Igrzyska czas zacząć!

Czekamy na medale! 27 lipca, z udziałem trójki bytomskich sportowców, rozpoczną się w Londynie najważniejsze w świecie zawody.

  • Data:
  • Autor: Edytor

Tradycja Igrzysk Olimpijskich sięga starożytności. Pierwsze udokumentowane święte igrzyska na Olimpii ku czci Zeusa rozegrano prawie osiem wieków przed narodzeniem Jezusa. Zgodnie z nazwą, podczas ich trwania obowiązywał pokój boski. Aczkolwiek nie brakło krwawej i wyniszczającej wojny między miastami o przewodnictwo w tych najważniejszych zawodach. Zdziwiliby się jednak dawni organizatorzy imprezy nie tyle rozmachem obecnych igrzysk, co przede wszystkim jej wojskowo– policyjno–tajniacką obstawą.

Starożytne igrzyska odbywały się przez pięć dni. Posiadały specyficzną, mistyczną otoczkę. Zawody sportowe przeplatały religijne obrzędy. Drugiego dnia igrzysk obywały się wyścigi rydwanów oraz pięciobój – bieg, skok w dal, rzut dyskiem i oszczepem oraz zapasy. Następnego dnia rywalizowali zapaśnicy i bokserzy. Z kolei toczył się mrożący krew w żyłach pankration, będący połączeniem boksu z zapasami, czyli czymś na kształt dzisiejszego MMA. Ścigano się również w pełnym uzbrojeniu. Zwycięzca otrzymywał wieniec laurowy. Czystość konkurencji zaczęły zatruwać pieniężne nagrody. Bizantyjski cesarz Teodozjusz Wielki w 393 roku po Chrystusie zabronił organizacji igrzysk, pogańskich w klimacie i obrzędowości.

Nawiązujące do dawnej tradycji, nowożytne letnie igrzyska, wznowione zostały za sprawą Pierre’a de Coubertina w stolicy Grecji w 1896 roku. Od tamtego czasu pęczniały liczbą uczestników, wydanych pieniędzy oraz konkurencji. W rozpoczynających się 27 lipca i trwających do 12 sierpnia Igrzyskach XXX Olimpiady w Londynie sportowcy walczyć będą w 302 konkurencjach w 26 dyscyplinach.

Polacy pierwszy raz stanęli na starcie w 1924 roku. Tym razem na naszą reprezentację złoży się ponad 200 zawodniczek i zawodników. Bytomianie zapewne ze szczególnym zainteresowaniem śledzić będą dokonania trójki swoich kadrowiczów: dżudoków Janusza Wojnarowicza (+ 100 kg) i Pawła Zagrodnika (66 kg) oraz lekkoatletki Magdaleny Gorzkowskiej. 29 lipca do rywalizacji przystąpi Zagrodnik. Natomiast Wojnarowicz stanie do walki 3 sierpnia. Sztafeta 4x400 m z ewentualnym udziałem Gorzowskiej wystartuje 10 sierpnia. Oficjałowie z Polskiego Komitetu Olimpijskiego liczą nawet na ponad dwadzieścia medali krajowej ekipy. Wśród kandydatów do miejsca na podium znajduje się Janusz Wojnarowicz.

Na szczęście sport rządzi się swoimi prawami. Przed zawodami wszyscy biorący w nich udział pozostają potencjalnymi medalistami. Bywa, że faworyci pozostają w pobitym polu, natomiast z góry skazywani na porażkę osiągają najwyższe wyniki. Tak było w czasie Zimowych Igrzysk Olimpijskich w Sapporo, gdy Wojciech Fortuna fenomenalnym skokiem zapewnił sobie złoto. Przed Atenami wspomniany Janusz Wojnarowicz wydawał się 100–procentowym kandydatem na igrzyska. Tymczasem w kwalifikacjach dał się wyprzedzić przez krajowego rywala Grzegorza Eitela. Za to inny bytomski sportowiec, płotkarz Marek Plawgo przed tymi igrzyskami przysłowiowym rzutem na taśmę uzyskał niezbędne minimum olimpijskie. Czego nie udało mu się dokonać przed Londynem.

