Rudolf Wacek był nauczycielem i działaczem sportowym - m.in. prezesem Pogoni Lwów, jednego z najbardziej utytułowanych klubów w historii polskiego futbolu. Parał się też dziennikarstwem, pisał książki. We współczesnej Polsce działacz piłkarski kojarzy się z podtatusiałym "leśnym dziadkiem", alkoholem na zgrupowaniach i machinacjami "Fryzjera". W czasach II Rzeczypospolitej działacz sportowy najczęściej sam był sportowcem. Rudolf Wacek uprawiał m.in. narciarstwo i saneczkarstwo, ale najbardziej kochał kolarstwo. Na rowerze objechał całą Europę, docierając aż do Hiszpanii.
Wychowywać przez sport
Urodził się w 1883 roku w podlwowskiej wsi Witków Stary. Jego ojciec był spolonizowanym Czechem, stąd nazwisko, matka polską szlachcianką. Maturę zdał w Tarnopolu, potem ukończył studia z historii i geografii na Uniwersytecie Lwowskim. Pierwszą pracę jako nauczyciel podjął w Krakowie. Przez dwa lata był wychowawcą synów arcyksięcia Habsburga w Żywcu. Już jako młody nauczyciel zaczął organizować sportowe zajęcia i kluby dla swoich uczniów.
W 1913 r. wrócił do Lwowa i został nauczycielem w II Szkole Realnej. "Nie cieszyła się ona wtedy dobrą sławą: trafiały tam wszystkie lwowskie baciary, uczniowie, których wydalono z innych szkół za złe zachowanie" - czytamy o tej placówce. Wacek doszedł do wniosku, że takich batiarów można wychować przez sport.
Rowerem przez Europę
Ale sam też go uprawiał. Organizował rajdy kolarskie po całej Europie. Ostatni - latem 1914 roku. 4 tysiące kilometrów przez Paryż na Wyspy Brytyjskie, a potem do Skandynawii. Warto pamiętać, że wówczas rowery nie miały przerzutek. Dodajmy, że takie rajdy miały także charakter patriotyczny - pokazywały ludziom spotkanym na trasie, że Polska istnieje, skoro kolarze mieli na koszulkach napis „Excursion polonaise”. W takiej aktywności nie przeszkadzała Wackowi ułomność fizyczna - jedną nogę miał krótszą, lekko utykał.
W 1920 roku razem z Pogonią Lwów przyjechał na Górny Śląsk, aby zagrać z niemieckimi klubami - a w rezultacie je rozgromić. Ta wyprawa miała też wymiar polityczny i patriotyczny. Na Śląsku trwała tzw. akcja plebiscytowa, a wygrana polskiej drużyny miała podnieść morale Ślązaków, chcących głosować za Polską.
Rudolf Wacek opisał ten wyjazd szczegółowo we wspomnieniach: "Było to w czerwcu 1920 r. Na Górnym Śląsku w pełni wrzała walka plebiscytowa, na Lwów waliły hordy Budionnego. (...) W takiej chwili otrzymałem z Warszawy list od kapitana Polakiewicza, dzisiejszego posła sejmowego; w liście tym proponował mi zasłużony poseł wyjazd z lwowskimi piłkarzami na G. Śląsk celem rozegrania tamże zawodów z polskimi drużynami piłkarskimi; zawody te miały być propagandą polskiego sportu. (...) Na G. Śląsku wrzała wówczas ciężka walka plebiscytowa. Terrorem i przekupstwem chciano zyskać duszę polskiego górnika. Przedstawiano mu Polskę, jako kraj ciemnoty, zacofania - kraj Azji a nie Europy."
Bój w Beuthen
Rudolf Wacek zmodyfikował ten plan i postanowił zagrać z... drużynami niemieckimi. Aby to osiągnąć, użył fortelu. Przyjechał na Śląsk i posługując się nienaganną niemczyzną zaproponował działaczom miejscowych klubów mecze z „Olympia-Mansehaftaus aus Lemberg", czyli olimpijską drużyną ze Lwowa, pod kierunkiem sędziego z Wiednia pana Hippa. Dopiero, gdy Pogoń przyjechała na Śląsk, Niemcy zdali obie sprawę, że jest to polska, a nie austriacka drużyna, ale wycofać się już nie mogli.
W pierwszym meczu Pogoń wygrała z katowicką Dianą 5:0. Potem miała zagrać w Bytomiu z miejscową z drużyną 09 Beuthen. Widząc sytuację, Niemcy sprowadzili do 09 Beuthen gwiazdy z Wrocławia, w tym reprezentacyjnego bramkarza Niemiec Eidmena. "Rozpoczęła się gra, która decydowała nie o wyniku cyfrowym - decydowała o tysiącach głosów plebiscytowych" - pisał Rudolf Wacek.
Ostatecznie Pogoń, ku wściekłości niemieckich kibiców, wygrała 3:2. Zakończenie meczu też było niezwykłe: "Drużynę naszą, Bilora i mię otoczyło kołem kilkudziesięciu tęgich chłopów; była to bojówka górników, która nas odprowadziła aż do hotelu lomnickiego, stanowiąc ochronę przeciw ewentualnemu napadowi rozwścieczonych Niemców" - kontynuował Wacek. Zapewne nie przypuszczał, że w tym właśnie Bytomiu spędzi ostatnie 11 lat życia i spocznie na zawsze.
Ze Lwowa na Śląsk
Rudolf Wacek był także myśliwym - tę pasję wyniósł z dzieciństwa, jego ojciec był leśniczym. "Polowanie odbywa się przecież na świeżym powietrzu, wymaga dobrej formy fizycznej i pracy mięśni. Sam zaś strzał, jak wiadomo, jest dyscypliną olimpijską" - czytamy w artykule poświęconej Wackowi. Rudolf Wacek napisał kilka książek, w tym właśnie "Wspomnienia myśliwskie".
Po urazach nie odzyskał już pełnej sprawności, a w 1945 roku jak tysiące wysiedleńców ze Lwowa przyjechał do Bytomia. Tutaj pomagał jeszcze w organizowaniu Polonii Bytom, która nawiązywała do tradycji i przejęła barwy jego ukochanej Pogoni.
Po wojnie mimo kłopotów ze zdrowiem był jeszcze aktywny. W 1947 roku nakładem Wydawnictwa Świętego Krzyża w Opolu wydał dwie książki: "Wspomnienia sportowe" oraz "W polskich kniejach". Współcześnie wydawnictwo Atra World wznowiło jego książkę "Darz Bór" w formie audiobooka.
Rudolf Wacek zmarł w Bytomiu 4 września 1956 roku. Pochowany jest na cmentarzu Mater Dolorosa.
Komentarze