– Czy nie chce pan już być dyrektorem Śląskiego Teatru Tańca?
– Wręcz przeciwnie. 20 lat temu przychodząc do Bytomia przedstawiłem plan i harmonogram realizacji projektu pod nazwą Śląski Teatr Tańca. To wszystko zostało zrealizowane. Rozpoczynając z „poziomu zero”, od niczego stworzyliśmy tutaj rozpoznawalny i ceniony w całym świecie zespół oraz największy międzynarodowy festiwal taneczny w tej części Europy. Teraz chciałbym kontynuować tę misję. Opracowałem i złożyłem w Urzędzie Miejskim obszerny dokument zatytułowany „Strategia Śląskiego Teatru Tańca 2012–2027”.
– W maju prezydent Bytomia ogłosił konkurs na stanowisko dyrektora Śląskiego Teatru Tańca. Nie zgłosił pan wówczas swojej kandydatury, konkurs pozostał nierozstrzygnięty.
– Wczesną wiosną ówczesny prezydent Piotr Koj wraz ze swoją zastępczynią złożyli propozycję, abym objął stanowisko dyrektora artystycznego i skupił się na działalności artystycznej, natomiast stanowisko dyrektora naczelnego powierzyć komuś innemu. Byłem gotowy przyjąć takie rozwiązanie i dlatego nie zgłosiłem swojej kandydatury do konkursu. Wówczas nastąpiła seria ruchów, których się nie spodziewałem. Zorientowałem się, że dyrektor do spraw artystycznych tak naprawdę nie będzie posiadał żadnych uprawnień. Realna stawała się sytuacja, w której Śląski Teatr Tańca zostałby sprowadzony do rangi prowincjonalnego zespołu, działającego w instytucji przypominającej bardziej dom kultury niż teatr, a dla mnie w ogóle nie byłoby w nim miejsca. Przedstawiałem swoje racje, spotykałem się z władzami miasta właściwie co tydzień, ale nic z tego nie wynikało. Doszedłem więc do wniosku, że trudno, abym rozmowy o przyszłości Śląskiego Teatru Tańca prowadził na poziomie dżentelmeńskich uzgodnień, które w każdej chwili mogą okazać się dla władz miasta niewiążące. Dlatego oficjalnie złożyłem w Urzędzie Miejskim „Strategię Śląskiego Teatru Tańca 2012-2027”. Jestem gotowy przyjąć odpowiedzialność za jej wdrożenie. Chwilami trudno jednak wierzyć, że miasto zainteresowane jest taką możliwością. Pani komisarz bez konsultacji ze mną przyjęła nowy statut Śląskiego Teatru Tańca. Daje on możliwość decydowania prezydentowi miasta o wszystkich sprawach teatru, rozdziela funkcje dyrektora i dyrektora artystycznego, a temu drugiemu praktycznie nie daje żadnych uprawnień. Równocześnie zacząłem doświadczać ingerencji w moją kompetencje jako dyrektora, łącznie z sugestiami dotyczącymi ruchów kadrowych w teatrze.
– A może nie radził pan sobie z menedżerskim nadzorem nad teatrem? Na początku roku ujawniono nieprawidłowości, jakich dopuścił się pana zastępca – dyrektor do spraw rozwoju. Sprawę bada prokuratura, postawiono mu już zarzuty.
– Mój zastępca, będący równocześnie dyrektorem ds. rozwoju otrzymał szereg kompetencji w kwestiach administracyjno–finansowych. Obowiązujące przepisy dawały mi prawo takiego scedowania obowiązków na swego zastępcę. Zaufałem mu, bo działalność instytucji nie może opierać się na jednej osobie. Niestety, to zaufanie zostało nadużyte. Kiedy zorientowałem się, że mogło dojść do nieprawidłowości – zawiadomiłem prokuraturę o podejrzeniu popełnienia przestępstwa. Równocześnie muszę zaznaczyć, że od 10 lat systematycznie informowałem Urząd Miejski o sytuacji, jaka istnieje w teatrze. Otrzymywaliśmy środki na działalność wystarczające na 6, maksymalnie na 9 miesięcy. I nie mówię tutaj o działalności merytorycznej, ale środkach na wypłatę pensji pracowników. W końcu zostaliśmy na koniec 2011 roku z olbrzymimi długami. Ten krach można było przewidzieć. Władze miasta wiedziały o sytuacji, jednak wygodniej było udawać, że nic się nie dzieje: przecież teatr działał. To wszystko od dawna sprzyjało ryzyku wystąpienia nieprawidłowości finansowych.
– Mówi pan, że pieniędzy było zawsze za mało. Jak więc działał teatr?
– Pozyskiwaliśmy środki z funduszy zewnętrznych. Wydaje się, że w gminie istniała akceptacja takiego stanu rzeczy, w którym Śląski Teatr Tańca nawet jak będzie miał za mało pieniędzy, to sobie poradzi. W rezultacie pojawił się problem rozliczania dotacji celowych ze źródeł zewnętrznych. To efekt kilkuletnich prób „zapychania” dziury w naszym budżecie kolejnymi dotacjami celowymi. Ostatecznie nastąpiła zapaść finansowa i kryzys teatru: zostaliśmy z długiem, zablokowane zostały możliwości pozyskiwania kolejnych dotacji celowych.
– Przejdźmy do programu pozytywnego. Jakie rozwiązanie byłoby najlepsze – żeby utrzymać rangę i prestiż teatru, a równocześnie wyprowadzić go z finansowo-organizacyjnego kryzysu?
– Opracowując „Strategię Śląskiego Teatru Tańca 2012-2027” starałem się określić, jak uniknąć podobnych problemów w przyszłości. Dokument ten opiera się na analizie sytuacji oraz próbie określenia jej przyczyn. Aby uniknąć jej powtórzenia, proponuję określony system organizacji obiegu dokumentów, rozliczania i wewnętrznego monitoringu. Następna sprawa to kwestia dotacji miasta dla Śląskiego Teatru Tańca, które nie może być poniżej „minimum przetrwania”. Zaproponowałem ją na poziomie 1 miliona 100 tysięcy złotych rocznie – to zapewni swobodne działanie z miesiąca na miesiąc, pokrywając pensje i koszty administracyjne. Na inne projekty jesteśmy w stanie pozyskiwać fundusze zewnętrzne, ale musimy mieć zagwarantowane środki na podstawowe działanie. Oczywiście, kiedy zostanie ukończona adaptacja pomieszczeń dawnej kopalni Rozbark, gdzie teatr ma znaleźć nową siedzibę – koszty naszego funkcjonowania będą musiały wzrosnąć o środki utrzymania tego budynku.
– Wciąż jest pan dyrektorem Śląskiego Teatru Tańca.
– Składając „Strategię Śląskiego Teatru Tańca 2012-2027” zadeklarowałem, że chcę nadal prowadzić w Bytomiu teatr, któremu poświęciłem 20 lat życia.
Komentarze