Podczas pożegnania bytomskich olimpijczyków przed tygodniem w „Agorze” optymistą pozostawał każdy z naszym oklaskiwanych zawodników, trenerów i działaczy sportowych. Jednak szczególną wiarą w sukces natchnął kibiców szkoleniowiec dżudoków Marian Tałaj, przed laty medalista olimpijski oraz mistrzostw Europy. Jego zdaniem Wojnarowicz powinien w Londynie stanąć na podium. Trener Tałaj powtórzył swój wywód, gdy we wtorek z nim i jego dwoma podopiecznymi spotkaliśmy się w hali Czarnych. Zawodnicy szykowali się do wyjazdu na przymiarkę olimpijskich reprezentacyjnych strojów, stamtąd na zgrupowanie do Spały. Potem czekało ich ślubowanie i po kolei odlot do Londynu. Ponieważ całe klubowe bractwo udało się na obóz do Kołobrzegu, można było w spokoju chwilkę pogadać, obserwując relaksowe ćwiczenia Zagrodnika i Wojnarowicza.

Ma pan swoją teorię nieuchronnego sukcesu.

– Janusz mówi, żeby nie wierzyć w zabobony, a ja wierzę. W 1972 roku w Rotterdamie wywalczyłem pierwszy medal w mistrzostwach Europy seniorów. 28 lat później przyjechałem do tego miasta już jako trener kadry narodowej. Chłopaki z Bytomia zdobyli wtedy w mistrzostwach Europy dwa medale – Janusz Wojnarowicz srebrny a Robert Krawczyk brązowy. Także Londyn był dla mnie szczęśliwym miastem, bo zdobyłem tam pierwszy złoty medal dla Polski na mistrzostwach Europy juniorów. Myślę, że okaże się równie szczęśliwy dla naszych zawodników. O jakiś krążek się pokuszą.

Wykazał się pan 50–procentową skutecznością. Olimpijskie przygotowania pod pana okiem rozpoczynała czwórka dżudoków Czarnych, nie licząc Ewy Konieczny. Na igrzyska wyjedzie dwóch.

– Tak, ale dwójka, która nie zdobyła kwalifikacji, była bardzo wiekowa. Przemek Matyjaszek sam wcześniej wycofał się z rywalizacji i zakończył karierę. Robertowi Krawczykowi niewiele zabrakło do zakwalifikowania się do Igrzysk Olimpijskich. Dżudo to sport do trzydziestki. Może gdyby Robert zmienił wagę rok wcześniej, to sytuacja rozwinęłaby się inaczej...

Czy jest jakaś recepta na sukces, którą przed wyjazdem do Londynu wbijał pan sportowcom do głowy?

– Nie, mają się bić, urywać przeciwnikom głowy i to wszystko. Są odpowiednio przygotowani fizycznie i psychicznie. Paweł Zagrodnik będzie miał dwudziestu równorzędnych przeciwników. Nawet kilku lepszych, bo nigdy nie wygrał z Moguszkowem, Ungvarim i kilkoma innymi zawodnikami. Natomiast w przypadku Janusza poza zasięgiem wydaje się tylko Francuz Riner. Pozostali są do wzięcia. Wszystko zależeć będzie od dyspozycji dnia oraz od losowania. Kto trafi na Rinera, ten ma po zawodach.

Ale nawet on jest do pokonania.

– Tak, bo go Tangrijew pokonał na Igrzyskach Olimpijskich w Pekinie oraz Kamikawa na mistrzostwach świata w Tokio w 2010. Ale podczas tegorocznych zawodów Grand Slam w Paryżu Riner tego Japończyka dosłownie zmiażdżył, zniszczył. W tym momencie trudno prorokować. Po losowaniu będzie można coś wstępnie poukładać. Teraz trzeba się modlić o korzystne losowanie i żeby turniej się dobrze ułożył, bo to nie jedna walka. Zobaczymy, co się stanie. Zostały dwa tygodnie. Trochę szlifu i koniec. Teraz najważniejsze, żeby wypoczęli, bo są trochę zmęczeni. Jak odpoczną parę dni, to myślę, że będzie dobrze.

Nam nasuwa się pewna refleksja. Co by mówić, Bytomiowi medal się należy, ponieważ od złota dżudoki Waldemara Legienia w Barcelonie pozostawał bez olimpijskiego triumfu. Trzeba więc zakończyć dwudziestoletni niefart.

Ocena:
Liczba ocen: 0
Oceń ten wpis

Komentarze

Nikt jeszcze nie komentował tego artykułu, dodaj pierwszy komentarz.

Partnerzy