Od kilku miesięcy spora grupa osób realizując przepisy robi co musi, by Damian Bartyla został bytomskim radnym, a były prezydent nie robi nic, żeby przysługujący mu mandat wziąć. Ba, robi wszystko, żeby go nie dostać. Komisarz wyborczy wysłał plik listów, bytomskie władze także, dołączając zaproszenia na kolejne sesje. Bartyla się jednak na nich nie pojawił i nawet nie przysłał tłumaczącej go odpowiedzi, a części owych pism nie odebrał. W efekcie nie złożył ślubowania, co według niektórych interpretatorów prawa oznacza, że rajcą nie jest.
Dodatkowo okazało się, że być nim nie może, bo w Bytomiu nie zamieszkuje, nie jest zameldowany, nie płaci tu za śmieci i próżno go szukać w spisie wyborców. Mimo to Rada Miejska wygasiła jego mandat, dając szansę objęcia wakatu kolejnej osobie z listy.
Wydawało się, że to krok jedyny możliwy i w tej sytuacji oczywisty, zwłaszcza że i Bartyla go nie podważał. Tu się jednak wtrącił wojewoda, unieważniając unieważnienie mandatu. Wojewoda chce, żeby rządzący naszym miastem jeszcze bardziej wykazali, że Bartyla zasiąść w Radzie nie może. Jak ma to być dowiedzione? Chyba tylko w ten sposób, że wyznaczy się jakiegoś urzędnika lub jeszcze lepiej strażnika miejskiego, a ten będzie krok w krok chodził za Bartylą, robił mu zdjęcia i udowadniał: byłego prezydenta nic już z Bytomiem nie wiąże.
Jest też inne rozwiązanie, banalne i oczywiste.
Może w końcu sam Damian Bartyla jasno powie: tak, chcę być bytomskim radnym, pojawię się na najbliższej sesji i złożę ślubowanie lub też: nie, nie chcę być bytomskim radnym, przestańcie się mną w końcu zajmować.
Nie wiem, czemu zainteresowany nie utnie spekulacji, oszczędzając wielu osobom roboty. Dam sobie natomiast rękę uciąć, że objęcie mandatu jest ostatnią rzeczą o jakiej były prezydent marzy. Do Rady wszedłby na zaledwie półtora roku, mógłby dołączyć do dwójki swoich ostatnich zwolenników w niej i ewentualnie odtworzyć klub, który jednak przy dzisiejszym układzie sił nie miałby żadnego znaczenia. Bartyla narażałby się jedynie na ataki rządzącej większości, wyciągającej mu przy każdej okazji błędy sprzed lat. On w zamian mógłby jedynie krytykować. Myślę, że taka funkcja mu nie odpowiada. Tylko czemu sam tego nie przyzna i uwolni mandatu?
Komentarze