu wymusił pierwszeństwo i wydłużył mi podróż o jakieś 4 miesiące. I tam miałem szczęście, że skończyło się na stłuczonych żebrach i ogólnym poobijaniu.
Kobiety też jeżdżą
Ale kobiety też jeżdżą. Pasjonatami motocykli są Klaudia i Piotr Klimzowie. Pan Piotr pochodzi ze znanej w Bytomiu rodziny piekarzy. Na motocyklu jeździ również Agnieszka Morys - kierownik biura Cechu Rzemiosł Różnych w Bytomiu. - Od dziecka lubiłam motocykle - wspomina pani Agnieszka. - Pamiętam jak na wsi jeździłam na zakupy motorowerem marki Komar. Potem zaczęłam jeździć z kolegą na zloty motocyklistów. Prawo jazdy na samochód uzyskałam w wieku 17 lat, ale wówczas mama nie pozwoliła mi zrobić również prawa jazdy na motocykl. Uzyskałam je niedawno, kiedy miałam już skończone 40 lat.
Teraz Agnieszka Morys jeździ na motorach razem ze swoim mężem Sebastianem. Mówi, że dzisiaj rozumie na czym polega różnica pomiędzy młodym człowiekiem, który wsiada na motor a osobą z większym doświadczeniem. - To zupełnie inna świadomość, inna wyobraźnia - mówi pani Agnieszka.
Niebezpieczeństwo w pakiecie
Jednego nie da się ukryć: w pakiecie dostaje się ryzyko. W czasie kolizji lub wypadku kierowca samochodu chroniony jest przez karoserię, strefy zgniotu, pasy bezpieczeństwa, poduszki powietrzne. Motocyklista ma tylko kask na głowie. Jeden z bytomskich motocyklistów powiedział nam, że kilka dni temu rozpędził się do 250 km/h. Oczywiście nie chciał, aby ujawnić o kogo chodzi, bo popełnił poważne wykroczenie. W każdym razie nie był to prezydent miasta.
Chociaż i z tym różnie bywa. - Mój zięć oprócz samochodu miał motocykl, jazda sprawiała mu frajdę - mówi jeden z bytomskich przedsiębiorców. - A pewnego dnia sprzedał motor i kupił rower. Mówił, że teraz dopiero jest fajnie i czuje, że żyje.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz